Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna o przestępcach w policyjnych mundurach
Policyjny Serwis Informacyjny
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Najnowsze wiadomości z policyjnego gangu
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Policja V RP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 5:52, 13 Lis 2009    Temat postu: Policjant w TVP mówił-Potrącił go radiowóz

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>


Policjant w TVP mówił o biciu zatrzymanych.

Potrącił go radiowóz



met, PAP 2009-11-12, ostatnia aktualizacja 2009-11-12 16:26:24.0

Policjant z Nowego Miasta Lubawskiego, który w reportażu telewizyjnym ujawnił, że jeden z funkcjonariuszy komendy bije zatrzymanych, został potrącony przez radiowóz. Kierował nim funkcjonariusz, o którym była mowa w programie.

Potrąconemu nic poważnego się nie stało, a sprawca został zawieszony w pracy.

Do wypadku doszło w środę wieczorem, gdy policjant pełnił służbę. - Kontrolował auto, a w tym czasie jadący radiowóz potrącił go lusterkiem. Policjant został uderzony w ramię, nie doznał poważnych obrażeń, a jedynie obtarć naskórka, co stwierdził lekarz - powiedziała kom. Anna Fic z Olsztyńskiej policji.

Mężczyzna wystąpił w reportażu telewizyjnym wyemitowanym we wtorek wieczorem w programie "Ekspres reporterów" w TVP2. Program ten w całości był poświęcony nieprawidłowościom, do których miało i ma dochodzić w komendzie policji w Nowym Mieście Lubawskim. Z materiału filmowego wynikało, że niektórzy policjanci tej komendy, w tym Marcin W., dopuszczają się szeregu nieprawidłowości, w tym m.in. bicia zatrzymanych.

Innym policjantom do tej pory nic złego się nie stało

- Radiowozem, który potrącił policjanta wypowiadającego się na ten temat w programie kierował Marcin W. Ten sam, o którym była mowa w programie, że bije zatrzymanych. Komendant policji w Nowym Mieście już wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec Marcina W. i zawiesił go w pracy - powiedziała Fic.

Marcin W. w policji pracował kilka lat, jest przewodnikiem policyjnego psa.

- Materiały w tej sprawie przekażemy prokuraturze w Gdańsku, która bada sprawy poruszone w reportażu. Fic dodała, że innym występującym w programie policjantom, którzy mówili o nieprawidłowych zachowaniach niektórych funkcjonariuszy, nic się dotąd złego nie przydarzyło.

Najbardziej zainteresowani nie przyszli

W czwartek z ok. 70 policjantami z komendy w Nowym Mieście Lubawskim spotkał się komendant wojewódzki policji w Olsztynie insp. Sławomir Mierzwa. Po spotkaniu Fic poinformowała, że policjanci "szczerze i otwarcie" poinformowali Mierzwę o występujących w tej komendzie animozjach i konfliktach personalnych, zgłaszali także zastrzeżenia co do postępowania osób wypowiadających się w telewizyjnym programie.

- Komendant wojewódzki obiecał, że wszystkie poruszone na spotkaniu sprawy zostaną wyjaśnione i on osobiście będzie to nadzorował - powiedziała Fic.

Policjanci podczas spotkania z komendantem wojewódzkim mieli także kwestionować potrącenie radiowozem występującego w programie funkcjonariusza przez Marcina W. - Ten policjant nie brał udziału w spotkaniu, zrezygnował z udziału w nim także komendant z Nowego Miasta. Na spotkanie nie przyszli także funkcjonariusze występujący w programie, nad czym pozostali bardzo ubolewali - powiedziała Fic.

