Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna o przestępcach w policyjnych mundurach
Policyjny Serwis Informacyjny
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prezes Centrum Poleca ; http://policyjny.blox.pl/html

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Policja V RP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 16:17, 31 Mar 2006    Temat postu: Prezes Centrum Poleca ; http://policyjny.blox.pl/html

.

Prezes Centrum Poleca :

[link widoczny dla zalogowanych]

KRONIKA

[link widoczny dla zalogowanych]

Kapuś Tomasz Markiewicz ( ksywa Abdul )



XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Sesja naukowa poświęcona przestępczości w policji
Zorganizowana przez
Niezależne Obywatelskie Centrum
Badania i Monitoringu
Stopnia Zdeprawowania Demoralizacji i Patologii w Policji

Na zdjęciu prelegenci :

Pan Prezes , Pan Redaktor i Pan Naczelnik




[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

prelegenci c.d.

Pan Prezes , Pan Naczelnik i Pan Radny

Przewodniczący Klubu Radnych PiS




>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Wykopani przez policję!


REGION.

Magdalena, Monika i Jarek z powiatu kłodzkiego tej przygody z polską policją nie zapomną do końca swojego życia. Kiedy im wydawało się, iż już za moment zostaną pełnoprawnymi funkcjonariuszami tej formacji, która tak bardzo poszukuje ludzi do pracy, że aż kusi banerami i ogłoszeniami, delikatnie pisząc - pokazano im drzwi.



Natomiast naczelnik Działu Kadr Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu przestrzegł - jak przywołują jego słowa, aby nie dochodzili niczego, bo i tak nie wygrają. Dziś najbardziej żałują tego, że tak szybko zrezygnowali z dotychczas wykonywanych zawodów. Magdalena rozstała się ze swoją szkołą, gdzie była nauczycielką, Monika zlikwidowała działalność gospodarczą, natomiast Jarosław przestał być pracownikiem firmy ochroniarskiej. Na to posunięcie zdecydowali się po tym, gdy telefonicznie ich poinformowano, iż muszą tak uczynić, bo są to wymogi procedur przyjmowania kandydatów do pracy w policji...Wielkie marzenia – Wydawało mi się, że będzie to ciekawa praca. Nawet chciałam podjąć studia z nią związane. Służba mundurowa zawsze mi się podobała i kojarzyła z czymś niezwykle ciekawym, pozwalającym awansować. Decyzja była więc przemyślana – przyznaje Monika. – Tym bardziej, że mam dwoje już dorosłych dzieci i męża policjanta. Według Magdaleny - fakt bycia funkcjonariuszem policji mobilizuje do tego, aby stale się szkolić i doskonalić, być na bieżąco za pan brat z prawem: – Mamy po trzydzieści lat, jakieś doświadczenie życiowe za sobą, postanowiliśmy podjąć pewne ryzyko starając się o przyjęcie do policji – zauważa. Komplet dokumentów złożyli w Komendzie Powiatowej Policji w Kłodzku. Później otrzymali telefon, że są skierowani na testy wiedzy i sprawnościowe, które zaliczyli i przedostali się na wyższy etap kwalifikacji. Kolejny telefon związany był z wezwaniem na multiselekt, czyli rozmowę z psychologiem oraz testy komputerowe sprawdzające ich predyspozycje. Na wyniki czekali dwa tygodnie – były dla nich pozytywne. Podróże nadziei – Zostaliśmy zaproszeni na następny etap, tzw. wywiad zorganizowany. W komisji siedziały trzy osoby: psycholog i dwie osoby z kadr. Kadrowiec miał komplet naszych dokumentów, wiedziano, kim jesteśmy, co aktualnie wykonujemy. Po prostu nas prześwietlono – mówi Magdalena. – I ten etap przeszliśmy, i skierowano nas na komisję lekarską. Jednocześnie złożyliśmy ankietę bezpieczeństwa, co było potrzebne, żeby nas jeszcze dokładniej sprawdzili. Do Wrocławia jeździli kilkakrotnie, robili wyniki na własny koszt. Ponieśli niemałe wydatki. Zgodzili się na nie biorąc pod uwagę fakt, że skoro gra idzie o ważną stawkę, muszą ponieść tego koszty. W poniedziałek, 14 lipca br., otrzymali telefon, że są już po wszystkich procedurach i 17 mają stawić się na szkolenie o informacjach niejawnych połączone ze spotkaniem organizacyjnym. Polecono im zabrać ze sobą komplet dokumentów, w tym świadectwa pracy, zdjęcia do legitymacji służbowych. Znaleźli się w grupie około 90 wyselekcjonowanych osób, co do których nie było żadnych zastrzeżeń ze strony odpowiadających za nabór.Kubeł zimnej wody – Wypełniliśmy tam różne kwestionariusze ważne do wysługi lat, odbyło się też branie miary krawieckiej na mundury dla nas. Po kolei wyczytywano też, kto, gdzie ma przydział do pracy i przy okazji zauważano, komu ewentualnie brakuje coś z dokumentów. W naszym przypadku nie było jakichkolwiek uwag. Wręcz usłyszałyśmy: jesteście panie przyjęte. Wałbrzych, proszę się zgłosić 28 lipca do komendy miejskiej – relacjonuje Magdalena. – Byłam wspólnikiem firmy, więc po takim upewnieniu zamknęłam działalność gospodarczą. Tymczasem we wtorek, 23 lipca, otrzymałam wiadomość telefoniczną z KWP, że proces kwalifikacyjny w stosunku do mnie został zakończony. Identyczną informację otrzymała Magda i Jarosław. Oznaczało to, że nie zostaliśmy przyjęci. W ten oto sposób stałam się bezrobotna – podkreśla Monika. Nieprzyjęci i już! Choć starała się dowiedzieć, z jakiego powodu, nie udzielono jej informacji. Rozmówca stwierdził, że takiego obowiązku nie ma. Nie dała za wygraną. Razem z Magdaleną pojechały do KWP, do komendanta, pod którego nieobecność przyjął je szef działu kadr. Rozmowa z nim była raczej zdawkowa. Wyraził pogląd, jest przeciwnikiem zatrudniania kobiet w policji. – Dowiedziałyśmy się, że nie możemy być dopuszczone do tajnych informacji. A niby dlaczego, skoro wszystkie nasze dokumenty były w porządku. Chyba, że pełnomocnik z KPP w Kłodzku na czas nie dostarczyła jakiegoś dodatkowego zaświadczenia, na co już wpływu nie miałyśmy – dodaje Monika. – Pan wzruszył ramionami, kiedy zapytałyśmy, kto nam zwróci poniesione koszty. Stwierdził, abyśmy nigdzie nie szły na skargę, bo niczego nie wskóramy. To wszystko jest obwarowane przepisami.Policyjna ciuciubabka – Nie jest prawdą, że nie zakończono postępowania kwalifikacyjnego wobec nas. Dysponowano kompletem naszych dokumentów, nie było jedynie podpisu komendanta wojewódzkiego – uzupełnia Magdalena. Obie kobiety są zdecydowane wystąpić na drogę sądową, powiadomią o tym, jak ich – kandydatów – nikczemnie potraktowano, rzecznika praw obywatelskich, w ogóle, kogo się da. – Zaangażowałyśmy się w to emocjonalnie, powiedziałyśmy rodzinom, znajomym, w swoich środowiskach zawodowych, że zostaniemy policjantami mając ku temu coraz większe przekonanie ze strony tych, którzy prowadzili owe procedury. Jak teraz mamy im spojrzeć w oczy? – pyta nie bez racji Magdalena i zastanawia się, co takiego zrobili, że od policji dostali ogromnego kopniaka. Najlepsi z najlepszych Rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji Paweł Petrykowski przekonuje, że wspomniana trójka kandydatów nie przeszła całej procedury kwalifikacyjnej. Poza tym postępowanie takie można przerwać na każdym etapie bez podania przyczyny. – Te osoby o tym były informowane – akcentuje i dodaje, że społeczeństwo oczekuje, aby policjantami byli najlepsi z najlepszych, stąd te obostrzenia podczas przyjęć. Czyżby Magdalena, Monika i Jarosław tymi najlepszymi nie byli, skoro zaszli aż tak daleko? – Mamy dużo kandydatów do pracy w policji i nie obawiam się, żeby ta sprawa mogła cokolwiek zmienić – dodaje rzecznik. Nie nam osądzać, czy nie jest to przejaw zbyt dobrego samopoczucia, a i pewnej arogancji. Zadanie dla posła Poseł Waldemar Wiązowski z ziemi kłodzkiej jest zaskoczony całym tym skandalem. Sposób potraktowania trojga mieszkańców tego regionu przez formację, która ciągle podkreśla, że brakuje jej rąk do pracy, uznaje za nieetyczny i urągający zasadom państwa prawa. Zapowiedział wystąpienie do ministra spraw wewnętrznych i administracji o ustalenie czytelnych zasad nnaboru, aby uchronić inne osoby przed podobnymi niespodziankami. – Nie może być tak, że policja stosuje kryteria, które są tylko dla niej czytelne, zaś innych narażają na spore straty – akcentuje.

BOGUSŁAW BIEŃKOWSKI

Redaktor: Daniel Jakubowski

29.07.2008.

Interia . pl

>>>>>>>>>>>>>>>>>>


Policjant składa raport:
- Panie komisarzu, podczas dzisiejszej służby nic się nie wydarzyło, no
... może ta naga kobieta w parku.
- Zignorowaliście ją?
- Tak. Ja raz, a kolega dwa razy!


>>>>>>>>>>>>>>>>>>


Nowe dowody w sprawie zabójstwa Marka Papały

Nowe dowody w sprawie zabójstwa byłego komendanta głównego policji gen. Marka Papały - informuje "Super Express". Edward Mazur usiłował mataczyć w sprawie zabójstwa generała Papały. Przez specjalnych wysłanników nakłaniał gdańskiego gangstera Daniela Z. do podważania wiarygodności jednego z głównych świadków. Teraz dowody matactw Mazura mogą pomóc we wznowieniu jego procesu ekstradycyjnego. "Super Express" dowiedział się, że prokuratura zdobyła dowody, które świadczą, że Mazur dotarł do Daniela Z. za pośrednictwem pary Polaków prowadzących w Niemczech agencję towarzyską. Kobieta i mężczyzna poznali w latach 90. gdańskich mafiosów ściągających haracze od właścicieli domów publicznych. Znajomi Mazura obiecali skontaktować jego wysłannika z Danielem Z. Wszystko działo się w roku 2006, tuż przed zatrzymaniem Mazura. W Polsce pojawił się wysłannik chicagowskiego biznesmena, który podawał się za dziennikarza prasy polonijnej. Miał namówić Daniela Z. do zdyskredytowania Artura Zirajewskiego. Dlaczego? Daniel Z. bardzo dobrze znał Zirajewskiego, jednego z kluczowych świadków w sprawie zabójstwa generała Papały. Kiedyś działali w jednym gangu. Po jego rozbiciu Zirajewski zeznał, że Mazur szukał ludzi gotowych zamordować generała Papałę. Zapamiętał spotkanie z polonijnym biznesmenem oraz szefem gdańskiej mafii Nikodemem Skotarczakiem ps. Nikoś. Pośrednikiem, który skontaktował Mazura z "Nikosiem" był jeden z przywódców gangu pruszkowskiego Andrzej Zieliński ps. Słowik. Papała przeszkadzał gangsterom w robieniu interesów. Prokuraturze nie udało się ustalić, co konkretnie w zachowaniu Papały wzbudziło niepokój Mazura.

Wszystko wskazuje na to,

że były komendant główny zorientował się

na podstawie spraw prowadzonych przez policję

oraz informacji zdobytych

w czasie prywatnych spotkań,

że byli esbecy razem z biznesmenami i politykami

organizują handel narkotykami.

Papała poinformował wicepremiera Tomaszewskiego

o narkotykowych interesach

jednego z dyrektorów w MSWiA.


To zabrzmiało jak dzwonek ostrzegawczy - opowiada "SE" osoba znająca szczegóły śledztwa.

Narkobiznesem na wielką skalę kierował wówczas w Europie

Ricardo Fanchini vel Ryszard Kozina.

To w jego otoczeniu mieli pojawiać się polscy politycy.

Fanchini znał blisko Jeremiasza Barańskiego ps. Baranina

oraz "Nikosia".

To właśnie z nimi Mazur prowadził rozmowy o zgładzeniu

generała Papały.

Ich treść zapamiętało kilku świadków, m.in. Zirajewski.


Mazur i jego adwokaci wielokrotnie bagatelizowali zeznania Zirajewskiego. Zebrane przez prokuraturę dowody świadczą jednak o tym, że w istocie polonijny biznesmen bardzo obawiał się świadków, którzy zapamiętali jego rolę w organizowaniu zabójstwa Marka Papały
- pisze "Super Express".

(PAP)Wiadomość wydrukowana ze stron: wiadomosci.wp.pl

2008-01-19

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

List od więźnia z zakładu karnego w Rzeszowie

m : [link widoczny dla zalogowanych]

02-01-2008

List ten przyszedł na adres ACK Poznań, nie mamy pojęcia skąd ten więzień wziął nasz adres. Jednak trzy miesiące przed otrzymaniem tego listu, dostaliśmy pierwszy list od Artka, w którym prosił o wysłanie mu prasy, zinów, itd. Zrobiliśmy to, ale jak wynika z kolejnego listu, on tej paczki nie dostał. List, który publikujemy poniżej w jakiś sposób uniknął więziennej cenzury. Nie znamy sprawy tego więźnia, jednak ten list idealnie opisuje polską rzeczywistość więzienną. Artur prosi o publikowanie tego listu jak najszerzej, napisał również, że mile widziana jest prasa. Prosimy również o wysyłanie do niego listów, prasy, literatury i wyrazów solidarności oraz o publikowanie tego listu gdzie tylko możecie. [ACK Poznań]
solidarność naszą bronią „...Tak wygląda tutaj prawo, układane przez nieskazitelnych dyktatorów...” List od więźnia z zakładu karnego w Rzeszowie Mam 28 lat, w Zakładzie Karnym przebywam 9,5 roku, oto jak wygląda życie tutaj. Po przekroczeniu murów, niczym osadzą cię w celi, jesteś wzywany do wychowawcy, który zapewnia cię, że z tygrysów nie raz robili kotki, więc lepiej będzie jak będziesz siedział spokojnie. Mówi ci kiedy przysługuje ci paczka żywnościowa, kiedy możesz mieć widzenia, jakie przysługują ci prawa i co ci wolno a co nie! W końcu trafiasz na celę 4 lub więcej osobową, tu zaznaczą, że metraż celi czteroosobowej jest metrażem celi dwuosobowej, lecz ze względu na przepełnienia do celi dwuosobowej wsadzają cztery osoby. Dwie czy cztery osoby, co tam dla nich, jak zechcą wjebią nam piątego, który będzie spał na ziemi na materacach także musimy się cieszyć, że jest nas tylko czterech, a jak dadzą piątego być rozumnym i zgodzić się, że na celi dwuosobowej siedzi pięć osób. Listy podlegają cenzurze, nawet gdy jesteś już skazany i listy nie idą przez cenzurę prokuratury i sądu to i tak nie możesz zakleić listu, aby wychowawca i kierownik ochrony mógł przeczytać list do rodziny, który piszesz. Jesteś już skazany więc w śledztwie nie będziesz mataczył, więc czemu służy ta cenzura?! Gdy zbuntujesz się i złamiesz regulamin pełen zakazów i nakazów zostajesz ukarany. Kary to, zabranie np.: telewizora, magnetofonu, nagana ustna, zabranie świetlicy, paczki żywnościowej, która przysługuje raz na kwartał lub cela izolacyjna. Używanie przemocy przez Służbę Więzienną jest dosyć częste, mają specjalną celę dźwiękoszczelną gdzie cię holują, wygląda to tak, że przychodzi ich z 10-15, w zależności co zrobiłeś. W kaskach, kamizelkach ochronnych z tarczami i pałami. Na celę dźwiękoszczelną lecisz na kopach, bity po całym ciele pałami. Gdy już tam jesteś, nikt cię nie słyszy, gdyż cela jest tak skonstruowana, aby nie wydobywał się stamtąd żaden dźwięk, zakładają ci kask ochronny na głowę abyś nie rozbił jej sam o ścianę (skąd ta troska?!) oraz pas z kajdankami, abyś czasami się nie bronił. Ci dobroczyńcy w zależności od tego jaki mają humor, lub czy dobrze w nocy żona im dała, przychodzą kilka razy aby „wypędzić z ciebie demony”. Gdy wychodzisz stamtąd po 24 lub 48 godzinach, czasami trwa to dłużej, musisz obiecać, że będziesz siedział spokojnie. Idziesz do lekarza (który u mnie stwierdził!) po obejrzeniu ciała, że od tego się nie umiera, lub do wesela się zagoi. Innym powtarzają podobne rzeczy! Zazwyczaj wracasz na inną celę. Tu opiszę tylko jedno z wielu doświadczeń podczas „holowania”. Wszystko co piszę to są moje osobiste doświadczenia, ale wybrałem jedno, którego nie zostawiłem bez echa. Było jak podczas każdego holowania, ale w tym dniu było trochę inaczej pod paroma względami i chcę to opisać, gdyż na zawsze ten dzień pozostanie w mej pamięci. Opisałem jak to sie odbywa wyżej, w tym dniu, który chcę opisać, przyszło ich po mnie dużo, było to w Z.K. w Przemyślu. Zabrał mnie jeden na świetlicę, w tym czasie zabrał wszystkich osadzonych z celi, była to cela ponad 20-osobowa. Chcieli usunąć świadków, ponieważ zabawę chcieli rozpocząć właśnie w tej celi. Gdy przyszli po mnie na świetlicę i wyszedłem na korytarz przeraziłem się ilością funkcjonariuszy jaką zobaczyłem. Na korytarzu były porozbijane słoiki, które wyrzucili z celi, zaczęło się od postawienia mnie przy ścianie z rękoma w górze i szeroko rozstawionymi nogami. Byłem najpierw poniżany obelżywymi słowami, następnie dostałem w tył głowy i upadłem, zaczęła się zabawa. Byłem bity i kopany po całym ciele, nie patrzyli gdzie kopią. Gdy przerwali na chwilę zabawę, kazali wstać i znów stanąć twarzą do ściany. Zrobiłem jak kazali, w tym czasie ponad połowa ustawiła się wzdłuż celi. Miałem łóżko przy samej ścianie na końcu celi ponad 20-osobowej! Następnie kazano mi wejść do celi i zabrać swoje rzeczy. Musiałem przejść przez „ścieżkę zdrowia”. Dano mi minutę za zebranie rzeczy, co było niemożliwe, więc był to kolejny powód do bicia. Już trzeci raz w ciągu 10 minut (?). Gdy w końcu zabrałem wszystko, musieli mnie popędzić przy wychodzeniu z celi. Gdy znalazłem się na korytarzu, rozjebali moje rzeczy na pół korytarza, musieli je przeszukać. Gdy bawili się moimi rzeczami, listami, zdjęciami itd. stałem twarzą do ściany. W koło było szkło z rozbitych słoików, było to przy wejściu do celi. Nie wiedziałem kiedy dostałem z tyłu w głowę i upadłem kalecząc ręce, przed oczami miałem słoik a bynajmniej to co z niego zostało, stał dnem do korytarza z rozbitym ostrzem. Gdybym nie ochronił się rękami, wpadłbym twarzą na szkło, w najlepszym wypadku pocięło by mi twarz wbijając się. W najgorszym wbiłoby się w czoło. Zbladłem, spojrzałem w oczy osobie, która mnie uderzyła, na chwilę zdał sobie sprawę z tego, co mogło się stać. Przestał na chwilę, kopnął szkło i dalej mnie bił. Po wszystkim zabrali mnie do celi izolacyjnej, rozwinąłem rzeczy i położyłem się licząc siniaki na głowie. Było ich 16. Ciało miałem tak obolałe i posiniaczone, że szok. Lecz nie długo miałem spokój. Posprzątali korytarz ze szkła i znów mnie wzięli. Podczas kopania otworzyłem oczy, zobaczyłem pochylających się nade mną. Wiedziałem, że straciłem przytomność, ale o padaczce dowiedziałem się po paru tygodniach. Dali mi spokój, zaprowadzili do celi. Lekarz ponoć miał urlop, więc mnie nie doprowadzili z licznymi obrażeniami i bólami wewnętrznymi, nerek, wątroby i czegoś tam jeszcze, trudno mi ocenić, bolało mnie wszystko. Gdy poschodziły mi ślady przestępstwa. Trudno mi ocenić to inaczej, gdyż mam wyrok duży za pobicie z niebezpiecznym narzędziem w obronie własnej. Więc jestem przestępcą według prawa, kim są oni według tego prawa, według jakiego zostałem skazany? No dobra, gdy poschodziło mi wszystko nagle zabrali mnie do szpitala wolnościowego do neurologa, pytał o urazy głowy, czy miałem w dzieciństwie, lub czy spadłem z roweru, takie tam pierdoły. Nie miałem urazów głowy nigdy, więc powiedziałem mu prawdę, kiedy miałem i okoliczności. Wiedziałem, że z tego powodu jestem u neurologa, że straciłem przytomność, ale że jestem w sprawie padaczki dowiedziałem się od niego. O kurwa, padaczka pourazowa, wstrząs mózgu. Nie wiem co popisał w książeczce zdrowia, ale od tamtej pory biorę leki aby zmniejszyć ryzyko potencjalnej padaczki. Dobra, zaczynam działać, piszę do prokuratury, rzecznika praw. Mam prawo zaklejać urzędowe pisma i brać potwierdzenia wysłania tych pism. Także robię aby uniknąć ewentualnego zaginięcia pism. Stosunek S.W. co do mnie się zmienia, ale tylko na czas mojego działania. Zaczyna sie badanie sprawy i przychodzą mi odpowiedzi, że nie mam dowodów na nic, nie ma śladów, nie ma zgłoszenia do wychowawcy (który o wszystkim wiedział), do dyrektora, do którego się nie dostałem i który też o wszystkim wiedział. Nie ma obdukcji u lekarza, który był na urlopie. A padaczkę mam alkoholową. O kurwa, kiedy miałem pić, siedzę od małolata w zakładzie, później w 18 urodziny trafiłem do Z.K., siedziałem 1,5 roku, na wolności 2 miesiące i 4 dni, następna odsiadka 2 lata. To było podczas drugiej odsiadki. Kiedy tak pić miałem? Ale alkoholowa i chuj. Pisałem różne pisma, ale oczywiście wszystko było bezzasadne, wszyscy pojebali, nic się nie stało, nie ma dowodów (zapewne kłamię), kryli się nawzajem! Nie nie mogłem zrobić, tak to wszystko wyglądało jak opisałem. Na końcu pisania dołączę jak szmatławiec opisał w paru zdaniach ten cały cyrk jaki miał miejsce w więzieniu. Ze stołków polecieli nie tylko klawisze, ale zabrali się za samą górę także. Zaczęło się, gdy Z.K. odwiedzili przedstawiciele Komisji Europejskiej i rozmawiali ze wszystkimi w celach bez udziału bandy, która słuchała i patrzyła przy otwartych drzwiach. Wtedy nikt się nie bał, bo wiedział, że jest szansa na zmianę warunków i nie spotka się z represjami bo Komisja nie pozwoliła na udział służby więziennej w obchodzie po celach. Były też komisje z Centralnego Zarządu Służby Więziennej, ale każdy wiedział, że to jedna banda i po pierwsze nic skargi nie dadzą a po drugie będą represje. Więc chłopaki się bali. Następna sprawa to służba zdrowia, nie uwierzycie, ale te „siostry” są nieudolne, możesz chodzić do nich i do lekarza, który jest raz na dwa tygodnie, popatrzą, popukają po łopatkach i już mają cudowny lek, który cię wyleczy. Dam przykład, jeden z wielu. Jeden chłopak miał świerzba ropnego, poszedł do cudotwórców, nic, jest to uczulenie. Świerzb się rozwinął, cały w ropnych ranach poszedł znów i znów jakieś uczulenie. Po trzech tygodniach w końcu doszli do wniosku, że to świerzb, zabrali go na izolatkę, w międzyczasie zaraził paru chłopaków. Lekarz raz na dwa tygodnie więc jak zachorujesz po wizycie lekarza w ambulatorium dwa dni to musisz czekać 12 dni aż cię przyjmą. Grypa, chuj z grypą, nie zagraża życiu, czekasz na lekarza, w międzyczasie zarazisz innych i czekacie wszyscy. Leków, antybiotyków nie mogą ci dać bez wiedzy lekarza więc zapierdalasz chory dopóki lekarz nie zjawi się. Zazwyczaj jest tak, ze sam zdrowiejesz bez leków. Jasne, po chuj dawać leki (na to się nie umiera). Następnie poruszę temat stomatologa, w tej chwili siedzę w Z.K. Rzeszów Załęże. Stomatolog przyjmuje raz w tygodniu, no chyba, że napierdala cię tak, że zaczynasz wariować, wtedy przyjmą cię wcześniej. Była rok temu pani stomatolog, która zaraziła niejednego więźnia żółtaczką typu C. Posypały się skargi do prokuratury o wszczęcie postępowania. Wiadome jak to się skończy, zgonią na wykonywanie tatuaży jedną igłą. Osobiście słyszałem jak jednemu powiedziała „ciesz się, że żółtaczka, a nie HIV”. Panią stomatolog zwolnili i zatrudnili pana stomatologa, który tak nie wyrywa zębów. Pani stomatolog rwała jak rzodkiewkę. Po co robić i plombować jak można wyjebać, nieważne pięć czy dziesięć, bolący czy nie, jest ubytek, rwiemy! Metody jakie tutaj mają i tak zwany regulamin więzienny są absurdalne. Resocjalizacja, bo ten temat chcę teraz poruszyć, tutaj to słowo jest jakąś niedorzecznością. Nie ma tutaj żadnej resocjalizacji, to jest tylko termin, który jest wymyślony przez polityków i nie odnajduje się w polskich więzieniach. Zacznę od tego, że np. wsadzają do jednej celi mordercę, bandytę, który wychowywał się na ulicy i kogoś kto nie płacił alimentów, jechał pijany na rowerze lub inne drobne rzeczy. Taki ktoś sucha i uczy się, jest podatny na wiele rzeczy, zamiast żyć według prawa, staje się potencjalnym bandytą, mordercą lub złodziejem, włamywaczem. Po drugie, człowiek siedzi 23 godziny na dobę nie robiąc nic, ma wiele czasu na myślenie, planowanie. Wielu jest takich, gdzie nie ma wrócić po wyjściu na wolność. W Z.K. nie ma pracy, w której mógłby zarobić parę złotych. Są jednostki, które pracują, ale to jest kropla w morzu, każdemu przysługuje warunkowe zwolnienie, ale z tym różnie bywa. Nawet, jeżeli wyjdziesz to nie jest koniec. Dostajesz 50-100 złotych, czasami więcej przy wyjściu i radź sobie! Jak pisałem, są ludzie, którzy nie mają gdzie wrócić. Jedyne wyjście melina i powrót do przestępstwa. Jeżeli po wyjściu mają gdzie mieszkać to też są straconej pozycji. Szuka się pracy, oczywiście po wyjściu z Z.K. pracodawca potencjalny boi się zatrudnić, bo nie chce ryzykować. Na to miejsce ma dziesięciu, więc po co ma zatrudniać karanego. Kurator biega, naciska, grozi odwieszeniem wyroku, który zawiesił przy warunkowym. Przychodzi moment rezygnacji i powrót do przestępstwa. Sędzia wszechwiedzący później cię ocenia i mówi „trzeba zamknąć” i koło się zamyka. Dam parę przykładów resocjalizacji domniemanej. Możesz malować obrazy, ale załatwienie płótna i farb równa się cudowi, możesz rysować tuszem grafiki, ale tuszu nie chcą dać bo służy do tatuaży. Możesz rysować ołówkami ale ołówków w tej chwili nie ma (może kupią za parę dni). Są jednostki, które mają to co chcą, ale to są pupilki administracji. Ostatnio był konkurs zorganizowany przez wychowawcę K.O., rzuty do kosza, skok w dal, rzut piłką lekarską. Był także konkurs siatkówki między oddziałami, grali wybrani (resocjalizacja?). Co to jest, rzuty do kosza? Itd. Jest kurwa izolacja od społeczeństwa, segregacja osadzonych jak w królikarni i podsycanie nienawiści. To przez nich wielu wychodzi na wolność i zabija. Znam wielu takich przypadków, siedzi ktoś rok, podsycają w nim nienawiść poprzez różne represje, zbiera się w człowieku i wielu wybucha po drugiej stronie muru. Na oddziale, na którym siedzę jest biblioteka, największa w więzieniu, zaopatrzona dobrze, ale nikt Tołstoja nie czyta. Zazwyczaj pożyczają książki „kryminały” i resocjalizują się ucząc rzemiosła miesiącami, latami. Tak w skrócie wygląda „resocjalizacja”. Jest dla mnie także absurdem jedna rzecz. Stajesz na komisję co sześć miesięcy (okresowo), na której oceniają twoje zachowanie, proces resocjalizacji. Mogą być dobroczyńcami i skierować cię do Z.K. półotwartego, skąd szybciej wyjdziesz. Panowie w garniturach, najlepsi, praworządni z maskami na twarzy mówią „jest dobrze, zachowanie OK, nie mamy zastrzeżeń, aby tak dalej, resocjalizacja idzie w dobrym kierunku”. Za sześć miesięcy pomimo tego, że siedzisz tak jak siedziałeś, nie dostałeś żadnego kwita o ukaranie itd. mówią ci „no, pogorszyło się, musisz się zmienić, poprawić zachowanie”. Czyżby zapomnieli o dobrej opinii sprzed sześciu miesięcy i o tym, że nic się nie zmieniło. Nie wiem, może mieli chujowy dzień i zmienili opinię na złą (może chcieli dać szansę na poprawę). A to kurwa dobroczyńcy, jacy oni wspaniali! Dali mi szansę na poprawę! Po prostu „dar niebios zesłany na ziemię”. Ostatnio zostałem ukarany izolatkami, walczyłem o swoje prawo więc mnie ukarali. Za karą izolatek wiąże się także pozbawienie paczek. Dla nich to jest jedna kara. Jest to czystym absurdem, ale oni mówią, że to jest jedna kara. Podczas mojego siedzenia narozrabiałem ostro, według nich (samookaleczenia, połyki), przeszłem trzy operacje. Do tego podniosłem rękę na klawisza, wybijałem szyby, awanturowałem się i walczyłem o swoje prawa, zostałem uznany za więźnia niebezpiecznego. Osadzono mnie na specjalnym oddziale. Cela 3 metry na 1,5 metra, miałem dwa przeszukania celi dziennie co wiązało się rozpieprzeniem celi. Cztery apele dziennie. Pomimo tego, że w celi była kamera i wielki brat cały czas kontrolował co robisz. Ubrali mnie w czerwone ubranie, rozbierali do naga przy każdym wyjściu i wejściu do celi. Kuli mi ręce i nogi w łańcuchy, które obcierały mi nogi do rany. Nie miałem w celi telewizora ani radia. Był głośnik i oni puszczali radio, często muzykę „relaksującą”, szum morza, śpiew ptaków itd. Siedziałem w celi sam przez trzy lata, jedyne twarze jakie widziałem to twarze klawiszy, zawsze poważni i butni. Przez te trzy lata nie miałem z kim nawet porozmawiać. Próbowano mnie oczywiście złamać psychicznie i wielokrotnie mnie prowokowano do agresywnego zachowania. Później oczywiście za agresywne zachowanie mnie karano. Teraz siedzę na normalnym oddziale, na normalnej celi, ale cały czas straszą mnie powrotem na oddział dla niebezpiecznych. Ciężko jest trzymać nerwy na wodzy. Tak wygląda tutaj prawo, układane przez nieskazitelnych dyktatorów. Z tą dyktaturą muszę się jeszcze zmagać przez co najmniej trzy lata i myślę, że system mnie nie zdoła złamać. Artek adres: Artur Konowalik Zakład Karny Załęska 76 35-322 Rzeszów


WERSJA ANGIELSKA:

„...This how the law looks like,

the law created by the immaculate dictators...”

A letter from a Polish prisoner Artur Konowalik


This letter was sent to ABC Poznan address,

we have no idea how this prisoner got our address.

But three months before sending this letter, he sent the first letter asking us to send him some press, zines etc. We did so, but apparently, he didn't get the package we sent to him. This letter was sent without any censorship. We don't know the case of this prisoner, but the letter describes Polish prison reality perfectly. Artur asks for publishing it all over and he also wrote that press is very welcome. We don't think he speaks any other language that Polish but you're all welcome to send him signs of solidarity and publishing this letter everywhere you can. I am 28 years old, I've been in prison for 9,5 years, this is how the life looks like here. When you come inside the walls, before they put you in a cell, they call your so-called educator, who assures you that not once they made a kitten out of a tiger, so it'd be much better if you sit quiet. He tells you when you can get a food package, when you can have visits, what rights you have, what you can do and what you cannot! Finally, you get into the cell, for 4 or more people; here they emphasize that the size of 4-person cell is a size of a 2-person cell but because of the fact that the prisons are overcrowded, they put 4 people in a cell like that. 2 or 4 people, they don't give a damn, if they had wanted to, they would have put the 5th one inside, he would sleep on the mattresses on the floor, so we should be happy, that there are only 4 of us, and when they put the 5th one in, we should be understanding and accept the fact that there are 5 people in a 2-person cell. The letters are censored, even when you're already convicted and the letters are not read by the prosecutor's office or the court, you still cannot glue the envelope, so that the educator and the supervisor could read your letters from the family. You're already convicted so you will not lie in the investigation, so what is this censorship for?! If you rebel, if you break the rules full of bans and orders, you will be punished. The punishments are: taking your tv or radio away, a reprimand, a ban to go to the common room, taking your food package away (you can get one in 3 months) or an isolation cell. Use of violence by the prison guards is quite common, they have a special sound-proof room, where they carry you. It looks like that, they come in 10-15 people, it depends on what you've done. They wear helmets, protection vest, with shields and batons. They drive you to the room kicking you, beating with batons all over your body. When you're already there, nobody can hear you, because the room is made in a way that no sound would go out, they put a protection helmet on your head, so that you wouldn't smash it on the wall yourself (where's that great care coming from?!) and a belt with handcuffs, so that you wouldn't defend yourself. Those philanthropists, depending on their mood, or how their last night with their wives was, come several times to „cure you from the demons”. When you get out of there, after 24 or 48 hours, sometimes longer, you have to promise you'll be quiet. You go to a doctor (who in my case said so!) who looks at your body, then says you won't die from it, or that you'll be fine soon. They say those things to the others too! Usually you are put in another cell afterwards. Here, I will describe only one of the experiences I've had during this punishment. Everything I write about are my personal experiences, but I've chosen one, the one I wasn't quiet about. It was as usual, but that day, it was a little different because of some reasons that I want to write about, because I will always remember that day. I've already described how it looks like. That day, more of them came for me, it was in Przemysl prison. One of them took me to a common room so that they could take the other ones from the cell out, it was a cell for more than 20 people. They wanted to remove witnesses, because they wanted to start the party in that particular cell. When they came for me to the common room and I went out to the corridor I was thrilled with the number of cops that I saw. There were a lot of smashed jars in the corridor, they threw them out of the cell. First, they put me against the wall with my arms upwards and with my legs wide astride. Then they were abusing me with offensive words, then I was hit in the back of my head and I fell down, the party began. My whole body was kicked, beaten, they didn't look where they hit. When they stopped the fun for a while, they ordered me to stand up and stand against the wall again. I did what they asked for, meanwhile, half of them stood in a line along the cell. My bed was next to the wall in the end of a 20-person cell! Then they asked me to come inside the cell and take my stuff. I had to go through an „obstacle course” [which means all the cops on his way were beating him up heavily – translator's comment]. They gave me one minute to take my stuff, which was impossible to do, so they had another reason to beat me up. That was the third time in 10 (?) minutes. While they were having fun with my stuff, letters, photos etc. I was standing against the wall. There were loads of smashed jars around, that was next to the door of the cell. I didn't notice when I was hit in the head and I fell cutting my hands, there was a jar in front of my eyes, I mean, the leftovers of a jar, it was standing with its bottom down, with a smashed edge. If I hadn't protected myself with my hands, I would have fallen in the glass with my face, in the best case possible, it would cut my face, in the worst case, it'd pierce into my forehead. I turned pale, I looked in the eyes of the person, who hit me, for a while he realized what could have happened. He stopped for a while, he kicked the glass, and continued on beating me up. After all, the put me in an isolation cell, I put out my stuff and laid down, counting bruises on my head. There were 16 of them. My body was so bruised and sore that I was really terrified. But the peace didn't last long. They cleaned up the corridor and they took me again. While they were kicking me, I opened my eyes, I saw them leaning over me. I knew I lost consciousness, but I found out about the epilepsy after few weeks. They gave it up and carried me to the cell. They said the doctor had holidays, so they I couldn't see him, with a lot of injuries and internal pains, of kidneys, liver and something else, but it's hard to tell, I felt pain everywhere. When the signs of the crime came off... It's hard for me to call it other way, because I have a long sentence for a battery with a use of a dangerous weapon in self-defense. So I am a criminal according to the law, so who are they according to the law, the law that says I am a criminal? Okay, so, when all signs went off, they suddenly took me to a hospital, a civil one, to see a neurologist. He asked me about my head injuries, if I had ones in my childhood, or of I fell off a bike, shit like that. I never had any head injuries, so I told him the truth, when I had ones and all the circumstances. I knew that was the reason why I was at the neurologist, that I lost consciousness, but he was the first to tell me that I was there because of epilepsy. Oh fuck, post-traumatic epilepsy, concussion. I don't know what he wrote in the files, but since then, I've been taking medicines to decrease the risk of a potential epilepsy. Okay, so I started to act, I wrote to the prosecutor, to the ombudsman. I have the right to glue the official letters and to take confirmation of receipt of those letters. I did so to avoid the possible loss of those letters. The attitude of prison guards towards me changed, but only for the time of my acting. So the investigation on the case started but I got replies that there are no evidences supporting my version, there are no traces, I didn’t file it to the educator (who knew about everything), to the prison’s chief, I tried to meet him but I didn’t succeed, but he also knew about everything. I had no forensic examination because the doctor was on holiday. And the epilepsy that I have is an alcoholic one. What the fuck, when was I supposed to drink? I’ve been in jail since my teens, then on my 18th birthday I was in prison again, for 18 months, then I was free for 2 months and 4 days, then I was imprisoned for another 2 years. That was my second time in jail. So when was I supposed to drink? But, yeah, they say it’s alcoholic and that’s it. I wrote dozens of letters, but of course everything was totally groundless, everybody fucked up, nothing happened, there are no evidences (so I lie for sure), they were covering each other! I couldn’t do anything, it all looked as I described. A local newspaper wrote some few shitty lines about that whole show they made in the prison. Not only were the guards fired, also the people from the very top. It all started when the prison was visited by the representatives of European Commission and they were talking to everyone from the cells, the authorities couldn’t take part in this, they didn’t allow them. Nobody was scared at that time, because they believed there’s a chance for improvement of the conditions in the prison and they won’t be repressed, because the guards weren’t there during the control visit of the Commission. There were also controls made my the commission from the Central Office of the Prison Guards, but everyone knew that it’s all the same shit and first of all, complaints wouldn’t work and secondly, they would be repressed. So guys were scared. The next thing is healthcare. You’re not gonna believe it, but the nurses here are really incapable of their job, you can go to see them or the doctor, who’s there once in two weeks, they would look, knock on your back and they have a wonderful cure, that will heal you. I’ll give you one example of many. One guy had purulent scabies, he went to see the healers, they say it’s nothing, an allergy. The scabies grew stronger, all covered in purulent wounds, he went to see the doctors again, and again they said it’s allergy. After three weeks they finally figured it out that it might be scabies so they took him to an isolation room, but in the meantime he infected several other inmates. The doctor is here once in two weeks, so if you get sick two days after his duty hours, then you have to wait another 12 days to see him. Flu, fuck the flu, you won’t die from it, you wait for the doctor, in the meantime you would infect the other guys and then you all wait for him. Medicines, antibiotics... they cannot give you any of them without doctor’s advice, so you walk around sick until he shows up again. Usually you get well without any medication. Sure, why not. Why should they give any medication (you won’t die from it). Next, I want to write about the dentist. Right now I’m in Rzeszow Zaleze prison. The dentist’s here once a week, or, if it really hurts that it makes you go mad, then can have a visit earlier. We had one lady dentist here last year, she infected loads of prisoners with serum jaundice. There were loads of cases against her filed to the prosecutor office to start an investigation. I heard myself once when she told one of the guys “be happy that it’s not HIV, only jaundice”. They fired the lady dentist, now there’s mister dentist here, he doesn’t remove so many teeth. Lady dentist was pulling teeth like hell. Why do anything, fill it, you can just get rid of it, doesn’t matter, 5 or 10, hurts or not, there’s a defect, let’s pull it! The methods that they use here and the so called prison rules are ridiculous. Rehabilitation, because I wanna write something about it now, is a word that’s totally absurd. There’s no rehabilitation here, it’s a word made up by politicians and it doesn’t meet reality in the Polish prisons. I want to start with the fact that they’d put in one cell a murderer, a gangster who grew up in the street, someone who rode a bike drunken or somebody who didn’t pay alimony or for any other small shit. The person comes in, listens to it all, learns, he’s vulnerable to many things, and instead of living according to the law, he becomes a potential gangster, murderer, thief or burglar. Secondly, this man sits for 23 hours doing nothing, he has a lot of time for thinking, planning. There are a lot of people who don’t have a place to go to when they’re out of prison. There’s no work where you can earn some money while being in prison. There are some prisons where you can work, but those are exceptions, it’s a really small percentage. Everyone can get a parole but it works differently. Even if you’re out, it’s not the end. You get some 50-100 zlotys (around 15-30 euros), or more when you leave the prison and that’s it! As I already wrote, there are people who have no place to go to. The only way out is a den and coming back to crime. If someone has a place to go to after being released, then they’re also in a lost position. They look for a job, but it’s obvious that a potential employer wouldn’t hire an ex-prisoner, he/she doesn’t want to risk. He/she has 10 other people for this place, so why should he employ a man with criminal record. The guardian pressurizes, threatens with annulling the suspension of the sentence, that was temporarily suspended for the parole. And there’s a moment of giving up and coming back to criminal life. The omniscient judge judges you later and tells “to be locked again” and the you’re back there. I will give you few examples of alleged rehabilitation. You can paint paintings, but getting the canvas and paints is almost a miracle, you can draw graphics with ink but they won’t give it to you cause it’s used for tattoos. You can draw with pencils but there are no pencils at the moment (maybe they’ll buy some in few days). There are prisons that have what they want but those are the administration’s minions. Recently, there was sports competition organized by the cultural educator, basketball, long jump, medicine ball throw. There was also a volleyball tournament between the prison units, but only the chosen ones played (rehabilitation?). What is it? Basketball throws etc? This is a fucking isolation from the society, segregation of the prisoners, like in cages, and fanning hatred. It is because of them some go out of prisons and kill. I know some examples of people who were here for one year, they were fanning hatred in them, by repression, it riots inside them and then it blows up on the other side of the wall. In the unit where I stay, there’s a library, the biggest one in the prison, it has a lot of books, but nobody reads Tolstoy here. Usually they would read some “criminal” stories and they rehalibilitate here studying their craft for months. This is how the “rehabilitation” looks like, in short. There’s one more ridiculous thing for me here. You’re before the commission every six months, they evaluate on you behavior, the process of rehabilitation. They can be “good men” and send you to a half-open prison, where it is possible to get out earlier. Men in elegant suits, the best ones, law-abiding, with masks on their faces tell you “it’s good, behavior is okay, we have no reservations, hope to see further improvements, the rehabilitation goes right way”. In six months, in spite of the fact that you’re there the same way you were there, you didn’t get any document about your bad behavior etc. they’d tell you “oh, it got worse, you have to change, improve your behavior”. Did they forget about the good opinion they made six months before and about the fact that nothing has changed? I don’t know, maybe they had a fucked up day and they changed the opinion to a bad one (maybe they wanted to give a chance for improvement). Oh those fucking philanthropists, they’re so great! They gave me a chance for improvement! That’s a fucking „gift from heavens”. Recently, I was punished to stay in an isolation cell, I was fighting for my right so they punished me. Isolation room means also that you cannot get any packages. For them it’s one punishment. It’s totally absurd, but they say it’s one punishment. During my stay in prison I was making a lot of trouble, as they say (self-mutilations, swallowing things), I’ve been through three surgical operations. And I hit a jailer, I smashed windows, I made rows and I was fighting for my rights, I was said to be a dangerous prisoner. I was put in a special unit. Cell 3 metres by 1,5 meter, I had two cell searches a day, which meant totally fucking up everything inside. Four appeals a day. In spite of the fact that there was a video camera in the cell and the Big Brother was watching me all the time. They dressed me up in a red uniform, they were undressing me completely every time I had to leave the cell. They were putting my hands and legs in chains that were wounding my legs. I didn’t have TV set or radio in my cell. There was a speaker, they were playing radio, very often they were playing “relaxing” music, sea waves, birds’ singing etc. I was alone in a cell for three years, the only faces I was seeing were faces of the guards, always serious and arrogant. I had nobody to talk to for those three years. Of course, they were trying to break me mentally and many times had I been provoked to behave in an aggressive way. Then I was punished for violent behavior. Now, I’m in a normal unit, in a normal cell, but all the time they threaten me with coming back to the unit for the dangerous ones. It’s hard to stay calm. This how the law looks like, the law created by the immaculate dictators. I have to struggle with this dictatorship for at least three more years and I think this system is not gonna break me. Artek address: Artur Konowalik Zaklad Karny Zaleska 76 35-322 Rzeszow Poland


[link widoczny dla zalogowanych]


VVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVV



LECH WAŁESA
przeciwko KRZYSZTOF WYSZKOWSKI
o ochronę dóbr osobistych i zapłatę


http://www.policyjnyserwisinformacyjny.fora.pl/viewtopic.php?p=4641#4641

___________________________________________________


Kumpel spod celi Pana Prezesa Niezależnego Obywatelskiego Centrum Badania i Monitoringu Stopnia Zdeprawowania Demoralizacji i Patologii w Policji Pawła Witkowskiego powiedział :

- Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wypowiadając się ws. winy doktora G. naruszył konstytucję i powinien stanąć przed Trybunałem Stanu - ocenił prezes Trybunału Konstytucyjnego w Radiu TOK FM.

Minister Ziobro na konferencji CBA powiedział o dr. G, że "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie".

Dziś w TVN24 powiedział, że jest gotów wszystko powtórzyć.

Według ministra, Stępień "powiedział kilka słów za dużo".


Stępień: Ziobro powinien stanąć przed Trybunałem Stanu

Zobacz wideo-

Póki wina nie zostanie udowodniona przed sądem, nie można nikogo nazywać przestępcą czy zbrodniarzem - przypomniał prezes TK. Dlatego wypowiedzi ministra sprawiedliwości dotyczące Mirosława G. to - zdaniem prezesa Trybunału Konstytucyjnego - naruszenie konstytucji.Stępień: Ziobro naruszył konstytucję - Tylko prokurator w formie specjalnej aktu oskarżenia może komuś postawić zarzut popełnienia przestępstwa. To jest pewna zdobycz cywilizacyjna, którą Europa żyje i którą wypracowała sobie w ciągu setek lat - powiedział Stępień.Stępień rozgraniczył pomiędzy odpowiedzialnością konstytucyjną a popełnieniem przestępstwa. Jak powiedział, minister Ziobro odpowiada za naruszenie konstytucji. - Standard domniemania niewinności jest zasadą konstytucyjną, a w kodeksie karnym takiej zasady nie ma - podkreślił.- Natomiast bardzo trudną i skomplikowaną rzeczą jest postawienie ministra przed Trybunał - dodał Stępień.Ziobro: Jestem gotów wszystko powtórzyć - Jestem gotów to wszystko powtórzyć - powiedział w TVN24 minister Ziobro i dodał, że może stanąć przed każdym trybunałem . - Pan prezes Trybunału Konstytucyjnego powinien wnosić też o postawienie mnie przed Trybunałem ds. Zbrodni w b. Jugosławii, lub ds. zbrodni w Ruandzie. Zgodnie z zasadami dialektyki, wszystko łączy się ze wszystkim i na pewno jakieś związki można tu znaleźć - mówił minister. Jak dodał, Stępień "jest od niedawna prezesem TK".- Czasami powie się kilka słów za dużo. Jeśli prezes TK mówi o ważeniu słów, to powinien, jak sądzę, te słowa adresować w pierwszej kolejności pod własnym adresem - powiedział minister.Ziobro powiedział też, że podczas konferencji nie przesądził o winie Mirosława G. Przypomnijmy. Minister sprawiedliwości przeszło tydzień temu na konferencji po zatrzymaniu przez CBA Mirosława G., kardiochirurga ze szpitala MSWiA, powiedział: - Nie zawsze informacje, które do nas docierają, potwierdzają się w pełni w materiale dowodowym. Ale tu mamy do czynienia z sytuacją, że już na wstępnym etapie śledztwa możemy mówić o potwierdzeniu i w co najmniej jednym przypadku znajduje to wyraz w zarzucie z art. 148 k.k. (chodzi o zarzut zabójstwa - red.) Trudno o cięższy zarzut.Jerzy Stępień w czerwcu 1999 r. został wybrany przez Sejm RP sędzią Trybunału Konstytucyjnego. W listopadzie 2006 r. został powołany przez Prezydenta RP na stanowisko Prezesa Trybunału Konstytucyjnego (więcej)

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

mar 2007-02-23,

Ziobro: Prezes TK powiedział kilka słów za dużo

Panowie Prezesi :

Jerzy Stępień Prezes Trybunału Konstytucyjnego
i
Paweł Witkowski Prezes Niezależnego Obywatelskiego Centrum
Badania i Monitoringu
Stopnia Zdeprawowania Demoralizacji i Patologii w Policji
wiosną 1982 r. bawili razem w kryminale Kielce – Piaski .


>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Komendant Guzik
ściga "Gazetę"


16 Cze 2007 r

Janusz Guzik,
komendant wojewódzki policji w Lublinie,
zażądał od prokuratury ścigania
dziennikarza i redaktor naczelnej
"Gazety Wyborczej Lublin".
Prokuratura wszczęła już śledztwo


Źródło: Gazeta.pl - za Gazetą Wyborczą

Komendant poczuł się dotknięty
pytaniem naszego kolegi
i komentarzem szefowej.

Poszło o tekst


"Zwyrodnialcy w mundurach"


opublikowany 19 kwietnia.

Jacek Brzuszkiewicz napisał w nim o policjancie,
który molestował nastoletnie dziewczyny, a
potem groził im śmiercią.

Sprawę bada prokuratura.

Śledczy zajmują się też gwałtem
w policyjnej izbie zatrzymań,
o którym pisaliśmy wcześniej.


Najbardziej komendanta Guzika rozsierdziła dołączona do tekstu rozmowa z rzeczniczką komendanta głównego. Pada w niej pytanie: "Tymczasem lubelski komendant wojewódzki policji uważa, że wszystko jest w porządku i nie zamierza wyciągać wobec komendanta miejskiego żadnych konsekwencji. Dlaczego?". Guzik poczuł się zniesławiony i złożył doniesienie na dziennikarza.

9 maja, zeznając w prokuraturze, złożył kolejne doniesienie na redaktor naczelną Małgorzatę Bielecką-Hołdy za jej komentarz. - Komendant zdecydowanie zażądał ścigania i pociągnięcia do odpowiedzialności karnej autorów artykułów - informuje Ewa Piotrowska z prokuratury apelacyjnej.

Śledztwo wszczęto 25 maja. - Prokurator uznał, że szeroko rozumiany interes społeczny postrzegany jako ochrona dobrego imienia policji wymaga wyjaśnienia wszystkich okoliczności sprawy - tłumaczy Piotrowska.

Dlaczego urażony komendant nie wystąpił do sądu z cywilnym pozwem przeciwko dziennikarzowi? - Przepisy dają możliwość badania sprawy przez prokuraturę, więc komendant wybrał właśnie takie rozwiązanie - wyjaśnia Janusz Wójtowicz, rzecznik Guzika.

Sprawę opisaliśmy we wczorajszej "Gazecie Wyborczej Lublin". Po tej publikacji poseł Janusz Palikot (PO) zwołał konferencję prasową: - Podpisuję się pod słowami dziennikarza. Jeśli po tej deklaracji komendant i mnie poda do prokuratury, to chętnie zrzeknę się immunitetu.

Jego zdaniem obaj komendanci - miejski i wojewódzki - powinni zostać odwołani, a działania prokuratury to próba zastraszenia niezależnych mediów.

Wczoraj dowiedzieliśmy się, że po wszczęciu śledztwa komendant uzupełnił swoje zawiadomienie o kolejny artykuł Jacka Brzuszkiewicza. Chodzi o tekst "Komendant Guzik odejdzie w lipcu", w którym napisał o planowanym odwołaniu Guzika.

Zdaniem Marka Antoniego Nowickiego, prezesa Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, artykuły były częścią debaty publicznej, a nie personalnym atakiem na Guzika. - Proponowałbym komendantowi, żeby bardziej skupił się na zrozumieniu powodów krytyki i próbie merytorycznego udziału w tej debacie - uważa Nowicki.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Były esbek ochrania swoją twarz

hoł 2007-05-04, ostatnia aktualizacja 2007-05-04 13:20:06.0

Firma ochroniarska byłego esbeka
ochrania wystawę "Twarze toruńskiej bezpieki".

Były esbek to Ryszard Górny,
a jego firma to Auto-trezor.

Ochroniarze z jej naszywką na ramieniu
pilnują wystawy zdjęć toruńskich bezpieczniaków
na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego.

Wśród nich podobiznę swojego szefa.

Górnego zidentyfikowali byli działacze toruńskiej opozycji.

- To chichot historii
- mówi Wacław Kuropatwa,
w latach 80. pracownik podziemnej drukarni.

- Górny był członkiem specjalnej grupy
operacyjno-śledczej, która w 1984 roku
miała się rozprawić z opozycją.


Auto-trezor ochrania wystawę, bo od kilku lat ma kontrakt z Muzeum Okręgowym, na terenie którego jest ekspozycja. Z Górnym nie udało nam się skontaktować. Pracownik jego firmy powiedział, że przebywa poza Toruniem.

hoł Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Lutek do powodzian :

Dorn o powodzianach niczym Cimoszewicz .

Wojciech Pelowski 06-06-2006, ostatnia aktualizacja 06-06-2006 07:47

Szef MSWiA Ludwik Dorn znalazł w niedzielę winnych podtopień gospodarstw na południu Polski - to urzędnicy i mieszkańcy.O sytuacji powodziowej minister mówił w Łodzi. Relację podało Radio RMF FM. - Zawsze jest tak w związku z tym, że część budynków, zwłaszcza siedlisk, jest wybudowana na terenach zalewowych, bo ktoś je wybudował bez pozwolenia, no albo nieroztropnie dano pozwolenie - powiedział Dorn.W 1997 r. premier Włodzimierz Cimoszewicz pytany o pomoc rządu dla powodzian odpowiedział, że ludzie powinni się ubezpieczać. Wtedy wybuchł skandal. Tym razem MSWiA postanowiło załagodzić sytuację. W niedzielę wieczorem na polecenie ministra Dorna rzecznik resortu Tomasz Skłodowski poinformował, że w poniedziałek w trybie pilnym będzie dokonywana weryfikacja wniosków o doraźną pomoc na odbudowę i likwidację strat wywołanych podtopieniami.

ŹRÓDŁO: Wojciech Pelowski

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Szczecin

- Znamy przebieg tragedii na Pomorzanach


14 Sie 2007 r.

Policja ujawniła dzisiaj
przebieg wczorajszej akcji na Pomorzanach,
podczas której mężczyzna popełnił samobójstwo
a sześciu funkcjonariuszy zostało rannych.


W poniedziałek z dzielnicowym komisariatu Szczecin-Śródmieście skontaktował się pewien mężczyzna, który martwił się o kolegę. Jego znajomy rzekomo miał zabarykadować się w mieszkaniu przy ul. 9 maja na Pomorzanach.Po przybyciu na miejsce okazało się, że właściciel mieszkania siedzi na parapecie na jedenastym piętrze. Mężczyzna groził, że skoczy, jeżeli do mieszkania wejdzie policja.Policjanci wycofali się i wezwali na miejsce straż pożarną, pogotowie i negocjatorów. Rozmowy trwały ponad dwie godziny, przez cały ten czas mężczyzna groził, że skoczy z okna, gdy do mieszkania wejdzie policja.W związku z powyższym zdecydowano się na szturm antyterrorystów, którzy zamontowali linę na dachu budynku. Równocześnie z drugiego bloku prowadzona była obserwacja mężczyzny.Gdy obserwator dostrzegł, że mężczyzna chce wyskoczyć, zapadła decyzja o wejściu do mieszkania od strony dachu i drzwi. Jeden z policjantów opuścił się na linie i wepchnął stojącego na parapecie mężczyznę do mieszkania.Jednak w chwili wyważania drzwi doszło do wybuchu - najprawdopodobniej przy drzwiach zamontowany był ładunek zapalający. Policjanci cofnęli się, a ogień w ciągu kilku sekund rozprzestrzenił się na całe mieszkanie. W mieszkaniu zaległy kłęby dymu, a widoczność spadła niemal do zera.Korzystając z zamieszania, mężczyzna wyskoczył przez okno z pętlą na szyi, której drugi koniec przymocowany był do grzejnika.Straż Pożarna ugasiła pożar, policjanci zaczęli ewakuować mieszkańców budynku. Rannych zostało 6 policjantów i dwóch strażaków. Dwóch policjantów z poparzeniami I i II stopnia przebywa do dziś w szpitalu pod opieką lekarzy. Pozostali po udzieleniu pomocy wyszli do domu.W mieszkaniu samobójcy policjanci znaleźli sześć słoików wypełnionych najprawdopodobniej benzyną oraz kilkadziesiąt sztuk amunicji. Dywan nasączony był materiałem łatwopalnym, ale wezwany na miejsce zespół saperów stwierdził, że nie ma groźby wybuchu.

Źródło: gs24.pl

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Nareszcie wiemy dlaczego deesbekizacja kuleje .

WYWIAD Z ŻONĄ WICEPREMIERA DORNA


2006-12-26 23:29

Iza Śmieszek-Dorn: Ludwik nie dał się pomalować

Iza Śmieszek-Dorn ozdabia ludzkie ciała już od 16 lat. Pracuje jako charakteryzatorka w filmach i reklamie. Jest też mistrzynią body paintingu, a efekty jej pracy chętnie ogląda jej mąż - wicepremier Ludwik Dorn.


Pani Iza w wywiadzie dla dziennika.pl ujawnia, kto rządzi w ich domu, kto jest na oficjalnych przyjęciach kwiatkiem do kożucha i co ma wspólnego wicepremier z malamutem.
Dziennik.pl: Body painting, czyli malowanie ciała, to w Polsce wciąż kontrowersyjne zajęcie, które wzbudza sporo emocji. Zwłaszcza, gdy modelkami są piękne kobiety. Skąd ta pasja?
Iza Śmieszek-Dorn: Zajmuję się tym od 16 lat. Zaczynałam jako charakteryzatorka i dalej nią jestem. Malowanie ciał to dla mnie najbardziej pasjonujący kawałek mojej pracy, to tworzenie obrazu na wdzięcznym materiale, jakim jest ludzkie ciało. Wolę malować kobiety. Ich ciała są piękniejsze niż męskie. Na świecie body painting jest bardzo popularny, w zasadzie we wszystkich kulturach świata, od wieków, ludzie ozdabiali swoje ciała rysunkami, w ten sposób doceniali "wagę chwili". U nas jest to trochę mało popularne, być może ze względu na klimat. Zaangażowałam się też w promocję tej formy sztuki w Polsce - jeżdżę z pokazami po kraju, wykładam ten przedmiot w szkole charakteryzacji i zaprosiłam dziennik.pl do pracowni.

Ma Pani sukcesy w malowaniu na ciele. Nazwisko pomaga?
Wygrałam mistrzostwa body paintingu w Suwałkach. W konkursie startowało wielu uznanych malarzy. Moja praca okazała się najlepsza pewnie dlatego, że na pomalowanie całego ciała mieliśmy tylko 2 godziny, a ja pracuję tzw. aerografem. Ale do konkursu zgłosiłam się pod panieńskim nazwiskiem. Nie chciałam, żeby traktowano mnie inaczej, bo jestem żoną wicepremiera. Nie wyobrażam sobie, żeby mąż pomagał mi np. w zdaniu egzaminu na studiach.

Zgłaszają się do Pani żony polityków?
Maluję znanych ludzi, bo robię charakteryzację do filmów i reklam. Ale żon polityków nie maluję.

A mąż dał się pomalować?
No... aż tak to nie, ale ogląda moje prace. Czasem mu się podobają, czasem nie.

Ponoć uwielbia Pani tańczyć?
Lubię, ale nieczęsto mam okazję to robić.

Aż tak zmieniło się życie żony wicepremiera?
Tyle się zmieniło, że muszę się czasami porządniej ubrać. Kiedyś nakładałam dżinsy, t-shirta i koniec. Teraz muszę czasem sięgać po eleganckie stroje. Ale jeżdżę tym samym, starym samochodem. Nie robię zakupów w luksusowych butikach, pod tym kątem nie zmieniło się nic.

A pokazy body paintingu? Przecież jest Pani żoną wicepremiera...
Z niczego nie zrezygnowałam! Nie należy rezygnować z pasji. Kobiety mają do tego słabość. I potem mówią, że są dyskryminowane. Tak naprawdę jesteśmy dyskryminowane na tyle, na ile na to pozwalamy. I nie ma co rezygnować z pasji dla partnera. Warto być aktywną, ciekawą, to służy związkowi. Zwłaszcza gdy jesteśmy z aktywnym facetem. On obcuje z mądrymi ludźmi. Trzeba się również rozwijać, żeby być dla niego interesującą.

Lubi Pani te wszystkie oficjalne przyjęcia?
Nie, ale oczywiście na n


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paweł dnia Czw 4:49, 31 Lip 2008, w całości zmieniany 28 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 16:02, 21 Sty 2007    Temat postu: Co wolno Włochom, nie wolno Polakom...

Ukarani za solidarność?

Andrzej Rokita i Krzysztof Dudziak byli dobrymi przełożonymi, ale stracili stanowiska. Naczelnicy zarządów CBŚ w Katowicach i Krakowie zostali odwołani za to, że wraz z 80 innymi funkcjonariuszami podpisali poręczenie za byłego policjanta, aresztowanego pod zarzutem współpracy z mafią paliwową.
Sprawa odbiła się głośnym echem w środowisku policyjnym i stała przyczynkiem do dyskusji o prawie, etyce i relacjach podwładny-przełożony.
WEDŁUG ROZKAZÓW PERSONALNYCH...
Według rozkazów personalnych dotyczących obydwu naczelników bycie dobrym przełożonym może być szkodliwe z uwagi "na ważny interes społeczny"...

Pierwszy z odwołanych - podinsp. Andrzej Rokita. 15 lat w Policji, głównie w pionie kryminalnym, w CBŚ od chwili jego powstania. Jak mówią współpracownicy, oddany służbie duszą i ciałem. Nagradzany, chwalony, awansowany, ostatnio, po przeniesieniu z Krakowa do Katowic, na stanowisko naczelnika zarządu CBŚ. W rozkazie personalnym z 21 lutego napisano, że posiada wiedzę, doświadczenie i kwalifikacje zawodowe do pełnienia tej funkcji, podkreślano zwłaszcza jego profesjonalizm w kierowaniu zespołem policjantów (podkr. red.). Dwa miesiące później kolejnym rozkazem komendanta głównego zwolniony ze stanowiska i przeniesiony do grupy stanowisk tymczasowych "z uwagi na ważny interes społeczny".

Drugi odwołany - mł. insp. Krzysztof Dudziak. 21 lat służby, zawsze w pionie kryminalnym, od chwili powstania w PZ, potem w CBŚ. Rasowy glina, doskonała opinia przełożonych i podwładnych. Ostatnio naczelnik zarządu CBŚ w Katowicach, w lutym przeniesiony na stanowisko naczelnika zarządu krakowskiego. W rozkazie podkreślono m.in. jego profesjonalizm i umiejętność kierowania zespołem. W kwietniu, rozkazem komendanta głównego zwolniony ze stanowiska i przeniesiony do grupy stanowisk tymczasowych ze względu "na ważny interes społeczny".
...
WEDŁUG WŁASNEGO SUMIENIA...

Według własnego sumienia policjanci postąpili słusznie. Wiesław G., od września ubiegłego roku emeryt, w marcu br. został zatrzymany i aresztowany. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie zarzuca mu ujawnienie tajemnic służbowych dotyczących operacji policyjnych wymierzonych w mafię paliwową.

Jego byli koledzy o winie czy niewinności nie dyskutują, podkreślają, że od tego jest sąd. Oni tylko, kierowani ludzkim odruchem w stosunku do człowieka, z którym przepracowali wiele lat, chcieli mu pomóc, aby nie musiał siedzieć w areszcie razem z przestępcami.
...
WEDŁUG k.p.k...

Według art. 272 k.p.k. "poręczenie, że oskarżony stawi się na każde wezwanie i nie będzie w sposób bezprawny utrudniał postępowania, można przyjąć także od osoby godnej zaufania".

Zgodnie z tym poręczeń udzielają parlamentarzyści, artyści, duchowni, przedstawiciele lokalnych władz czy grup zawodowych.
...
WEDŁUG PRZEŁOŻONYCH...

Według przełożonych Rokity i Dudziaka poręczenie napisano na firmowym papierze z nadrukiem CBŚ, co sugerowało, że za tym stoi Policja jako instytucja. A instytucja ta nie chce ręczyć za człowieka, który ją zdradził.
...WEDŁUG POLICJANTÓW...
Według policjantów sprawa odwołanych naczelników ujawniła wiele bolesnych problemów. Na internetowym forum policyjnym dosłownie wrzało. W ostrych słowach krytykowano prokuraturę: "To teraz prokurator jest kadrowcem Policji?" napisał "Wredny", określając tę sytuację jako "próbę uzależnienia Policji od prokuratury i Ministerstwa Sprawiedliwości". "Ciekawe, czy minister Ziobro odwołałby prokuratora apelacyjnego z powodu utraty zaufania przez Policję?" - zastanawiał się "Zbyniu".
Ale najwięcej pretensji internauci mieli do komendanta głównego.
...Według komendanta...
W imieniu policjantów zwróciliśmy się do generała Marka Bieńkowskiego z prośbą o wypowiedź w tej sprawie.
Jaki "ważny interes społeczny" naruszyli mł. insp. Krzysztof Dudziak i podinsp. Andrzej Rokita z CBŚ, którzy zostali odwołani ze stanowisk za to, że poręczyli za byłego funkcjonariusza?
- Swoimi podpisami naczelnicy stworzyli wrażenie, że poręczenie ma taki charakter, jakby za nim stała instytucja. W dodatku było to zrobione na papierze firmowym. Naczelnicy nie podjęli też trudu wytłumaczenia swoim ludziom, że nie można poręczać za osobę, której zarzuca się zdradę Policji. Przecież ten człowiek jest podejrzany o to, że za pieniądze przekazywał informacje przestępcom, czyli - w domyśle - mógł narażać policjantów na różne niebezpieczeństwa, z utratą życia włącznie.

tekst i rozmowa ELŻBIETA SITEK

(gazeta.listy@policja.gov.pl).

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Policja nielegalnie nagrywa kierowców

13 Lut 2008 r.


Policjanci na służbie są uzbrojeni

nie tylko w pistolety i kajdanki, ale coraz częściej także w dyktafony,

ujawnia DZIENNIK.

Nagrywają przebieg kontroli drogowych czy interwencji

w obawie przed oskarżeniami o wymuszanie łapówek.

Prawnicy nie mają wątpliwości: łamią prawo.


Źródło: dziennik.pl [1]

Jak ustalił DZIENNIK, z dyktafonów korzystają przede wszystkim funkcjonariusze ruchu drogowego, gdzie o pomówienie przyjęcia łapówki jest najłatwiej. "Jeżeli policjant sam jest na służbie, jak w przypadku funkcjonariuszy na motorach, jest to niepisana reguła" - mówi DZIENNIKOWI policjant z drogówki. Jego koledzy mówią wręcz o dyktafonie: mój partner. "Wiem, że funkcjonariusze uzbrajają się w te urządzenia" - potwierdza w rozmowie z DZIENNIKIEM Antoni Duda, przewodniczący NSZZ Policjantów.Dlaczego funkcjonariusze decydują się na nagranie rozmów z kierowcami, którzy popełnili przestępstwo drogowe? Bo zdarza się, że szantażują oni policjantów: albo odstępujesz od wlepienia mandatu i punktów karnych, albo oskarżę cię o wymuszanie łapówki. Wtedy z marszu wszczynane jest postępowanie przeciwko policjantowi i musi się on gęsto tłumaczyć. Odtworzenie przełożonemu nagrania przeważnie kończy sprawę. A najczęściej wystarczy puścić rozmowę kierowcy - wtedy, słysząc nagranie, godzi się na mandat i jest po sprawie.Z lektury Internetowego Forum Policji wynika, że ta metoda działania wśród policjantów jest powszechna.

"Drogówka w Siedlcach zatrzymała samochód na rosyjskich numerach.

Kierowca awanturował się, nie chciał mandatu,

groził oskarżeniem o żądanie łapówki.

Na komendzie Rosjanin oskarżył policjanta,

na świadka powołał kolegę, z którym jechał - prokuratora.

Kiedy policjant odtworzył nagranie,

świadek walnął w szczękę kierowcę"

– opisuje DZIENNIKOWI policjant.

Sprawa z Siedlec nie skończyła się dla kierowcy

zarzutem fałszywego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa,

bo policjant nie miał prawa rejestrować przebiegu kontroli drogowej.

Za coś takiego grozi mu nawet dyscyplinarka.


"To rzeczywiście jest ciekawa sytuacja prawna, policjantowi faktycznie można zrobić postępowanie wyjaśniające" - mówi Antoni Duda. Komenda Główna Policji nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy jest to łamanie prawa, czy nie: zdaniem pionu prawnego tak, ale pion kryminalny uważa: co nie jest zabronione, jest dozwolone.Oficjalnie jednak problemu nie ma. "Wydział Spraw Wewnętrznych KGP ani w tym, ani w zeszłym roku nie prowadził żadnej sprawy, w której policjant wybroniłby się przed pomówieniem o wzięcie łapówki albo innymi oskarżeniami za pomocą nagranej przez siebie rozmowy" - mówi Grażyna Puchalska z biura prasowego KGP. Nieoficjalnie wiadomo, że takie sprawy są załatwiane po cichu przez przełożonych.Czy można byłoby sprawę nagrań uregulować? "Jedynym wyjściem jest zainstalowanie we wszystkich radiowozach oficjalnych rejestratorów przebiegu interwencji, tak jak np. w USA" - mówi Marek Biernacki, przewodniczący sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji.Policja miała szansę to zrobić – za blisko 600 mln zł chce kupić ponad pięć tysięcy nowoczesnych radiowozów. Jednak w specyfikacji nie ma śladu o rejestratorze. "Służby, które będą użytkownikami tych pojazdów, nie wnioskowały o zamontowanie urządzeń rejestrujących. Poza tym wyposażenie w profesjonalny sprzęt do rejestracji obrazu i dźwięku podniosłoby cenę samochodu" - tłumaczy Krzysztof Hajdas z biura prasowego KGP.Policjant nie może nagrywać interwencji na dyktafonDaniel Walczak: Policjanci nagrywają rozmowy z kierowcami - mają do tego prawo? Mikołaj Pietrzak*: Policjanci bronią się przed pomówieniami i to jest zrozumiałe. Ale nagrywanie na prywatny dyktafon przebiegu kontroli drogowej zarówno z ukrycia, jak i jawnie jest bezprawne. Zgodnie z konstytucją policjant może bowiem zrobić tylko to, na co pozwalają mu przepisy prawa. I słusznie, bo taki zapis zabezpiecza nas przed samowolą funkcjonariuszy publicznych. A ponieważ kontrola drogowa według prawa nie jest protokołowana, tak jak np. zeznania, przepisy nie pozwalają funkcjonariuszowi jej nagrywać. Co innego kierowca. Jego obowiązuje zasada: co nie jest zabronione, jest dozwolone, i kierowca może kontrolę nagrać.A policjant nie może nagrać rozmowy prywatnie, na własny użytek? Nie, ponieważ wykonując służbowe obowiązki, nie jest prywatną osobą. A jeśli będzie nagrywać z ukrycia, dokona wręcz czynności operacyjnej, na co potrzeba zgody sądu. Proszę sobie wyobrazić: gdyby funkcjonariusz mógł równocześnie na służbie robić coś prywatnie, to mógłby sprzedawać ubezpieczenia samochodowe albo apteczki.*Mikołaj Pietrzak, adwokat, prawnik Helsińskiej Fundacji Praw CzłowiekaDaniel Walczak, Małgorzata Pietkiewicz


<><><><><><><><>

Skok z czekoladkami i urokiem osobistym

20 Mar 2007 r.

Daily Telegraph

Czekoladki i urok osobisty były
jedyną bronią mężczyzny,
który ponad dwa tygodnie temu
dokonał spektakularnej kradzieży
wartych 21 mln euro diamentów
z jednego z banków w Antwerpii.

Kulisy sprawy ujawnił brytyjski dziennik "Daily Telegraph".

Jak przyznał rzecznik banku ABN Amro,
Philip Claes, mimo że placówka
ma zabezpieczenia zaliczane
do najnowocześniejszych na świecie,
nie zdały się one na nic,
bo oszust odkrył słaby punkt systemu
- "nie użył przemocy".

Niezawodną bronią złodzieja
okazał się jego miły sposób bycia. -

Kupował personelowi czekoladki,
był miłym facetem, czarował pracowników;
dostał od nich do dorobienia oryginalne klucze
i wyciągnął informacje o miejscu
przechowywania diamentów
- relacjonował rzecznik.

Uroczy oszust przedstawiał się
jako Carlos Hector Flomenbaum,
biznesmen z Argentyny.


Zdaniem policji skok był przygotowywany od ponad roku i może być największą kradzieżą dokonaną przez jednego człowieka. Za pomoc w schwytaniu złodzieja wyznaczono nagrodę 2 mln euro.- W sektorze diamentów ufamy ludziom, z którymi pracujemy. Czasami trzeba za to zapłacić - powiedział Claes.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Wywiad Z Markiem Bieńkowskim - kierownikiem nieudolnych i niewydolnych .

Dlaczego tylko w dodatku?

02 Lut 2007 r.

Czy zabiegał Pan o to, by choć część podwyżki była w pensji zasadniczej?- Zdecydowanie nie. Zależało mi, żeby w pierwszym roku rozłożonej na trzy lata podwyżki podnieść część ruchomą płacy (dodatek funkcyjny bądź służbowy w zależności od grupy) z niespełna 12 do około 17 procent. Średnia kwota ponad 200 złotych podwyżki dodatku zapewnia ten poziom. Tu upatruję elementu motywacyjnego uposażenia. W 2008 roku planujemy, by wprowadzić podwyżkę do grupy niemal w całości. Chcemy wyrównać, oczywiście do góry, tę rozpiętość w widełkach, jaka teraz jest w grupach. W trzecim roku znowu chcemy wzmocnić część zmienną płacy, żeby stanowiła nie mniej niż 20 procent.Ustawa o modernizacji gwarantuje, że bez względu na to, kto będzie komendantem, ministrem, premierem, jaka będzie koalicja, średnia podwyżka uposażeń w perspektywie trzech lat osiągnie ponad 700 złotych. Każdy minister finansów musi uwzględnić to w kolejnych budżetach, bo w obecnym już to uwzględniono.Policja 997 [1]O ile nam wiadomo, BOR, SG i PSP mają mieć większość podwyżki w pensji. Dlaczego policjanci zostali potraktowani inaczej?- Dlatego, że to ja odpowiadam za Policję. A kiedy odpowiadałem za Straż Graniczną, doprowadziłem do tego, że zmienna część uposażenia stanowi tam 16 procent, przy obecnie niespełna 12 w Policji.Dla policjantów rok to 12 miesięcy z jakąś pensją i z jakimś dodatkiem. Albo bez - to zależy od uznania przełożonego.- A właśnie, że nie. Jeśli w stosunku do kogoś nie ma negatywnych przesłanek, nie był karany itd., to jest pewność, że będzie miał podwyżkę. W grupach 2-8 - nie mniejszą niż 170 złotych, ale nie większą niż 300. Od 9. grupy do góry - od 250 do 500 zł. Uzasadnienie wysokości dodatku służbowego będzie wynikało z indywidualnej oceny i rozmowy przełożonego z podwładnym i będzie musiało być przedstawione pisemnie. Nie będzie tu dowolności. Przewiduję, że od decyzji bezpośredniego przełożonego policjant będzie miał prawo się odwołać zgodnie z drogą służbową. Ostrze kontroli wewnętrznej przez najbliższe miesiące w KGP, KWP i niżej będzie skierowane na sposób oceny podwładnych przez przełożonych i rozdziału środków.Przełożonym dano wielką władzę. Są do tego przygotowani?- Gdybym nie miał takiego przekonania, nie wprowadzalibyśmy tego systemu. Należy się oczywiście spodziewać, że przy sensownym podziale podwyżek i tak będą niezadowoleni, że będą donosy i paszkwile. Kadra kierownicza dobrze wie, że o każdej porze dnia i nocy dany dyrektor czy komendant będzie musiał wytłumaczyć się z decyzji. Ale jeśli ją racjonalnie uzasadni, to ja stoję za nim murem. Każdy musi mieć takie przekonanie.Sądzi Pan, że człowiek z wyższym wykształceniem przyjdzie do Policji za 1100-1200 zł na rękę? Z perspektywą dodatku za pół roku?- Oczywiście, że tak. Wszyscy ponosimy wydatki związane z utrzymaniem. Ten, kto jest przez pół roku w szkole, nie ponosi ich. Nie przesadzajmy w tych uprawnieniach socjalnych na początku drogi. Dla policjantów w grupach 2-4 podwyżka daje wzrost dodatku o blisko 190 procent. Wiem, że to jeszcze za mało. Ale ich pensja już przekroczy 2000 zł brutto.Wyższe dodatki będą wypłacone z opóźnieniem. Na jakiej podstawie zostaną wyrównane od stycznia, jeśli w styczniu ich nie przyznano?- Sądzę, że wypłaty będą już w lutym. I zbiegnie się to z pierwszą transzą funduszu na nagrody, który w tym kwartale wynosi 40 milionów złotych. W całym roku na nagrody przeznaczamy nie mniej niż 120 milionów, to czterokrotnie więcej niż np. w 2005 r.Problem wyrównania rozpatrywali fachowcy z Biura Finansów i Biura Prawnego KGP. Oceny nie będą dokonywane na przyszłość, ale wstecz. Na ich podstawie będzie można przyznać dodatek od stycznia 2007 roku.Ministrowie Dorn i Stasiak zapewniali we wrześniowym numerze "Policji 997", że ustawa o modernizacji ma zatrzymać odpływ policjantów i przyciągnąć nowych. I że większość podwyżki będzie w pensji zasadniczej.- Wszystko, o czym mówili ministrowie, mieści się w programie trzyletnim. Mój błąd, za który przepraszam policjantów, polega na tym, że nie poinformowałem środowiska o tym wcześniej, ale wtedy ustawa dopiero powstawała.Otwierają się rynki pracy na Zachodzie. Dla policjantów też...- No i bardzo dobrze. Przecież o to walczyliśmy, żeby Europa była otwarta. Nie rozerwę koszuli i nie powiem "Nie wyjeżdżajcie". Ten problem nie rzutuje realnie na sytuację kadrową polskiej Policji. Owszem, za mało jest policjantów w pierwszej linii, bo nadal mamy złą strukturę, np. stanowczo za dużo kierowników. Pracujemy nad jej spłaszczaniem. Na koniec grudnia ub.r. w Policji brakowało niewiele ponad trzy tysiące ludzi. To zupełnie przyzwoity wynik, biorąc pod uwagę, że z paroma tysiącami rozstawaliśmy się świadomie, realizując z żelazną konsekwencją koncepcję zmiany pokoleniowej w Policji. W komendzie głównej w stu procentach wymieniłem ścisłą kadrę kierowniczą, garnizonami rządzą w większości nowi 40-latkowie, zmieniliśmy 67 procent komendantów miejskich i powiatowych Policji. To są fakty! Między innymi efektem tych zmian jest realne zmniejszenie przestępczości kryminalnej o blisko 11 procent, zwiększenie poczucia bezpieczeństwa Polaków - po raz pierwszy w historii Policji do poziomu 54 proc. i rekordowy poziom akceptacji społecznej dla polskiej Policji sięgający 70 procent. Cóż mogę powiedzieć? Koleżanki i Koledzy Policjanci - szczerze gratuluję udanego Anno Domini 2006. To Wasz autentyczny sukces!Ludzie odchodzą, bo boją się o emerytury, o odprawy.- Nienawidzę plotek, a w Policji ciągle muszę je dementować. To przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu. Tak jak teraz. Nie ma żadnych zakusów na to, by próg 15 lat i 40 procent podnieść do 20 lat czy jakiegokolwiek innego progu wiekowego. Nikt przy tym nie majstruje. Podobnie z odprawami.Zależy mi na tym, żebyśmy w głupi sposób nie potracili dobrych ludzi.Każdy przed odejściem ze służby powinien sobie przeliczyć, ile może zyskać, jeśli przez te trzy lata osiągnie taki pułap podwyżki uposażeń, który przecież wlicza się w stu procentach do podstawy obliczania emerytury. Każdy policjant ma prawo wiedzieć, że jeśli pracuje solidnie, to będzie stabilny zawodowo i coraz bardziej stabilny materialnie.Dziękujemy za rozmowę.- Ustawa o modernizacji z jednej strony wieńczy misję, jakiej podjąłem się w polskiej Policji, z drugiej zaś stwarza ogromne pole do działania obecnej i przyszłej kadrze kierowniczej na rzecz środowiska policyjnego.

IRENA FEDOROWICZ, PAWEŁ CHOJECKIzdj. Andrzej Mitura

Linków w tym artykule [1]
[link widoczny dla zalogowanych]

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

RZĄD

Wicepremier Ludwik Dorn
przeciwko pomysłom
ministra Janusza Kaczmarka
Jakie pensje najbardziej zmotywują policję ?

Ludwik Dorn uważa, że jego następca
zrobił błąd w sprawie podwyżek dla policjantów


W jaki sposób dać policjantom podwyżki? Ludwik Dorn, gdy był szefem MSWiA, zdecydował, że pieniądze na podwyżki, które gwarantuje ustawa o modernizacji policji, pójdą na dodatki motywacyjne, a nie na podwyżkę podstawowych pensji (od 1000 do 1400 zł). Ale nowy szef MSWiA ma inną koncepcję. - Minister Janusz Kaczmarek zmienił moją decyzję. Uważam to za błąd -mówi "Rz" wicepremier Ludwik Dorn. -Pan Dorn uznał, że całe pieniądze na podwyżki mają pójść na dodatki służbowe i funkcyjne rozdawane według uznania przełożonych - ich zdaniem - najlepszym funkcjonariuszom. To miały być właśnie te dodatki motywacyjne. Oprotestowaliśmy to i weszliśmy w spór zbiorowy - mówi szef NSZZ "S" policjantów Antoni Duda. Wzeszły poniedziałek decyzję Ludwika Dorna zmienił jego następca Janusz Kaczmarek. Wydał zarządzenie: 66 proc. pieniędzy na podwyżki pójdzie na płace podstawowe, a 33 proc. na motywowanie policjantów. Związkowcy zakończyli spór. Pomysł Kaczmarka nie spodobał się Dornowi. -Zgłosiłem zastrzeżenia w ramach międzyresortowych uzgodnień -mówi "Rz" Dorn. Szef jego gabinetu politycznego Rajmund Jaroszek: - Nowe rozporządzenie idzie w poprzek tym zmianom, nad którymi pracowano w MSWiA przez ostatnie półtora roku. Jaroszek twierdzi, że rozporządzenie burzy plan reformy policji autorstwa Dorna, utrzymuje stare zasady wynagrodzeń i likwiduje premie za skuteczność policjanta. - W budżecie i tak są osobne pieniądze na nagrody. Pomysł ministra Dorna prowadził do nepotyzmu, tworzenia się klik wokół komendantów, bo nie ma żadnego obiektywnego systemu oceny pracy policjantów. A ci uciekali z policji - w ubiegłym roku, ponieważ nie wprowadzono podwyżek pensji, pracę rzuciło ponad sześć tysięcy osób. Zmienił to dopiero Kaczmarek -uważa szef policyjnej "S". Janusz Kaczmarek nie chciał w piątek o sprawie rozmawiać z"Rz". Policjanci na piątek zapowiadali ogólnopolski protest, ale niewielu z nich wzięło w nim udział. Maciej Duda, Mariusz Jałoszewski, e.o.

[link widoczny dla zalogowanych]

10 . 03 2007 r.

Rzeczpospolita

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Co wolno Włochom, nie wolno Polakom...

21 Sty 2007 r.

Włoski Sąd Najwyższy wziął w obronę dwóch studentów, którzy ściągali z internetu filmy, piosenki i pełne wersje programów komputerowych.

Uznał, że nie popełnili przestępstwa.

Na ponad trzy miesiące aresztu skazały już internautów sądy dwóch instancji.

Ale Sąd Najwyższy ten wyrok uchylił.

Uznał, że mężczyźni nie zarabiali na swoim "hobby".

Przepisy zakazują pobierania z sieci chronionych prawem autorskim plików, by następnie odstąpić je innym użytkownikom.

Tak też działalność dwóch studentów politechniki w Turynie zinterpretował tamtejszy sąd.

Sąd Najwyższy uznał jednak, że do skazania to nie wystarcza.

Bo choć młodzi Włosi faktycznie udostępniali innym swoje zdobycze, to nie dostawali za to pieniędzy, a jedynie kolejne pliki.


Orzeczenie skrytykowali już przedstawiciele przemysłu fonograficznego oraz stowarzyszenia włoskich kompozytorów i autorów. Mówią oni o niebezpiecznym precedensie. Udostępnianie w sieci materiałów, pobranych do prywatnego użytku, jest według nich równoznaczne z piractwem.

Artur Rumianek - [link widoczny dla zalogowanych]


>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Wrocławski radny PO
oskarża Policjantów


06 Lip 2007 r.

o2.pl

To my byliśmy ofiarami, nie policjanci których rzekomo pobiliśmy - wynika z wywiadu radnego wrocławskiej PO, który jest podejrzewany o pobicie miejscowych policjantów.Wrocław to wspaniałe miasto z uwielbianym przez media prezydentem. Ostatnio jednak o mieście zrobiło się głośno po tym, jak o pobicie policjantów zostali oskarżeni szef klubu radnych wrocławskiej PO Marek Ignor oraz były radny tej partii Paweł K. Łukasz Medeksza rozmawia z drugim z nich. Z wywiadu wyłania się obraz Wrocławia rodem z komiksu (i filmu) "Sin City", ze zdemoralizowaną policją, podejrzanym prokuratorem i masą niepotrzebnej przemocy.Tego dnia chrzcił Pan swoją córkę Helenę.- I po raz pierwszy w życiu przyjąłem komunię. Mszę prowadził ks. Stanisław Orzechowski – „Orzech” [znany we Wrocławiu duszpasterz świata pracy, w latach 80. wielki przyjaciel opozycji antykomunistycznej – Ł.M.]. Nie były to zwykłe chrzciny. „Orzech” zrobił z nich naprawdę duże, ważne wydarzenie. W swoim stylu podkreślał, że Helena – matka Konstantyna Wielkiego – odnalazła drzewce Krzyża, a inna ochrzciła Ruś Kijowską.Po chrzcinach była impreza dla krewnych i znajomych. To na nią wpadła policja. Kto zaczął awanturę?- W tym samym budynku, tuż obok restauracji, w której siedzieliśmy, jest fitness club. Jeden z kolegów pomylił ubikacje. Zamiast pójść do toalety w restauracji, poszedł do tej w klubie. Oburzyło to panią pracującą w fitnessie. „Dziadek, wypad stąd, bo policję wezwę, jesteś pijany” – powiedziała mu. Mówiła na „ty” do pana, który ma 56 lat! Więc ja go odciągnąłem i zwróciłem pani uwagę, że jej forma wypowiadania się nie jest właściwa. Wówczas i mnie postraszyła policją. No to ja ją też postraszyłem. Ale nie w taki sposób jak napisali policjanci, czyli: „Ty ..::CENZURA::.., urwę ci głowę”. Powiedziałem jej tylko „ty suko policyjna” czy coś takiego. Potem inny z kolegów przeprosił ją dając jej kwiaty i dostał od niej nawet karnet do klubu.Wydawało się, że jest po problemie.- Ale ona i tak zadzwoniła po swoich chłopaczków z policji, nie informując o tym szefa ochrony z firmy Impel, który siedzi ze cztery metry od niej.Tam była ochrona?- Tak – cały ten budynek, w którym znajduje się restauracja i ów fitness club jest chroniony przez Impel. Szef ochrony obiektu zeznał potem, że policja nie skonsultowała z nim swojej interwencji. Tak więc złamała własne procedury. Zresztą takie wjeżdżanie do jakiegoś lokalu w ciemno zawsze jest ryzykowne, bo nigdy nie wiadomo, kto jest w środku. Może gangsterzy? Poza tym, jeśli już, policjanci powinni wjeżdżać w dwudziestu, a nie w trzech.Pani z fitnessu wezwała policjantów, a oni wjechali Wam na imprezę do restauracji?- W dodatku nie wylegitymowali się, nie pokazali blach, odmówili podania nazwy swojej jednostki. Pytającą o to menedżerkę lokalu potraktowali gazem. Nie wiedzieliśmy, kim oni są.Jak byli ubrani?- Na czarno. To byli funkcjonariusze prewencji. Ale ja też mogę ubrać się na czarno i wjechać komendantowi policji na chrzciny. Zobaczymy jak zareaguje.Ile czasu minęło od incydentu z panią z fitness do interwencji policji?- Trzy godziny dwadzieścia minut. Incydent był przed godz. 15.00, a oni weszli o 18.10. Wcześniej czekali aż wyjdą znaczniejsi goście mojej imprezy – w tym jeden poseł.Celowo czekali aż wyjdą tacy goście?- Z późniejszych informacji od ludzi wiem, że radiowóz stał pod lokalem na godzinę przed akcją.Co się działo, gdy wpadli?- Pani z fitnessu wskazała im mnie. Zachowałem się potulnie, bo przecież na imprezie były dzieci. Nagle moja starsza córka krzyknęła „tata!”. Odwróciłem się w jej stronę, co policjanci uznali za niesubordynację i wykręcili mi ręce od tyłu. Wyrwałem się. Wszystko to działo się w wąskim przejściu. Zrobił się total. Dobiegł Marek Ignor [do czasu awantury szef klubu radnych PO we wrocławskiej radzie miejskiej – Ł.M.]. Trzymał ręce w górze, próbował łagodzić sytuację jako radny. W tym momencie jeden z policjantów walnął mnie w pysk – to był ten obecny „święty”, który leży w szpitalu z zabandażowaną głową i wszystkie telewizje pokazują go jako pobitego przez nas. Zagazowali nas. No i doszło do mordobicia. A dokładnie – do przepychanki.Ignor bił ich?- Nie! W ramach obrony koniecznej rozepchał ich klatą. Oni twierdzą, że zbił ich plastikowym wieszakiem, ja tego nie widziałem, bo zagazowany leżałem twarzą do ziemi.Bił ich gdy już leżeli?- Powtarzam, nie widziałem tego, natomiast z późniejszego zachowania rzekomo poszkodowanych wnoszę, że mieli się całkiem nieźle i nie mieli połamanych kręgosłupów.A kto kopał ich w twarz?- To absolutna bzdura. Nikt ich nie kopał.Co się stało policjantowi, który leży poraniony w szpitalu?- Ma rozciętą głowę. Nie wierzę, by miał poważniejsze obrażenia. Ale całe to zajście było w wąskim przejściu, tam są granitowe schody, więc wszystko mogło się zdarzyć. Policjant mógł się przewrócić, walnąć głową o jakąś krawędź. Tyle że z ich strony to była napaść, a z naszej – obrona konieczna. Zadziałali tak nieprofesjonalnie, tak durnowato, że wyglądało to na wszystko, tylko nie na akcję policji. Ja w ogóle nie zadałem żadnego ciosu, bo nie miałem okazji. A Ignor, zwyczajnie, klatą ich porozpychał, jak w młodszych klasach podstawówki.Byliście pijani?- Marek Ignor miał raptem jeden promil. Więc nie był bojowy dlatego, że był pijany, ale dlatego, że prali mu kolegę. Gdyby mi nie pomógł, to wywlekliby mnie na ulicę, spuściliby łomot i oskarżyli jak zwykle o czynną napaść na funkcjonariusza. Może kazaliby mi klęknąć przed panią z fitnessu? Ignor uratował mi skórę i zapewne wolność.O co tak naprawdę – Pana zdaniem – chodziło tym policjantom?- Być może popisywali się przed panią z fitnessu. Konwojem dowodził facet, na którego mówię „Loczek”, niegdyś funkcjonariusz III Wydziału Służby Bezpieczeństwa. Zauważyłem w prokuraturze, że jest z tą panią w wielkiej zażyłości. Nie tylko on. Bo także szef zmiany w komisariacie Stare Miasto, taki gruby, obejmował się z tą panią, otwarcie ją całował na korytarzu prokuratury, przy dziesięciu świadkach. Uczciwie, nic nie skrywając.Przy Was tak się całowali?- Przy nas! Nie jest to żadna tajemnica. Bo jeśli całują się przy mnie, otwarcie, to ja mam prawo o tym mówić.Kim jest ów „Loczek”?- Mówię tak na niego, bo ma siwy lok. To facet około pięćdziesiątki. Świetnie pamiętam go z lat 80., gdy był w SB. Teraz był dowódcą naszego konwoju. Jest cień szansy, że go z kimś podobnym mylę, ale naprawdę znikomy. Ma charakterystyczne oczy psychopaty. Pytałem dwudziestoparoletnich policjantów czy wiedzą, że ich dowódca był w SB. Powiedzieli, że nie wiedzą. Zresztą nie wiedzieli nawet w pierwszej chwili, o jakim skrócie mówię, może o Służbie Bożej? W trakcie późniejszej konfrontacji z panią z fitnessu przeprosiłem ją, pocałowałem w rękę, powiedziałem, że to moja wina, biorę to na siebie. Ona zapewniła, że mi wybacza. Ale skargi nie wycofała, bo poczuła na sobie ciężki wzrok pana „Loczka”.Kiedy była ta konfrontacja?- We wtorek. Dwa dni po zajściu. Ciekawe, że policjanci, którzy mnie zatrzymywali też zeznali korzystnie dla mnie. Mówili, że ich w lokalu w ogóle nie rugałem, zacząłem się wywnętrzniać dopiero w nysce, skuty ciasno „do mięsa” z tyłu, gdy na zakrętach szorowałem gębą po podłodze. Oświadczyli też, a nie musieli, że ich nie zwalniałem z policji. To ma duże znaczenie, bo rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej mówił mediom, że ja byłem strasznie agresywny jeszcze w lokalu. A to nieprawda. Zresztą gdy mnie skuwali, to glut mi wypadł z zagazowanego nosa na buta jednego z policjantów, co oni skrzętnie wykorzystali do oskarżenia mnie o okrutne oplucie policyjnej świętości.Ile ma Pan zarzutów?- Siedem.Wróćmy jeszcze do akcji w lokalu. Co się stało, gdy Marek Ignor – jak Pan mówi – rozepchnął interweniujących policjantów?- Wówczas jego dziewczyna krzyknęła do niego, a on był już zagazowany pieprzem; wtedy posadził ją przed sobą na inkryminowanym krześle, przedmiocie zbrodni i ona krzyczała, że go dzielnego Janosika nie wyda. Stąd wziął się później zarzut, że walczył krzesłem. On się nim, nic już nie widzący, zasłaniał.A policjanci?- Podczas akcji i po niej chodzili po lokalu. Bluzgali na nas bardzo barwnie, np. „kuj mojego ..::CENZURA::.., a ja ci pomogę z twoim”. Dopiero później okazali się „zabici” przez nas na śmierć. Świrują moim zdaniem po to, żeby dostać medale i pieniądze z ubezpieczenia. Choć jeden z nich faktycznie miał rozciętą głowę w wyniku tej awantury i był zalany krwią, bo walnął o coś łbem. Ale żaden z nas mu tego nie zrobił.Był jeszcze trzeci zatrzymany uczestnik imprezy.- Jan L., ksywka adwokat. Grubo po zajściu zainteresował się, czemu nas zatrzymują. Cytuję notatkę policyjną: „Chwiejnym krokiem podszedł elegancki mężczyzna w średnim wieku, od którego czuć było woń alkoholu”. Pokazał policjantom legitymację adwokacką z buraka i zapytał ich, dokąd nas wiozą. Ci odpowiedzieli: „No to pan sprawdzi”, wzięli go za szmaty i wrzucili do radiowozu. Zebrał się tłum okolicznych mieszkańców i ryczał na nich: „..::CENZURA::..”, „chuje”, „gestapo”. Pod koniec akcji były tam już cztery radiowozy, a może i pięć.Kiedy puściły Panu nerwy?- W radiowozie. Dałem upust swojej niechęci. Zresztą policjanci też nie pozostali mi dłużni. Ja krzyczałem: „..::CENZURA::..”, a oni: „..::CENZURA::.., zajebiemy cię na komendzie”. Adresowali to do mnie, a ja swoje słowa adresowałem ogólnie, w powietrze, bo nic nie widziałem. Leżałem twarzą do ziemi. Ręce miałem skute z tyłu. Szybko jechali, więc obijałem się twarzą o wszystko wokół. Zresztą skuli mnie do krwi.I tak dojechaliście na komisariat.- A tam już pełne pandemonium.Który to był komisariat?- Wrocław Stare Miasto, przy ul. Trzemeskiej. Nic nie widziałem, ale słyszałem teksty typu: „Zajebiemy cię, ..::CENZURA::..”, „Ty morderco”, „Jackiewiczu”.Dlaczego akurat „Jackiewiczu”? [Dawid Jackiewicz to wrocławski poseł PiS, szef sejmowej komisji samorządu terytorialnego; niedawno śmiertelnie pobił człowieka, który wcześniej zaatakował mu żonę i dziecko – Ł.M.].- No właśnie to mnie zszokowało. Policjant krzyczy do mnie: „Zajebię cię, ty morderco”. Więc pytam go: „Jaki morderco, panie kolego?”. Okazało się, że pomylił mnie z Dawidem Jackiewiczem. Tam są takie nastroje. Policjanci nienawidzą władzy. I nie rozróżniają między Jackiewiczem, mną, PiS czy PO. Uważają, że „elyta jest skorumpowana”. Więc gdy „elyta” jest pod butem i nie widzi na oczy, to ją skopią. Kolejny przykład. Pobierali mi krew. Siłą, wbrew mojej woli, bo uważam, że nie powinni tego robić, skoro zatrzymali mnie na chrzcinach, a nie za kierownicą. Wciąż miałem ręce skute z tyłu. Pociągnęli mnie za nie do góry, tak że byłem wypięty. I w tym właśnie momencie jeden z nich rzucił hasło: „No to który pierwszy wali go w dupę, panowie?”. Inny policjant prowadził mnie po schodach skutego na przesłuchanie w taki sposób, że walił moją głową po kaloryferze. Mówił przy tym: „Zajebię cię, ..::CENZURA::..”. Pamiętam gębę tego policjanta. Znajdę go i we właściwym czasie oskarżę.Katownia.- Czegoś takiego nie pamiętam od wczesnych lat 80. Nawet pod koniec komuny już tak nie było.Został Pan pobity na tym komisariacie?- Tak. Ale gdy później wróciłem z przesłuchania na komendzie wojewódzkiej, to podlizywali mi się. Właśnie zmienił się komendant wojewódzki i nie wiedzieli, co teraz będzie.Bili Pana bezinteresownie? Czy chcieli wymusić jakieś zeznania?- Nie wiedzieli, kim dokładnie jestem. Uważali mnie za przedstawiciela nie lubianej władzy, to tłukli mnie po ryju.Z tego wynika, że Dawid Jackiewicz też by od nich dostał.- Jest posłem, więc chroni go immunitet. Ale jeśli byłby radnym-bezradnym, to by go pobili.Ciekawi mnie ta zmiana nastawienia policjantów. Wpierw Was bili, potem byli dla Was mili. Co się stało?- Powiedziałem im, że jak się komendant zmieni, to dostaną w skórę za swoje skandaliczne zachowanie. Jeden z nich spytał czy faktycznie komendant się zmieni. „Nie wiem, ale może się zmienić” – odpowiedziałem. Na co on zaczął zapewniać: „Panie Pawle, to nie ja, to kolega” i takie tam.No i komendant wojewódzki faktycznie się zmienił.- A policjanci zaczęli się podlizywać. Na wszelki wypadek, bo nie wiedzieli, jak sprawy się potoczą.Ile czasu spędził Pan na policji i w areszcie?- Od godz. 18.00 w niedzielę do godz. 17.00 w czwartek.Cały ten czas na komisariacie przy ul. Trzemeskiej?- Wpierw przy Trzemeskiej, potem w dołku na komendzie wojewódzkiej, a na koniec w areszcie śledczym na Świebodzkiej. Tam staliśmy się idolami osadzonych, bo poszła fama, że pobiliśmy policjantów. Zawdzięczamy to oświadczeniom rzecznika prasowego komendy wojewódzkiej, który mówił o nas takie rzeczy mediom.Czy Pana zdaniem cała ta akcja ma jakieś drugie dno?- Tego nie wiem. Ale ciekawy jest wątek mojego adwokata z poprzedniej sprawy. Od kilkunastu miesięcy siedzi w areszcie pod zarzutem płatnej protekcji. Zeznał przeciw niemu skruszony gangster. Adwokat miał rzekomo przekazać mafijną łapówkę sędziemu i prokuratorowi. Tyle że dziś tylko on siedzi. Ów sędzia i prokurator nie siedzą.Dlaczego?- Może dlatego, że mój adwokat jest cięty na szefa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Janusza Jarocha. Ciągle mówił, że syn Jarocha był dealerem, ale śledztwo w jego sprawie zostało ukręcone w 1998 r. na polecenie ojca, który kazał policjantom spalić sto działek narkotyku. I że sam prokurator Jaroch to zły człowiek.Kiedy tak mówił? W jakich okolicznościach?- Półtora roku temu. Krzyczał na imprezach, pisał listy otwarte. Wielki bohater anty-Jarochowy. No i dostał w skórę.Pan mu pomagał, prawda?- Tak. Pomagałem mu jako przyjacielowi, gdy już siedział. Prokurator Jaroch zapewne świetnie o tym wiedział.Uważa Pan, że ta sprawa ma związek z Pana zatrzymaniem?- Nie mam bladego pojęcia. Ciekawą postacią jest dla mnie ten „Loczek”, jak się wydaje ubek z trzeciego wydziału SB. Komu on służy? Może nikomu?No właśnie.- A może chodzi o tę dziewuszkę z fitness clubu? Nie wiem. Spekuluję.Czy w którymkolwiek momencie miał Pan wrażenie, że sprawa ma tło polityczne?- Nie.Dorobił się Pan image’u zabijaki. Wszak już wcześniej został Pan skazany za jazdę po pijanemu i próbę przekupienia policjantów.- Jest mi to obojętne. Parę lat temu byłem osobą publiczną i mogłem płakać, że nie zrobię już kariery politycznej. Dziś nie dbam o to.Czy tamten wyrok może mieć znaczenie w postępowaniu prokuratury i sądu w tej najnowszej sprawie?- Jeżeli nie będzie chamskich nacisków politycznych, to powinni mnie uniewinnić. Jestem ofiarą, a nie sprawcą.Co dokładnie czeka Pana w tej sprawie?- W najbliższych dniach sąd ma odnieść się do zażalenia prokuratury na wypuszczenie nas za kaucją. A potem czeka nas proces. Niech się dzieje wola Boża.Jakiego nastawienia spodziewa się Pan po prokuraturze?- Żeby zabić. Odwiesić mi poprzedni wyrok, wsadzić do więzienia.Szykuje się Pan na więzienie?- Nie wierzę w to. Ale domyślam się, że taka jest intencja prokuratury.W jakiej części poprzedni Pana wyrok miałby zostać odwieszony?- Wtedy zostałem skazany m.in. za próbę przekupienia policjanta. Teraz mam zarzut czynnej napaści na policjanta. To pokrewne zarzuty. I właśnie korzystając z tego pokrewieństwa mogą mi odwiesić wyrok.Wiem, że ma Pan pretensje do wrocławskich dziennikarzy o to, jak relacjonowali sprawę interwencji policji na chrzcinach Pańskiej córki.- Ze strony większości mediów był to prawdziwy pokaz głupoty, niekompetencji, jedzenia z ręki organom, a przede wszystkim przerażającego lenistwa umysłowego. Przykład policyjnego dziennikarstwa. „Fakt” napisał tekst, który w połowie był wersją policji, a w połowie bredniami typowymi dla gazet Axela Springera: że niby „upodliliśmy się”, „nie ma świętości dla nich, bo to chrzciny” itp. Z dwudziestu kilku zdań tylko jedno było prawdziwe – że były to chrzciny mojej córki Helenki. Napisaliśmy sprostowanie do „Faktu”. Podobne brednie przez trzy dni powtarzał wykształciuchowski TVN, co bardzo zaszkodziło mi w firmie, w której dominuje typ inteligencki. W dodatku mówiąc o mnie z imienia i nazwiska, a ja jestem przecież osobą prywatną i sobie tego nie życzę.Nie chce Pan występować pod nazwiskiem?- Ależ skąd! Jestem „PKŻ”. Od dwóch lat jestem osobą prywatną.A inne media?- Dość porządnie pisało „Słowo Polskie Gazeta Wrocławska”. Dziwnie „Gazeta Wyborcza”, która podawała dwie kompletnie wykluczające się wersje zdarzenia jako równorzędne i de facto równouprawnione.. Bardzo porządnie zachowały się TVP 3 i „Rzeczpospolita”. Skandalicznie „Dziennik”, ale to też Axel Springer. Większość mediów podawała wersję policji jako świętą. Po prostu niektórzy dziennikarze jedzą policji z ręki, co jest – delikatnie mówiąc – przesadą. Nie weryfikują informacji uzyskanych z tego źródła. Np. tej, że z restauracji poszliśmy do fitness clubu szukać wódki. Przecież ze świetnej knajpy, gdzie w karcie dominują wina po 200 zł, nie idzie się gdzieś na zewnątrz po wódkę! Tak to może sobie wyobrażać jedynie rzecznik policji.Będziecie jakoś reagować na te relacje mediów?- Wysłaliśmy sprostowanie do „Faktu” oraz oświadczenie do wszystkich mediów. Nigdzie się nie ukazało. W żadnej postaci. I pewnie nie ukaże się. Z „Faktem” pójdziemy do sądu. Za ich artykuł oraz za tytuł – „Radny, który chciał zabić”. Bo to już jest kryminał. Za coś takiego należy się wysokie odszkodowanie. Kilkaset tysięcy złotych.











.





.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paweł dnia Czw 1:18, 14 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Policja V RP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin