Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna o przestępcach w policyjnych mundurach
Policyjny Serwis Informacyjny
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

kierownictwo nieudolnych i niewydolnych ...

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Policja V RP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 0:49, 31 Mar 2007    Temat postu: kierownictwo nieudolnych i niewydolnych ...

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
<><><><><><><><><><>

Policyjny Serwis Informacyjny :







<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>


Aferą w generała Szwajcowskiego


Czy obecny wiceszef policji w 2001 roku ukrył aferę korupcyjną?

Dlaczego odpuścił sobie śledztwo,

w którym dowód miał podany na tacy?

Czy doprowadził do tego, że wysoko postawiony urzędnik

uniknął kary za łapówkarstwo?

- pyta dziennik "Polska".

Kazimierz Szwajcowski, ówczesny szef katowickiego CBŚ,

dzisiaj nie chce komentować tej sprawy.

Jego zwierzchnicy z MSWiA również milczą.




Jest rok 2001. Do Szwajcowskiego przychodzi przedsiębiorca Wiesław Durbas. Twierdzi, że Marek K., dyrektor wydziału inwestycji Będzińskiego Zakładu Elektroenergetycznego, żąda od niego łapówki, kilkudziesięciu tysięcy złotych. Firma Durbasa ma wykonać wart kilkanaście milionów złotych remont w zakładzie - modernizację dystrybutora. Durbas chce podwyższyć koszt robót, pertraktuje z Markiem K., ale ten stawia warunek - Durbas musi podzielić się dodatkowymi pieniędzmi z nim i z osobami z zarządu firmy. Za zwiększenie wartości wykonanych prac o 400 tys. zł Durbas ma dać w łapę 15 proc., czyli 60 tys. zł. Sprawę opisał dziennik "Polska"

Chciał dać, ale nie miał z czego

- Wcześniej już dawałem K. łapówki, ale tym razem nie miałem z czego. Ledwo wiązałem koniec z końcem - przyznaje Durbas, który chciał przystać na propozycję. Nie wiedząc, co ma zrobić idzie więc do Szwajcowskiego, zastępcy szefa katowickiego CBŚ, swojego znajomego jeszcze z czasów szkolnych. Ten z początku chętny do pomocy z czasem się z niej wycofuje - twierdzi "Polska".

- Z początku proponował nawet przeprowadzenie prowokacji ze znaczonymi pieniędzmi z kasy CBŚ - wspomina dziś Durbas.

Co się stało z dowodem?

Szwajcowski, słysząc opowieść Durbasa o żądaniu łapówki, daje mu stary dyktafon, na którym później zostały nagrane żądania łapówki. Jest dowód. Korupcyjna propozycja została udokumentowana. Dochodzi do niej 30 maja 2001 roku w kawiarni Dolce Vita w Sosnowcu. Na spotkanie z K., Durbas idzie sam, bez policyjnej obstawy. Kaseta z nagraniem trafia do prokuratury.

Jednak Szwajcowski umywa ręce. Według Durbasa, nie zrobił nic. Dlaczego? Nie wiadomo. Czy świadomie zaniechał swoich obowiązków? Dlaczego nie wykorzystał dowodów, które dostarczył mu Durbas? To tylko niektóre pytania, które cisną się na usta przyglądając się bliżej tej sprawie.

Dziwne zbiegi okoliczności

Sprawa trafia do prokuratury. Jednak od początku śledztwo idzie jak po grudzie. W końcu zostaje umorzone pod koniec 2001 roku. Zirytowany Durbas zwraca się do prawników posła Zbigniewa Wassermanna (PiS). Po interwencji postępowanie znów rusza. Prokuratura oskarża Marka K., zaczyna się proces. Kaseta z nagraniem korupcyjnej propozycji trafia do Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Biegli uznają nagranie za autentyczne, spisują treść rozmowy z żądaniem łapówki. W 2006 roku okazuje się, że... kaseta została rozmagnesowana. Nie wiadomo, kto i gdzie to zrobił. Sprawa zostaje umorzona a dyrektor, który miał żądać łapówki uniewinniony.

Jak doszło do zniszczenia kasety?

To kolejna zagadka. Zadziwiające jest to, że sąd nie wziął nawet pod uwagę protokołu z odsłuchania nagrania. Sześć lat później sprawą zaniedbań w CBŚ i policji zainteresowano się, jednak nie na długo. Po wstępnym dochodzeniu umorzono sprawę z powodu przedawnienia.

Policja nie dopełniła obowiązków

- W tym przypadku trudno mówić o jakimkolwiek śledztwie. Policja nie dopełniła obowiązków, a powinna zebrać jak najwięcej dowodów, wystąpić o podsłuch podejrzanych, śledzić ich - krytykuje działania katowickiej policji prof. Paweł Kamiński, były wiceprezes Transparency International. Natomiast według Durbasa, sprawa jest prostsza. Kiedy okazało się, że syn dyrektora żądającego łapówki, to znana persona, związana blisko z osobą prof. Leszka Balcerowicza, wtedy były szef CBŚ, umywa ręce.

- Podczas rozmowy ze mną zorientował się, że Marek K. to ojciec Jakuba K., który wtedy w rządzie był ważną postacią. Jakby uszło z niego powietrze - wspomina Durbas. Jakub K. był doradcą Leszka Balcerowicza, ówczesnego ministra finansów.

Sąd popełnił błąd?

Sąd popełnił ewidentny błąd - uważają karniści. - Skoro nagranie zostało odtworzone i zaprotokołowane, to umorzenie jest absurdem - mówi dziennikowi "Polska" prof. Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego. Durbas uważa siebie za jedyną ofiarę. - Jako jedyny przegrałem w tej sprawie - żali się.

Jednak zaszokowany takim zakończeniem sprawy poseł Wassermann deklaruje pomoc. - Bezczynność organów ścigania w tej sprawie jest naganna. Obiecuję, że przyjrzę się zaniedbaniom policji - mówi poseł PiS. Marek K. jest teraz przewodniczącym Rady Nadzorczej Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Będzinie. Jego telefon nie odpowiada.

Łukasz Krajewski

Polska The Times


<><><><><><><><><><><><>


Wiceminister MSWiA

występuje w sieci jako "Mały Rycerz"



Mały Rycerz

- pod takim pseudonimem pojawił się na Internetowym Forum Policyjnym

gen. Adam Rapacki,

wiceminister spraw wewnętrznych i administracji

odpowiedzialny za służby mundurowe

- dowiedział się serwis internetowy tvp.info.



Rapacki chce w ten sposób dotrzeć do policyjnych "dołów". Jak mówi, dzięki informacjom z sieci zamierza interweniować w sprawach, które leżą na sercu zwykłym policjantom. Twórca Centralnego Biura Śledczego jest pierwszym ministrem, który zdecydował się wykorzystać internet do kontaktu z podległymi mu funkcjonariuszami. Tą drogą będę chciał mówić o rzeczach ważnych i tłumaczyć niedomówienia. Tym bardziej, że decyzje podejmowane na górze przechodzą przez tak wiele szczebli, że często na "dół" docierają już przeinaczone - tłumaczy serwisowi internetowemu tvp.info minister Rapacki. Generał przyznaje, że odpowiedzi na swoje wpisy czyta wyrywkowo, ale zlecił kilku osobom wyłapywanie wszystkich ważnych kwestii. Na policyjnym forum można się dowiedzieć, co jest ważne dla zwykłych funkcjonariuszy, choć nie brakuje tam pyskówek, jak to ma miejsce na prawie każdym forum internetowym - mówi gen. Rapacki. Większość policjantów, korzystających z forum uważa, że pomysł Rapackiego jest dobry. Mamy nadzieję, że nie będzie to tylko forma promocji. Rapacki nadal uważany jest za "swojego", ponieważ był jednym z nas i zna specyfikę pracy w firmie - mówi jeden z policjantów. Rapacki zapowiada, że rozpatrzy wszystkie racjonalne pomysły przedstawiane przez funkcjonariuszy na internetowym forum.

Rafał Pasztelański

2008-08-29

Wiadomość wydrukowana ze stron: wiadomosci.wp.pl

(tvp.info)


<><><><><:>><<<<>>>>


Jędrek Matejuk - nowy kierownik

nieudolnych , niewydolnych ...






Mierny , bierny ale wierny ,

czyli kumpel Adama Rapackiego

nowym kierownikiem nieudolnych i niewydolnych .


Wymuszona emerytura komendanta policji



Karolina Łagowska

2007-04-16, ostatnia aktualizacja 2007-04-16 20:49:38.0

Generał Andrzej Matejuk, komendant dolnośląskiej policji,

odchodzi ze stanowiska.

Oficjalna wersja: sam poprosił o emeryturę.

Według naszych informacji mógł być do tego zmuszonyKomendant główny Konrad Kornatowski zapewnia, że Matejuk sam zdecydował o odejściu: - Komendant w ub. tygodniu umówił się ze mną na poniedziałek na rozmowę. W jej trakcie powiedział, że chce odejść na emeryturę z dniem 15 maja. Przychyliłem się do jego prośby i skierowałem wniosek do ministra, bo to on podejmie ostateczną decyzję. W Komendzie Wojewódzkiej nikt nie wierzy w taka wersję. - Emerytura? Dziwne. Jeszcze w ubiegłym tygodniu komendant snuł plany na przyszłość. Myślał o zmianach kadrowych. Nic nie wskazywało, że chce odejść. W piątek wspomniał, że wezwano go do Warszawy. A tam po prostu kazali mu złożyć raport. Sam Matejuk milczy. Policjanci, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że informacje o dymisji komendanta docierały do nich od co najmniej pół roku. Powody, dla których miał stracić stanowisko, podawano różne. Według jednych Matejuka chciano zdymisjonować, żeby dać jego stanowisko komuś innemu; według innych Komenda Główna miała dość wpadek jego podwładnych. Bo nikt w Warszawie już tam nie pamięta, że w 2003 roku dolnośląska policja zwyciężyła w rankingu tygodnika "Wprost". Natomiast ostatnio ma ona złą prasę.

- Fatalna seria zaczęła się w 2005 roku, gdy ujawniono,

że policjanci z Komisariatu Policji Psie Pole Osiedle

urządzali orgie z młodą kobietą.

A jeden z nich robił jej nawet zdjęcia ze służbowym pistoletem.

- Rok później kolejny skandal

- CBŚ złapał jadącego samochodem po pijanemu

komendanta komisariatu Wrocław Grabiszynek.

Do tego w towarzystwie mężczyzny poszukiwanego listem gończym

za udział w aferze korupcyjnej,

której tropy prowadziły do wrocławskiej policji.

- Jeszcze większy skandal wybuchł, gdy okazało się,

że pijany komendant nie został ukarany,

tylko po cichu odesłany na emeryturę

przez komendanta miejskiego Wiesława Pałaszewskiego.

Pałaszewski stracił za to stanowisko.

- W ostatnich tygodniach było jeszcze gorzej.

W pierwszy dzień wiosny policja

bezradnie przyglądała się manifestacji na Rynku,

podczas której aktywiści NOP wykrzykiwali rasistowskie hasła

i nieśli transparenty z zabronionymi prawem hasłami.

Uzbrojeni po zęby policjanci

wypchnęli natomiast z Rynku antyfaszystów,

którzy protestowali przeciwko rasizmowi.

Relacje z tego wydarzenia przytaczały europejskie media.

- Tydzień temu z jednego z wrocławskich szpitali

uciekło dwóch wychowanków poprawczaka dla lekko upośledzonych,

których pilnowało aż sześciu policjantów.

Jednego z uciekinierów funkcjonariusze szukają do dziś.

- Czarę goryczy mogły przelać ujawnione przez

nas wyniki badań opinii publicznej zlecone przez Komendę Główną,

z których wynika, że Dolnoślązacy najgorzej w Polsce

oceniają swoja policję.


Konrad Kornatowski nie wie jeszcze, kto zostanie nowym komendantem wojewódzkim. - Nieważne, skąd będzie człowiek, ważne, żeby Komenda Wojewódzka funkcjonowała prawidłowo, a obywatele czyli się bezpieczni - mówi.Kariera Matejuka Andrzej Matejuk komendantem dolnośląskiej policji był od siedmiu lat. Wcześniej kierował Komendą Miejską, a jeszcze wcześniej Komendą Rejonową na Krzykach.

Karierę zawdzięcza Adamowi Rapackiemu,

poprzedniemu komendantowi dolnośląskiemu.

Kiedy Rapacki odszedł na stanowisko

zastępcy komendanta głównego,

zastąpił go Matejuk.


Gdy do władzy doszedł SLD, ambicję zastąpienia Matejuka miał powiązany z lewica Zdzisław Kogut. Ostatecznie Matejuk przetrwał, a Kogut przez kilka lat był jego zastępcą.

W IV RP Matejuk jako jeden z nielicznych

tak długo utrzymał się na stanowisku.


Wczoraj razem z nim na emeryturę zdecydował się przejść również

komendant wojewódzki w Białymstoku Adam Mularz.

Odwołany został też szef gdańskiej policji .

Karolina Łagowska

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


<<><><><>>><<<><><><<>>
<<><><><>>><<<><><><<>>
<<><><><>>><<<><><><<>>


Prokurator domaga się kary dla Hebdy

Jacek Brzuszkiewicz

2008-04-27, ostatnia aktualizacja 2008-04-27 21:25:00.0

Tysiąc złotych grzywny

za przywłaszczenie ładowarki do telefonu komórkowego

zażądał prokurator

dla byłego komendanta wojewódzkiego lubelskiej policji,

generała Marka Hebdy


Hebda wystąpił we wtorek przed sądem bez adwokata. Oświadczył, że jest niewinny. Wcześniej w wywiadach prasowych przez cały czas utrzymywał, że element ładowarki wrzucił sobie do kieszeni przez przypadek. Sąd Rejonowy w Nowym Sączu wyda w jego sprawie wyrok w następny wtorek, 21 listopada, o godzinie 8.30. W styczniu tego roku Hebda, kilka dni przed przejściem na emeryturę, kupił ładowarkę za 29 zł w nowosądeckim hipermarkecie Real. Dwa dni później ponownie zjawił się na stoisku z akcesoriami do telefonów komórkowych. W pewnej chwili, według ustaleń prokuratury, wyjął z opakowania uchwyt do ładowarki i schował go do kieszeni. Przy kasie zań nie zapłacił. A ponieważ już wcześniej wzbudził zainteresowanie ochroniarzy, zatrzymali go. Oprócz ich zeznań, koronnym dowodem w sprawie było nagranie, które uwieczniła jedna ze sklepowych kamer. Niezależnie od tego, śledczy zwrócili się do biegłych, by na podstawie zapisu z archiwum określili, co Hebda wkłada do kieszeni. Nie byli oni w stanie tego zrobić, bo uchwyt do ładowarki jest bardzo mały. Mimo to prokuratura, na podstawie między innymi zeznań sklepowych ochroniarzy, podjęła decyzję o skierowaniu do sądu wniosku o ukaranie Hebdy. Wczoraj nowosądecki sąd zapoznał się z zapisem na kasecie VHS i obejrzał zdjęcia zrobione Hebdzie w Realu przez telewizję przemysłową. - Nie mamy wątpliwości co do tego, że oskarżony przywłaszczył sobie element ładowarki do telefonu komórkowego. W związku z tym wystąpiliśmy o ukaranie pana generała - powiedział wczoraj "Gazecie" Waldemar Kriger, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Nowym Sączu. Czym Hebda zasłynął w Lublinie Od sierpnia 2002 r. do kwietnia 2005 r. był komendantem wojewódzkim lubelskiej policji. Zasłynął m.in. z wprowadzania w garnizonie dyscypliny. Policjanci przyłapani na jeździe po pijanemu i za udział w gangu stłuczkowym byli natychmiast zwalniani ze służby. Wiosną 2005 r. awansował na zastępcę komendanta głównego, ale był nim tylko siedem miesięcy. W listopadzie zeszłego roku, po dojściu do władzy Prawa i Sprawiedliwości, został odwołany przez nowego komendanta głównego Marka Bieńkowskiego, a na początku lutego przeszedł na emeryturę. Jacek Brzuszkiewicz

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA


<<><><><>>><<<><><><<>>

<><><><><><M><><><><>>
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Remont wejścia do gmachu MSWiA

za ćwierć miliona złotych



Nowe wejście do budynku za ponad 250 tysięcy złotych

- taką kwotę zamierza wydać resort spraw wewnętrznych

na remont wejścia w swoim głównym gmachu.

Będą między innymi nowe, podgrzewane schody,

odnowione dwie kolumny, a także odświeżone zadaszenie

nad schodami.


Ten remont wynika z planów podjętych jeszcze za kadencji Ludwika Dorna. To uzupełnienie nowoczesnej recepcji ministerstwa. Dyrektor generalny, Robert Bartold przekonuje, że nie są to jednak żadne luksusy, a kierowano się wyłącznie względami bezpieczeństwa – chociażby przy instalacji podgrzewającej schody.Zdarzały się już wypadki. Ostatni wypadek miał miejsce chyba w styczniu. Osoba poszkodowana doznała 2-procentowego uszczerbku na zdrowiu - tłumaczy. Poza tym według Bartolda obecny remont to inwestowanie w dobro wspólne i państwo na tym nie straci. To są budynki, które dziś są używane przez ministerstwo, ale w przyszłości mogą być użytkowane przez inne podmioty w administracji. W ostateczności mogą być sprzedane i sprywatyzowane - wyjaśnił.Przeprowadzany remont zamiast konieczną inwestycją okazuje się być zbytkiem. Pochłonie ćwierć miliona złotych. Same schody kosztować będą 78 tysięcy zł. Schodków jest siedem, więc każdy za ponad 11 tysięcy.

Pn, 2007-10-08

Rmf

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Zobacz, gdzie myją się policjanci

Marek Mamoń

2007-04-23, ostatnia aktualizacja 2007-04-23 19:52:53.0

- Czy w komendzie musi wybuchnąć epidemia,
by ktoś zareagował na ten syf w toaletach?
- pytają policjanci z komendy miejskiej w Częstochowie.

Piwnice gmachu przy ul. ks. Popiełuszki.


Tu policjanci ze służb patrolowych,
drogówki i funkcjonariusze z I komisariatu
mają swoje pomieszczenia socjalne.


W ubiegłym roku rozpoczął się remont toalet w piwnicach, ale - jak mówią policjanci - robotnicy zdążyli wymienić część rur i kilka miesięcy temu zniknęli. Na pamiątkę zostawili wiadro po farbie i paletę po cemencie. - Kilka dni temu na patrolu goniłem przestępcę, leżałem w błocie. Wróciłem do komendy cały brudny. Nie miałem gdzie oczyścić munduru, umyć się.

Do domu wracałem ubłocony,
wstyd mi było jak cholera - irytuje się policjant
ze służby patrolowej.

Jego kolega też mówi o brudzie i smrodzie:
- Po ośmiu godzinach na ulicy człowiek musi myć się
w wiadrze z zimną wodą.

Na każdej zmianie w piwnicy przebiera się ze stu chłopa.

- Tyle się mówi o zagrożeniach, chociażby sepsą.

Czy w naszej komendzie musi jakaś epidemia wybuchnąć,
by ktoś zareagował na ten syf?

- pytają funkcjonariusze.

- Przełożeni reagują na nasze skargi
ironicznymi uśmieszkami albo wzruszeniem ramion
- dopowiada inny.

Policjanci twierdzą, że od miesięcy
nie mogą się doprosić odpowiedzi,
kiedy i czy w ogóle z łazienek przy ich szatni
da się korzystać.

- Nie możecie korzystać z sanitariatów na innych piętrach?
- pytamy.

- A co by pan powiedział, gdyby w komendzie
musiał oglądać gliniarza biegającego po korytarzu
w majtkach lub podkoszulku?


Policjanci podkreślają też, że ich skargi to nie atak na nowego komendanta - on z tą sprawą nie ma nic wspólnego, ale trudno dalej dbać o higienę w takich warunkach.Jak ustaliliśmy, remont sanitariatów w piwnicach komendy miejskiej to element "przystosowywania gmachu KMP do potrzeb osób niepełnosprawnych", obejmujący m.in. budowę schodów (będą podgrzewane) zewnętrznych z podnośnikiem dla niepełnosprawnych, nowego zadaszenia nad schodami i punktu przyjęć interesantów. W hallu głównym zamontowano już nowe windy, wyremontowano też sanitariaty. - Modernizacja planu pozwoliła na wygospodarowanie pieniędzy na remont zaplecza sanitarnego dla policjantów. Została zrobiona nowa instalacja wodno-kanalizacyjna. Po przerwie technologicznej prace zostaną wznowione już za kilka dni. Planowany jest remont sanitariatów, zamontowanie nowych kabin prysznicowych. Termin zakończenia prac planowany jest na czerwiec - mówi nadkom. Joanna Lazar, rzeczniczka KMP.

Marek Mamoń

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

<><><><><><><>

<<><><><>>><<<><><><<>>

Szefowie policji wyłudzają mieszkania od resortu

tan 2008-02-23, ostatnia aktualizacja 2008-02-23 23:34:51.0

- Bezdomny - w rubryce "miejsce zamieszkania"

wpisują w całym kraju komendanci policji.

Dostają mieszkanie z przydziału, przepisują je na kogoś z rodziny

i biorą kolejne w ten sam sposób.

Miał tak robić nawet Antoni Kowalczyk, były szef polskiej policji

- alarmuje "Newsweek" po ujawnieniu wyników swojego śledztwa.

Tygodnik pisze, że zrobił tak

obecny zastępca komendanta głównego policji, Henryk Tusiński.

Tusiński zrobił na tym świetny interes

- najpierw w 1999 roku przejął mieszkanie w Wałbrzychu,

gdzie był wiceszefem policji.

Jak donosi "Newsweek" wykupił je za 20 proc. wartości.

Później przepisał lokal na córkę i przeniósł się do Wrocławia,

gdzie dostał awans.

Tam dostał do dyspozycji piękne, wyremontowane,

72-metrowe mieszkanie.

"Newsweek" przypomina, że ustawa o policji zabrania,

by funkcjonariusz zajmował jednocześnie dwa mieszkania

otrzymane z resortu.

To dlatego, komendant Tusiński przepisał mieszkanie na córkę.

Według tygodnika nie tylko on miał tak robić - w artykule napisano,

że podobnie zrobił również były szef polskiej policji,

generał Antoni Kowalczyk.

Po przeniesieniu się do Warszawy, podarował córce

swoje krakowskie mieszkanie uzyskane z zasobów policji,

a za chwilę przyznano mu kolejny 54-metrowy lokal na Mokotowie.

Kowalczyk mieszkanie to wykupił za 15 proc. wartości,

a po zakończeniu służby wrócił do Krakowa.

Warszawski lokal wynajmuje innym do dziś - pisze "Newsweek".

Inny przykład to sprawa

byłego komendanta wojewódzkiego policji w Krakowie,

nadinspektora Andrzeja Woźniaka.

Tuż przed swoim odwołaniem na przełomie 2005/2006

otrzymał przydział mieszkania od ówczesnego szefa KGP,

Marka Bieńkowskiego.

Wystarczyło, że podarował swój dom w Andrychowie córce

- pisze "Newsweek".


tan

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

<><><><><><><><>
<<><><><>>><<<><><><<>>

Generalskie kolekcje mieszkań służbowych


Przed rokiem, w artykule "Mieszkania generała"

przedstawiliśmy niejasne okoliczności

otrzymania przez nadinspektora Henryka Tusińskiego

dwóch okazałych (po 70 metrów kwadratowych)

policyjnych mieszkań w Wałbrzychu i Wrocławiu.

Tropem publikacji "Polska Głos Wielkopolski"

poszedł "Newsweek".

Tygodnik potwierdził nasze ustalenia dotyczące

byłego wielkopolskiego komendanta wojewódzkiego,

obecnie wiceszefa polskiej policji oraz opisał podobne przypadki.


Przydzielanie mieszkań z pominięciem przepisów jest traktowane przez najwyższych funkcjonariuszy policji jako nieformalny przywilej. Ustawa o policji (art. 96.1) wyraźnie mówi,że funkcjonariuszowi przeniesionemu do służby w innej miejscowości, który w poprzednim miejscu pracy posiada mieszkanie może być przydzielony lokal w nowym miejscu tylko wtedy, jeżeli zwolni zajmowane wcześniej mieszkanie. Henryk Tusiński dorobił się tymczasem dwóch - ustaliliśmy.Kiedy został zastępcą dolnośląskiego komendanta miał już od lat duże, 70-metrowe mieszkanie funkcyjne w Wałbrzychu (zamieszkiwał w nim z żoną i dwiema córkami), gdzie wcześniej pracował. Dostał jednak kolejny lokal chociaż nie oddał pierwszego. Wrocławskie pięciopokojowe mieszkanie otrzymał do dyspozycji, a wałbrzyskie lokum wykupił z 80-procentową bonifikatą (zapłacił zaledwie około trzynastu tysięcy złotych). W styczniu 2001 roku podarował je jednej z córek.Z naszych ustaleń i informacji od generała wynika, że ubiegał się o drugie mieszkanie w czasie, gdy jeszcze był posiadaczem tego w Wałbrzychu. Po artykule w dzienniku "Polska Głos Wielkopolski" Biuro Kontroli Komendy Głównej Policji wszczęło postępowanie wyjaśniające. W efekcie naszej publikacji po miesiącu odwołano komendanta z Wrocławia, nadinsp. Andrzeja Matejuka, byłego szefa Tusińskiego, który miał związek z niewłaściwym dysponowaniem dolnośląskich mieszkań policyjnych. Kilkakrotnie wahała się sprawa odejścia komendanta wielkopolskiego. Przed dymisją uratowała go zmiana wiceministra ds. policji. W maju Marka Surmacza zastąpił Zbigniew Rau, bliski współpracownik Tusińskiego.W tym czasie kontrola Komendy Głównej Policji stwierdziła, że generał dostał drugie mieszkanie po podarowaniu pierwszego córce, czyli nie miał równocześnie dwóch mieszkań. Sprawą jednak zajęła się prokuratura w Opolu, która otrzymała (prawdopodobnie od oburzonych policjantów) anonimowe zawiadomienie oparte na naszych publikacjach. W sierpniu po dymisji Janusza Kaczmarka z MSWiA odszedł Rau i w KGP znów zaczęto mówić o sprawie mieszkań poznańskiego komendanta. Wkrótce Tusiński zapowiedział swoje przejście na emeryturę. Uroczyście pożegnał się z policją, lecz wrócił (i wysoko awansował) po zmianie rządów, gdy wiceszefem MSWiA do spraw policji został jego kolega z Dolnego Ślaska, Adam Rapacki. Ostatecznie, po półrocznym zastanawianiu się, prokuratura odmówiła wszczęcia sprawy, chociaż nie sprawdziła wielu istotnych okoliczności. Przede wszystkim nie znaleziono dokumentów związanych z przydziałem dla Tusińskiego lokalu we Wrocławiu.Tymczasem w ostatnich dniach trafiliśmy na kolejne potwierdzenie, że generał miał równocześnie dwa mieszkania. W artykule "Gazety Wrocławskiej" z 16.10.2002 roku rzecznik dolnośląskiej policji, Beata Tobiasz informowała, że "Henryk Tusiński, gdy był zastępcą komendanta wojewódzkiego we Wrocławiu, otrzymał w 2000 roku mieszkanie służbowe przy ul. Połbina".

"Polska Głos Wielkopolski"

25 Lut 2008 r

<<><><><>>><<<><><><<>>

Byli komendanci dostają mieszkania za darmo



Ośmiu byłych szefów policji, straży pożarnej i straży granicznej

korzysta z dożywotniego prawa użytkowania

ekskluzywnych mieszkań służbowych na warszawskich Kabatach.

Takie lokum dostał m.in. były szef policji Marek Bieńkowski,

ktorego szczyt kariery przypadł na rządy PiS

- pisze DZIENNIK.



Jak ustalił DZIENNIK przynajmniej kilku z obdarowanych mieszkaniami

za swoje dochody mogłoby sobie kupić mieszkania.

Trudno pomyśleć, że problem z jego zakupem miałby np.

gen. Marek Bieńkowski,

prezes spółki Orlen Ochrona, zarabiający

kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie.


Szczyt kariery Marka Bieńkowskiego przypadł na rządy PiS. Wówczas awansował z szefa Straży Granicznej na komendanta głównego policji. Teraz odcina kupony. Jest prezesem Orlen Ochrony, jednej ze spółek podległych Orlenowi. Jego zarobki to kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Bez problemu dostałby kredyt na własne mieszkanie. Tylko że ono nie jest Bieńkowskiemu potrzebne.

Jako generałowi rezerwy przysługuje mu służbowe mieszkanie. Nie jest to żadna klitka. To 85-metrowy apartament na warszawskich Kabatach. Wyjaśnia, że został mu przyznany zgodnie z przepisami i nie zamierza z niego zrezygnować. "Mieszkam tam z żoną i swoją dorosłą córką" - mówi DZIENNIKOWI. I dodaje: "Nie można czynić mi z tego zarzutów. Otrzymałem je w 1999 roku, nie podnajmuję go ani nie czerpię z niego innych korzyści i cała moja rodzina jest tam zameldowana".

Jak nieoficjalnie dowiedział się DZIENNIK, do MSWiA dotarły jednak informacje, że w tym mieszkaniu Bieńkowski praktycznie nie bywa. On sam przyznał nam, że „wynajmuje czasowo mieszkanie w Płocku”, bo tam pracuje. "Ale w Warszawie bywam przynajmniej dwa lub trzy razy w tygodniu" - zapewnia.

I Bieńkowskiemu, i innym byłym generałom służb mundurowych mieszkań praktycznie nie można odebrać. Do dziś na Kabatach mieszka ośmiu byłych komendantów: policji, SG i Straży Pożarnej. Za lokale o powierzchni ok. 80 mkw. płacą po ok. 550 zł miesięcznego czynszu. Jeśli dostaną zgodę ministra, mogą wykupić mieszkania. Nie za wartość rynkową, tylko za 5 – 10 proc. ceny.

Wśród beneficjentów tego systemu są osoby związane z różnymi opcjami politycznymi. Ostatni komendant policji za rządów SLD Leszek Szreder otrzymał lokal w 2005 r. od Ryszarda Kalisza. Obecny senator PO Zbigniew Meres dostał je od ówczesnego szefa MSWiA Janusza Tomaszewskiego z AWS. Był komendantem straży pożarnej w 1998 roku.

"Taka sytuacja jest niewątpliwie niemoralna

i powinniśmy z nią skończyć"

- komentuje Joachim Brudziński, poseł PiS.

"Wydaje się logiczne, że jeśli komendanci nie pełnią już swojej funkcji,

powinni zwolnić zajmowane mieszkania służbowe"

- wtóruje mu Ireneusz Raś, poseł PO.

Zastrzega tylko,

że nie można wyrzucać byłych komendantów na bruk.


Bez służbowego mieszkania oprócz Bieńkowskiego na pewno mógłby poradzić sobie Meres. Z oświadczenia majątkowego wynika, że jest właścicielem 120-metrowego domu w Piekarach Śląskich o wartości 200 tysięcy zł, 450-metrowej działki o wartości 150 tysięcy, a w 2006 roku zarobił ponad 300 tysięcy zł. Prawie połowa z tego to emerytura.

Obecny szef MSWiA zapowiada, że wartych wiele milionów złotych lokali nie wyprzeda. "Myślimy nad zmianą przepisów" - przyznaje rzecznik MSWiA Wioletta Paprocka.

MSWiA jest do dziś właścicielem siedmiu budynków, w których mieści się 369 mieszkań. Co roku resort na ich utrzymanie wydaje milion złotych.

Radosław Gruca

Dziennik.pl

16 Lut 2008 r .

<<>><<>><>><><><><><><><>>

SERAFITEK

- Komisariat wodny rozpada się



Inspektor budowlany zabronił wchodzić do komisariatu wodnego

przy ulicy Serafitek.

- Rysy na ścianach powiększają się,

może dojść do katastrofy budowlanej

- stwierdził i zamknął jednostkę.

Policjanci, którzy wczoraj przyszli do pracy

musieli siedzieć w samochodach,

zanim dowiedzieli się, co się stało.

- Na razie, zostaliśmy na lodzie - mówili.

W poniedziałek rozpoczną pracę w pobliskim baraku,

do którego i tak mieli się wyprowadzić w najbliższym czasie.


Na ten rok zaplanowano bowiem rozbiórkę starego komisariatu i budowę nowego. W specjalnie przystosowanych kontenerach funkcjonariusze mieli "przeczekać" czas prac. Życie nieco zmieniło plany. Szczeliny w murach komisariatu wodnego są tak szerokie, że bez problemu można w nie włożyć dłoń. Przez dziurę w jednej ze ścian hangaru można zobaczyć wnętrze i drzwi znajdujące się naprzeciwko. Na tyłach, dokładnie widać, że obiekt jest pęknięty na pół. Górna część przesunęła się w kierunku Warty o kilka centymetrów. Z murów wystają śruby, komisariat bowiem już kilka lat temu został spięty specjalnymi klamrami, które miały zapobiec rozpadnięciu się budynku. - Nasza siedziba była w okropnym stanie od wielu miesięcy - mówi Andrzej Lebus, komendant komisariatu wodnego w Poznaniu. To jednostka specjalistyczna, podległa bezpośrednio Komendzie Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Piętnastu funkcjonariuszy, którzy są w niej zatrudnieni latem pilnuje bezpieczeństwa na Warcie i jeziorach w całym województwie. Zimą natomiast, sprawdza, czy nic złegonie dzieje się na brzegach lub na lodzie. - Negatywne zmiany zauważyliśmy około pięć lat temu. Konstrukcja zaczęła pękać i osuwać się w kierunku rzeki po tym, jak wody wypłukały podłoże. Decyzja o tym, że stary komisariat nie będzie już remontowany zapadła kilka lat temu. Przez wiele miesięcy brakowało jednak pieniędzy na inwestycje - policjantów nie było gdzie wyprowadzić, a stan rudery fachowcy oceniali jako "stabilny". Nadal więc prowadzono drobne naprawy i modlono się, żeby nie doszło do tragedii. Pomyślna wiadomość nadeszła ponad rok temu. W ramach ustawy o modernizacji policji, wielkopolski garnizon dostał pieniądze na budowy i modernizacje jednostek. Dzięki temu w ubiegłym roku powstała dokumentacja techniczna nowego komisariatu wodnego, na ten rok zaplanowano rozpoczęcie i zakończenie budowy.

Głos Wielkopolski

09 Lut 2008

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Szef łódzkiej policji

traktuje służbowe auto jak taksówkę .


Młodszy inspektor Lech Biernat,

komendant wojewódzki policji w Łodzi,

służbowe auto traktuje jak taksówkę

- twierdzą oburzeni policjanci - nasi informatorzy.

Swojemu kierowcy kazał się wozić do domu w pow. Nowy Tomyśl

(woj. wielkopolskie, około 300 km od Łodzi),

a potem mówił, że wykonywał ważne zadania służbowe.


Bez czapki

- Komendant Biernat polecił naczelnikowi wydziału łączności

i informatyki, aby na szkolenie

do komendy wojewódzkiej w Poznaniu

pilnie skierował specjalistę od monitoringu.

Kandydat miał się u niego zameldować w mundurze i pojechać z nim służbowym autem - opowiada wysoki rangą oficer Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Radiowóz komendanta nie dotarł jednak do celu. Zatrzymał się na stacji paliw przy autostradzie pod Poznaniem. Lech Biernat kazał aspirantowi wysiąść z samochodu i... polecił kierowcy, aby zawiózł go do domu pod Nowym Tomyślem, gdzie mieszka z rodziną.Aspirant został na drodze tak jak stał, w mundurze, bez czapki. Zdenerwowany zaczął wydzwaniać do komendy policji w Poznaniu, ale tam nikt nie wiedział o szkoleniu. Dopiero dzięki interwencji oficera dyżurnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, wysłano po niego radiowóz, którym został przywieziony do komendy przy ul. Kochanowskiego w Poznaniu.Podinspektor Magdalena Zielińska, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi mówi, że aspirant uczestniczył w ważnym szkoleniu.- Spotkał się z naczelnikiem wydziału łączności i informatyki poznańskiej policji, pogłębił wiedzę z budowy i organizacji monitoringu. Uczestniczył także w pokazie funkcjonowania systemu i zapoznał się z elektroniczną książką służby dyżurnego - wylicza.Podinsp. Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy poznańskiej policji, jest jednak bardziej powściągliwy w ujawnianiu spraw rzekomego szkolenia. Nie chce wchodzić w szczegóły: - Zna je naczelnik wydziału łączności i informatyki. Jest jednak nieobecny - tłumaczy. Dodaje, że aspirant z Łodzi jeszcze tego samego dnia, w którym przyjechał do Poznania, został radiowozem odwieziony na autostradę, skąd zabrał go wracający z Nowego Tomyśla kierowca łódzkiego komendanta wojewódzkiego.Tajna misja- Mł. insp. Lech Biernat na terenie Wielkopolski wykonywał zadania służbowe. Uzyskał też zgodę zastępcy komendanta głównego policji na wyjazd samochodem służbowym - zapewnia podinsp. Magdalena Zielińska.Nadkom. Krzysztof Hajdas z biura prasowego Komendy Głównej Policji nie chce potwierdzić tych słów.- To sprawa komendanta wojewódzkiego. Gdyby się jednak okazało, że były nieprawidłowości, będziemy je wyjaśniać - mówi.Funkcjonariusze z komendy policji przy ul. Lutomierskiej, gdzie urzęduje Lech Biernat, są jednak przekonani, że szkolenie w Poznaniu, w którym miał uczestniczyć ich kolega, to lipa.- Lepszy system monitoringu mamy w Komendzie Miejskiej Policji w Łodzi. Poza tym aspirant do poznańskiej komendy dotarł po godz. 14, a funkcjonariusze pracują tam do godz. 16. Chodziło tylko o to, żeby komendant Biernat miał pretekst do wyjazdu samochodem służbowym na weekend - twierdzą.Wczoraj poprosiliśmy przedstawiciela służby prasowej komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi o wgląd do dokumentacji szkolenia, w którym miał uczestniczyć aspirant w Poznaniu.- Dokumentacji nie ma, gdyż to był roboczy wyjazd - poinformował nas Arnold Lorenc z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.Nominowany do Złotej PałyMł. insp. Lech Biernat stanowisko komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi objął 13 września 2007 roku. W Łodzi mieszka zaledwie kilometr od komendy. Do pracy przywozi go jednak kierowca służbowym samochodem.- Nasz przełożony ma dopiero 40 lat, a zachowuje się jak staruszek - szepczą po kątach jego podwładni na widok swojego szefa wysiadającego z auta.Lech Biernat służbę w policji rozpoczął w 1986 r. Był m.in. komendantem powiatowym w Wolsztynie, zastępcą komendanta wojewódzkiego w Szczecinie i komendantem wojewódzkim w Gorzowie Wielkopolskim.- Pracę w naszej jednostce rozpoczął od wymiany komendantów powiatowych i miejskich - opowiada policjant z komendy w Gorzowie Wlkp. - Zadarł też ze związkami zawodowymi, które nie zgadzały się na zmianę zielonogórskiego komendanta policji. Biernat przeniósł go do Żar, a na jego miejsce wyznaczył kolegę ze Śremu. W Żarach nowy komendant nie popracował długo. Szybko awansował na zastępcę komendanta wojewódzkiego w innym garnizonie.Policyjne związki zawodowe krytykowały także protegowaną przez Lecha Biernata komendantkę z Nowej Soli, która zasłynęła na całą Polskę tym, że kazała swoim podwładnym przywieźć radiowozem jedzenie i... piwo dla kibiców GKS Katowice.Byli podwładni Lecha Biernata żalą się także na niesprawiedliwy podział nagród na święto policji. Wtedy zabrakło pieniędzy na awanse szeregowych policjantów, ale komendanci dostali sowite premie. Za tę decyzję Lech Biernat na internetowym forum policyjnym został nominowany do nagrody "Złotej Pały", którą dostają autorzy najbardziej absurdalnych pomysłów.To nie pierwszy raz- To był kolejny wyjazd naszego komendanta samochodem służbowym do domu. Wcześniej urwał się nawet z odprawy służbowej - dodaje jeden z obecnych podwładnych Lecha Biernata.Podinsp. Zbigniew Jagiełło, przewodniczący zarządu Wojewódzkiego Niezależnego Związku Zawodowego Policjantów w Łodzi, mówi, że docierają do niego sygnały dotyczące niewłaściwego traktowania policjantów przez komendanta wojewódzkiego i wykorzystywania przez niego do celów prywatnych samochodu służbowego.

nasze.miasto.pl

20 Lis 2007 r.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Jak gliniarze kradli mieszkania

Bandyci mogliby się od nich uczyć.


Warszawscy policjanci kilka lat temu ukradli kilkanaście mieszkań

służących im wcześniej jako lokale operacyjne.

Co więcej, w przekręt nie zainwestowali ani złotówki.

Przejęli mieszkania na własność za państwowe pieniądze.


Ale od początku. By skutecznie ścigać grupy przestępcze, policjanci muszą mieć bezpieczne mieszkania służące im, gdy działają pod przykryciem. Zwykle zakonspirowani gliniarze wynajmowali je na fałszywe dokumenty od gmin czy spółdzielni. Część z nich używali wiele lat. Ulokowane były często w bardzo atrakcyjnych punktach stolicy.

Na takich właśnie lokalach operacyjnych

postanowiło się uwłaszczyć

stadko policyjnych czarnych owiec.


Apartament za grosze

Mechanizm przekrętu był dziecinnie prosty.

Wymagał jednak współpracy z przełożonymi.

Oni wydawali bowiem zgodę na wykupywanie lokali.


Podstawiony glina, który dotąd wynajmował mieszkanie

na podstawie lewych dokumentów, wykupywał je na własność.

Oczywiście za gotówkę z policyjnej kasy.


Po kilku miesiącach okazywało się, że mieszkanie jest bezużyteczne,

bo np. zostało zdekonspirowane.

Wtedy "właściciel" mieszkania odsprzedawał je

wskazanemu przez przełożonych koledze policjantowi.

Jak łatwo się domyślić - za grosze.


Reporterzy "Super Expressu" ustalili,

że wśród szczęśliwych posiadaczy mieszkań

ulokowanych w atrakcyjnych miejscach w Warszawie

znaleźli się w ten sposób

m.in. funkcjonariusze pracujący dzisiaj

w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym.


Tłumaczenia generała

Wczoraj napisaliśmy pierwszy tekst o aferach finansowych w Komendzie Stołecznej Policji. Wybuchła po nim prawdziwa burza.

Ministerstwo Sportu zaniepokoiło się naszymi informacjami

o jednym z

członków komitetu organizacyjnego EURO 2012,

gen. Ryszardzie Siewierskim.

W czasie gdy szefował stołecznej policji,


doszło tam do wielu przekrętów.


- Ja nie kradłem, nie kradnę i nie pozwalałem nikomu kraść. I to jest mój problem - komentuje nasz tekst gen. Ryszard Siewierski, komendant stołeczny w latach 2002-2005.

Z kolei Jacek Kędziora,

szef warszawskich policjantów w latach 2005-2007,

zasłania się niepamięcią.

- Szczegółów inwestycji nie pamiętam - mówi.


- Czekam na wyjaśnienie tej sprawy przez prokuraturę - dodaje.Tuszowanie strat w policyjnym gospodarstwieNatrafiliśmy również na trop machlojek, które dotyczą gospodarstwa pomocniczego w komendzie stołecznej. To organizm, dzięki któremu policja może zarabiać pieniądze. Jak ustaliliśmy, w latach 1999-2005 gospodarstwo komendy stołecznej przyniosło ok. 7 mln zł strat. Co się stało z tymi pieniędzmi? Prokuratura bada, czy straty były efektem niegospodarności, czy też pieniądze celowo wyprowadzono z gospodarstwa. By zatuszować aferę, stworzono fikcyjne gospodarstwo i obarczono je stratami realnie istniejącego. Ślad po przekręcie miał tym sposobem zostać zatarty.

autor: Piotr Molga, Agata Rowińska

02 Paź 2007 r.

Super Express

[link widoczny dla zalogowanych]


XXXXXXXXXXXXXXXX


B. szef policji znowu przed sądem

17 Wrz 2007 r.

Ponowny proces byłego szefa policji

generała Antoniego Kowalczyka

rozpoczął się przed kieleckim Sądem Rejonowym.

Jest on oskarżony w związku ze śledztwem

dotyczącym tzw. afery starachowickiej.

Zdaniem prokuratury, były szef policji

nie dopełnił ciążącego na nim obowiązku.

Wiedząc o przecieku informacji

na temat planowanej w Starachowicach

akcji Centralnego Biura Śledczego,

nie zawiadomił o tym organów ścigania.

Ponadto, jak powiedziała odczytując zarzuty

prokurator Anna Habało z prokuratury w Rzeszowie,

generał zataił prawdę zeznając w śledztwie

wobec byłych posłów SLD
-

gazeta.pl

Kowalczyk mówił wcześniej, że nie przekazywał byłemu wiceszefowi MSWiA Zbigniewowi Sobotce informacji o operacji CBŚ. Prokuratura twierdzi jednak, że to właśnie Kowalczyk był źródłem przecieku.Po odczytaniu zarzutów sąd z uwagi na zachowanie tajemnicy państwowej i służbowej wyłączył jawność rozprawy. Antoni Kowalczyk i jego obrońca nie chcieli komentować tego, że sprawa ponownie wróciła do pierwszej instancji. Mecenas Mirosław Celej powiedział tylko, że jego klient jest niewinny.Sprawa Antoniego Kowalczyka wróciła do Sądu Rejonowego decyzją Sądu Najwyższego. W pierwszym procesie generał został uniewinniony od stawianych mu zarzutów. Sąd uznał bowiem, że skoro był źródłem przecieku, nie miał obowiązku dostarczać organom ścigania dowodów własnej winy.

17 Wrz 2007 r.

gazeta.pl

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Dr Mirosław G.

pozwał ministra Ziobrę o odszkodowanie


kt, PAP 2007-09-06, ostatnia aktualizacja 2007-09-06 14:06:13.0

Zatrzymany w lutym przez CBA kardiochirurg Mirosław G.
pozwał ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę.

Chodzi o jego wypowiedź na konferencji prasowej
tuż po zatrzymaniu G., że "nikt nigdy
przez tego pana życia pozbawiony nie będzie".

Mecenas kardiochirurga Magdalena Bentkowska-Kiczor
poinformowała w czwartek, że pozew został skierowany
do krakowskiego sądu okręgowego.

Ma to związek z miejscem zamieszkania pozwanego,
czyli ministra Ziobry.


- W naszej opinii doszło do naruszenia dóbr osobistych mojego klienta. Domagamy się przeprosin w środkach masowego przekazu i zadośćuczynienia w wysokości 70 tys. zł - dodała.Jak wyjaśniła, przeprosiny miałaby by być zamieszczone m.in. w "Gazecie Wyborczej, "Dzienniku", "Fakcie", "Super Expressie". Dodała też, że lista może zostać rozszerzona.Mirosław G. został zatrzymany 12 lutego br. Jest formalnie podejrzany o zabójstwo pacjenta, mobbing, znęcanie się nad osobą najbliższą; przedstawiono mu też 45 zarzutów korupcyjnych opiewających na kwotę ok. 50 tys. zł. 12 lutego funkcjonariusze CBA zatrzymali dr. Mirosława G. w szpitalu MSWiA.Zatrzymanie lekarza było filmowane i pokazane potem w stacjach telewizyjnych, po emisji na wspólnej konferencji prasowej Ziobry i szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Ich wypowiedzi wywołały potem publiczną dyskusję o "teatralizacji" czynności procesowych i wykorzystywaniu ich w propagandowych celach.Sam Mirosław G. został zwolniony z aresztu po czterech miesiącach. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał decyzję sądu I instancji, który wyznaczył kaucję w wysokości 350 tys. zł i zezwolił, by doktor po jej wpłaceniu wyszedł na wolność. Uznał, że mimo pięciu miesięcy śledztwa nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż G. umyślnie zabił pacjenta.Szpital MSWiA zwolnił jednak dr. G. z pracy, a stanowisko ordynatora oddziału kardiochirurgii pod koniec marca objął dr hab. Mirosław Mussur.Dyskusje wywołały też informacje "Gazety Wyborczej", że CBA nadało sprawie doktora G. kryptonim "Mengele". To nazwisko hitlerowskiego lekarza z obozu Auschwitz-Birkenau, który dopuszczał się bestialskich eksperymentów na więźniach. Przedstawiciele władz ocenili kryptonim jako moralnie naganny, zaś CBA oświadczyło, że nie było ich celem piętnowanie nikogo, a jedynie wewnętrzna identyfikacja prowadzonej sprawy.kt, PAP

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Sąd: Zatrzymanie Kaczmarka było niezasadne

wrób, asz, PAP

2007-09-06, ostatnia aktualizacja 2007-09-06 17:40:52.0

Warszawski sąd rejonowy uznał,
że zatrzymanie Janusza Kaczmarka było "bezzasadne"
i "nieprawidłowe", o czym zawiadomiono prokuraturę apelacyjną.

Decyzję o zatrzymaniu
zaskarżyli adwokaci b. ministra spraw wewnętrznych.


Czy prokuratura staje się groźna? - zobacz komentarz Pawła Wrońskiego

Sąd stwierdził, że fakt, iż prokuratura przez 3 dni przetrzymywała zażalenie na zatrzymanie Kaczmarka, świadczy o obstrukcji nie mającej nic wspólnego z dobrem postępowania i służącej innym celom.Sąd dodał, że w dniu nielegalnego zatrzymania Kaczmarka ostatnie czynności przeprowadzono już o godz. 13. I wtedy Kaczmarek powinien zostać zwolniony albo prokuratura powinna wydać nakaz zatrzymania. Tymczasem decyzją prokuratury był on przetrzymywany do wieczora następnego dnia.Janusz Kaczmarek podkreślał, że zatrzymanie było niepotrzebne, bo był "na każde wezwanie prokuratury". W sobotę b. szef MSWiA mówił, że zaskarży też decyzję prokuratury co do wyznaczenia wobec niego 100 tys. zł poręczenia majątkowego w zamian za wyjście na wolność - bo "nie ma takich pieniędzy". Jak dotąd w sądzie nie ma takiego zażalenia.Prokurator krajowy: Przyjmuję wyrok z pokorą - W mojej ocenie zatrzymanie było zasadne, a materiał dowodowy w wysokim stopniu uprawdopodabniał zarzuty przedstawione wszystkim zatrzymanym - powiedział prokurator krajowy Dariusz Barski. Podkreślił, że czym innym jest sprawa samego zarzutu, a czym innym to, czy należało zatrzymać daną osobę dla jego postawienia. Dodał, że "wyrok przyjmuje z pokorą".

wrób, asz, PAP

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Kaczmarek:

Nie było dowodów przeciwko Blidzie


az, PAP 2007-08-12, ostatnia aktualizacja 2007-08-12 16:23:25.0

- W momencie akcji ABW

przeciwko Barbarze Blidzie nie było dowodów,

że popełniła przestępstwo.


A minister Zbigniew Ziobro o tym wiedział

- ujawnia w wywiadzie dla "Newsweeka"

były szef MSWiA Janusz Kaczmarek.



W wywiadzie, jaki w całości ukaże się w poniedziałkowym numerze tygodnika Janusz Kaczmarek zdradza reporterom gazety szczegóły aresztowania Barbary Blidy przez ABW

- Na kilka dni przed akcją w trakcie narady u premiera

Ziobro poinformował go, że ma materiał,

który spowoduje rozbicie lewicowego układu,

zatrzymanie Blidy i "wyjście" na innych polityków lewicy,

w tym Leszka Millera.

I że jest materiał,

który daje podstawy do zatrzymania Blidy

- opowiada Kaczmarek.

- I co premier na to?

- pytają dziennikarze.

- Zapytał, na czym opiera się ten materiał.

Ziobro powiedział, że na zeznaniach pani Barbary Kmiecik

i byłego posła Ryszarda Zająca,

który zna sprawę ze słyszenia.

Premier zapytał, co ja sądzę o tej sprawie.

Powiedziałem, że materiał

nie daje podstaw do zatrzymania Blidy.

W swojej pracy prokuratorskiej

wielokrotnie spotykałem się

ze sprawami opartymi na relacjach jednego świadka,

który potem odwoływał swoje zeznania

bądź jego informacje nie potwierdzały się

- Kaczmarek relacjonuje spotkanie u premiera.

"Ziobro był roztrzęsiony i bał się odpowiedzialności"


Pytany o wydarzenia,

jakie miały miejsce

w dniu śmierci byłej posłanki SLD mówi:

"Około 6.15-6.20 dzwoni do mnie przerażony Ziobro:

"Blida się zastrzeliła. Janusz, pomóż".

Pytam: "Jak się zastrzeliła?".

Ziobro: "Przy wejściu. Sytuacja jest tragiczna.

Przecież wiesz,

jak my tam mieliśmy krucho dowodowo.

Co ja mam robić?

Jak mam się zachowywać?"

Do godziny 7.00 miałem kilka,

5-8 takich telefonów od niego"

Kaczmarek wspomina,

że Ziobro był roztrzęsiony,

kompletnie nie mógł sobie poradzić z sytuacją

i bał się odpowiedzialności.

- Ziobro dał do zrozumienia,

że w razie czego winą za tę akcje

obarczy kogoś innego.

To oddaje całą filozofię Ziobry,

on nigdy nie popełnia błędów.

Jest nieomylny - mówi Kaczmarek.

I zapewnia: - W momencie akcji ABW

nie było dowodów,

że pani Blida popełniła przestępstwo.



Prokuratura: Nie komentujemy Prowadząca śledztwo w sprawie, w której Blidzie miały zostać postawione zarzuty katowicka prokuratura okręgowa nie chce komentować publikacji w "Newsweeku"."Nie chcemy mówić o bieżących ustaleniach dowodowych. Ostateczną weryfikacją zgromadzonych przez nas dowodów i komentarzem będzie w przyszłości wyrok sądu w sprawie, która obecnie toczy się na etapie śledztwa" - powiedział PAP w niedzielę rzecznik prokuratury Tomasz Tadla.Okoliczności planowanego zatrzymania oraz śmierci Blidy bada łódzka prokuratura okręgowa. Postępowanie ma ustalić, czy miało miejsce niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy ABW i czy można mówić o popełnieniu przestępstwa."Zanim nie skończy się śledztwo w tej sprawie, nie ma sensu się wypowiadać. Jest na to za wcześnie. Mogę powiedzieć jedynie, że zachowanie prokuratury katowickiej jest także przedmiotem naszego śledztwa" - powiedział PAP szef wydziału śledczego łódzkiej prokuratury okręgowej Rafał Sławnikowski, odnosząc się do wypowiedzi Karczmarka. Sławnikowski dodał, że śledztwo powinno "niedługo się skończyć".

az, PAP

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Będą zarzuty dla Marca, byłego szefa CBŚ

Nielegalne przechowywanie
w domu dokumentów z informacjami niejawnymi
– taki zarzut może niedługo usłyszeć Jarosław Marzec,
były szef Centralnego Biura Śledczego
– dowiedział się "Wprost".

Przeszukania w domu i biurze Marca
przeprowadzono zaraz po dymisji
szefa MSWiA Janusza Kaczmarka
i komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego.

- To było do przewidzenia.

On do swojego komputera kopiował
wszystkie oświadczenia majątkowe
policjantów z Gdańska i z Warszawy.

Nie miał do tego prawa
- mówi policjant z warszawskiego CBŚ.

Prokuratura odmawia komentarza w tej sprawie.

- Ze względu na dobro śledztwa nie udzielamy informacji
- powiedziała nam Marzanna Mucha-Podlewska
z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.


INTERIA.PL

09 Wrz 2007 r.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

IPN na tropie policyjnego 01

21 Cze 2007 r.


Dziennik

Prokuratorzy
z Instytutu Pamięci Narodowej
oficjalnie już wszczęli śledztwo d
otyczące śmierci Tadeusza Wądołowskiego
na posterunku Milicji Obywatelskiej przed 21 laty
- dowiedział się DZIENNIK.

"Materiały w tej sprawie
zostały przekazane
do pionu śledczego w Katowicach,
który poprowadzi śledztwo"

- mówi Andrzej Arseniuk,
rzecznik prasowy IPN.


Szef policji będzie się tłumaczył z przeszłości


Wszczęte śledztwo ma ustalić,
czy komendant główny policji

Konrad Kornatowski oraz milicjanci,
którzy zatrzymali Tadeusza Wądołowskiego
w 1986 roku,
przekroczyli swoje uprawnienia
i dopuścili się zbrodni komunistycznej.

Jaki jest związek K. Kornatowskiego
ze śmiercią robotnika sprzed 21 lat?

Otóż dzisiejszy szef policji
był wtedy prokuratorem
przesłuchującym funkcjonariuszy
z posterunku MO,
na którym w niejasnych okolicznościach
21 października 1986 roku
zmarł Tadeusz Wądołowski.

Rodzina Wądołowskiego twierdzi,
że został skatowany przez milicjantów,
a sprawę - przy pomocy prokuratorów
Kornatowskiego i Barbary Godlewskiej

- zatuszowano.


Jako oficjalną przyczynę zgonu podano "ostrą niewydolność lewokomorową serca". Z naszych informacji wynika, że IPN dysponuje nazwiskami milicjantów, którzy byli wówczas na komisariacie. Wkrótce mogą spodziewać się wezwania na przesłuchanie.
Śledczy przeanalizują również akta prokuratorskiego postępowania sprzed ponad 20 lat, w tym także dokumentację sekcji zwłok T. Wądołowskiego.

"Właśnie w tym ważnym etapie sprawy miał swój udział Kornatowski" - tłumaczy jeden z naszych rozmówców. Trzy miesiące temu ujawniliśmy w DZIENNIKU, że śmierć Tadeusza Wądołowskiego znalazła się w raporcie komisji Rokity, która uznała, że śledztwo w tej sprawie prowadzono tak, by "nie uzyskać rzeczywistego obrazu zdarzeń". Jej eksperci podważyli także wiarygodność wyniku sekcji zwłok, czyli przyczyny śmierci. Kornatowski został wymieniony w raporcie komisji Rokity jako osoba współodpowiedzialna za tuszowanie zbrodni dokonanej przez milicję.

"Choć jest to sprawa sprzed 21 lat, to ma swoje znaczenie i dzisiaj. Komendant Kornatowski jest jednym z najbliższych współpracowników ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Również sam premier Jarosław Kaczyński wystawiał mu publicznie świadectwo moralności" - tłumaczy pracownik IPN.

Tomasz Szymborski, Robert Zieliński


>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Kaczmarek do Ziobry:

To wojna bądź "chęć ukrycia"

Pana roli ws. przecieku


PAP 2007-08-09, ostatnia aktualizacja 2007-08-09 13:06:46.0

Były szef resortu spraw wewnętrznych i administracji
Janusz Kaczmarek w liście otwartym
do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry
napisał, że działania Ziobry są podyktowane
bądź "prywatną wojną" bądź, "chęcią ukrycia"

jego roli

w sprawie tzw. przecieku operacji specjalnej CBA.

List byłego szefa resortu spraw wewnętrznych
do ministra sprawiedliwości:

"Zwracam się do Pana o stosowanie przepisów prawa
zgodnie z zasadami praworządności.

Pana działania, w tym polecenia wydawane ABW,
o inwigilowanie, przeszukiwanie i poniżanie,
moich najbliższych współpracowników
są podyktowane bądź prywatną wojną,
bądź chęcią ukrycia Pańskiej roli w sprawie
tzw. przecieku operacji specjalnej CBA.

Nie bez znaczenia jest fakt,
iż procedurze przeszukania poddane zostały osoby,
które wskazałem jako niezbędne
do przesłuchania w charakterze świadka.

Aby Rzeczpospolita Polska
była demokratycznym państwem prawa,
nie zaś urzeczywistnieniem
powrotu do minionej epoki,
proszę o stosowanie Prawa i Sprawiedliwości
również wobec swojej osoby.

Z uwagi na charakter wyżej wymienionych działań,
list ten ma wymiar publiczny.

Janusz Kaczmarek

"Kaczmarek dla "GW":

Prokuratura działa
całkowicie pod dyktando pana Ziobry

Uważam, że prokuratura
nie jest w stanie wyjaśnić
fiaska tej operacji specjalnej CBA.

To wygląda na szukanie przecieku na siłę
- bo akcja nie wypaliła

- mówi Kaczmarek w wywiadzie
opublikowanym
w dzisiejszym wydaniu "Gazety Wyborczej".

- Bo prokuratura
działa całkowicie pod dyktando pana Ziobry.

Dlatego uważam, że niezbędna jest komisja śledcza,
by rzetelnie wyjaśnić, jak było z tą prowokacją CBA
- dodaje.

Przeczytaj wywiad


mar, PAP

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


[colo

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paweł dnia Sob 22:35, 20 Wrz 2008, w całości zmieniany 30 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 0:44, 15 Lip 2007    Temat postu: Złote dolce vita byłego komendanta głównego policji .

Złote dolce vita

byłego komendanta głównego policji


13 Lip 2007 r.

10 lipca nową posadę znalazł
były komendant główny policji
Marek Bieńkowski.

Został prezesem Orlen Ochrona Sp. z o.o.
- infromuje polityka.pl.

Ze stanowiska komendanta odszedł
– jak twierdził - z powodów osobistych.

Może i takie istniały, choć przyczyny złożenia dymisji upatrywano raczej w konflikcie z nadzorującym wówczas policję wiceministrem Markiem Surmaczem, posłem PiS, emerytowanym milicjantem, a potem policjantem - pisze polityka.pl.Teraz Marek Bieńkowski został prezesem Orlen Ochrona Sp. z o.o., wielkiej ochroniarskiej firmy, dbającej o bezpieczeństwo nie tylko płockiej rafinerii, ale i ok. 700 innych obiektów w kraju. Spółka wchodzi w skład Grupy Orlen i PKN Orlen jest jej właścicielem.

W zarządzie PKN Orlen
zasiadają koledzy Bieńkowskiego
z pracy w NIK
(pracował tam do 2005r.),
ówcześni wiceprezesi Izby:
Piotr Kownacki i Krzysztof Szwedowski
(dziś prezes i wiceprezes Orlenu).


Nie ma się więc co dziwić, że w spółce Orlen-Ochrona nawet nie wiedzą, czy na obsadę stanowiska jej prezesa przeprowadzano jakiś konkurs.

Miłośnik różnego rodzaju skojarzeń
i spiskowych teorii zapewne też zauważy,
że 4 lipca
Komenda Główna Policji
podpisała z PKN Orlen umowę
(o wartości ok. 447 mln zł)
na zakupy przez najbliższe trzy lata
paliwa do policyjnych samochodów
w stacjach tego koncernu.

W sześć dni po jej podpisaniu
posadę w Orlenie objął
były komendant główny policji.


Bieńkowski ukończył prawo kanoniczne w Akademii Teologii Katolickiej. Od 1993 r. służył w Straży Granicznej, błyskawicznie awansując tam po czterech latach na stanowisko Komendanta Głównego. Otrzymał też stopień generalski. Błyskotliwą karierę przerwał upadek rządu AWS. Generał przeszedł do cywila i do 2005 r. zajmował posadę doradcy w NIK. Po dojściu PiS do władzy, jako pierwszy cywil, mianowany został komendantem głównym policji i był nim do lutego br.

ifp

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Lubelska prokuratura oskarży Zbigniewa Sobotkę

Jacek Brzuszkiewicz

2007-08-20, ostatnia aktualizacja 2007-08-20 22:19:25.0

Zbigniew Sobotka,
wiceminister spraw wewnętrznych i administracji
w rządzie Leszka Millera, stanie przed lubelskim sądem
oskarżony o składanie fałszywych zeznań.

Jak dowiedziała się "Gazeta" we wtorek
wydział ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej
Prokuratury Okręgowej w Lublinie
zakończy śledztwo przeciwko eseldowskiemu ministrowi.

Sobotce za składanie fałszywych zeznań
grozi nawet do trzech lat pozbawienia wolności.


Były minister w czerwcu zeszłego roku w siedzibie lubelskiej prokuratury okręgowej zeznawał w charakterze świadka. Śledztwo miało odpowiedzieć na pytanie, czy były szef MSWiA Krzysztof Janik w 2003 r. uprzedził swojego kolegę, byłego posła SLD i burmistrza Dębicy Edwarda Brzostowskiego, o planowanym zatrzymaniu go przez policyjne Centralne Biuro Śledcze. Brzostowski był wtedy podejrzewany o pranie brudnych pieniędzy. W lutym zeszłego roku samorządowiec został oskarżony o wystawianie fikcyjnych faktur.Śledczy sprawdzający, czy Brzostowski został ostrzeżony przez Janika, nikomu nie przedstawili na razie zarzutów, jednak przy okazji złapali Sobotkę na kłamstwie. Podczas przesłuchania w siedzibie lubelskiej prokuratury oświadczył on, że nic nie wiedział o planowanej przez CBŚ akcji przeciwko burmistrzowi Dębicy. Tymczasem zupełnie co innego stwierdzili inni świadkowie. Ich wersję potwierdziły także zgromadzone przez lubelską prokuraturę dowody. Na tej podstawie pod koniec grudnia zeszłego roku śledczy przedstawili byłemu ministrowi zarzut składania fałszywych zeznań i zastosowali wobec niego poręczenie majątkowe w wysokości pięciu tysięcy złotych.Sobotka i prawo łaski Wiosną 2003 r. Zbigniew Sobotka przekazał tajne informacje dotyczące planowanej akcji CBŚ wymierzonej w gang starachowicki swemu partyjnemu koledze, posłowi SLD Henrykowi Długoszowi, który z kolei powiedział o tym posłowi SLD ze Starachowic Andrzejowi Jagielle. Sprawa wyszła na jaw dzięki podsłuchom. Sobotka został za to skazany na 3,5 roku więzienia, ale w grudniu zeszłego roku ułaskawił go odchodzący z urzędu prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Jacek Brzuszkiewicz

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Zmarł Jerzy Zimowski,

mąż Janiny Paradowskiej



jg

2007-08-16

Podczas urlopu w Odessie zmarł w środę Jerzy Zimowski,
były poseł na Sejm i wiceszef MSWiA.

Prywatnie był mężem publicystki Janiny Paradowskiej.

Miał 66 lat.

W latach 80. był działaczem "Solidarności".

Zimowski był posłem w Sejmie kontraktowym.

Na początku lat 90. był wiceministrem spraw wewnętrznych.

Potem prowadził praktykę adwokacką.


<><><><><><><><>

<><><><><><><><><>

Dorn kazał gotować flaki

według przepisu z 1860 roku


ulast 2008-01-20, ostatnia aktualizacja 2008-01-20 13:55:13.0

Kucharze resortu MSWiA musieli sprostać

niezwykle wyrafinowanym kulinarnym fanaberiom

Ludwika Dorna w czasach kiedy był on szefem ministerstwa.

Jak twierdzi "Wprost", minister wymagał,

aby gotować mu flaki według receptury z 1860 r.

Wśród wyszukanych kulinarnych życzeń Ludwika Dorna

miały znajdować się również m.in.

kalarepki nadziewane móżdżkiem cielęcym.


W ostatnim czasie burzę wywołały ujawnione przez dziennik "Polska" informacje o olbrzymich sumach wydawanych na wykwintne alkohole, słodycze i napoje wydawanych w MSWiA za czasów PiS.Gazeta, która dotarła do raportu z kontroli wydatków reprezentacyjnych byłego kierownictwa resortu, napisała, że tylko w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy funkcjonowania byłej ekipy w MSWiA sekretariaty dziesięciu najważniejszych osób w ministerstwie wydały na trunki, słodycze i napoje niemal 150 tys. zł. W tym ponad 22 tys. na sam alkohol, a najwięcej, bo ponad 27 tys. zł, wydał sekretariat szefa MSWiA - najpierw Ludwika Dorna, później Janusza Kaczmarka i Władysława Stasiaka. W tym aż 5 tys. zł - na alkohol.Alkoholowym rekordzistą - według raportu, do którego dotarł dziennik - był wiceminister Paweł Soloch - podczas dziesięciu miesięcy urzędowania jego sekretariat kupił napoje wyskokowe za blisko 8 tys. zł. ulast

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paweł dnia Nie 18:25, 20 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Policja V RP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin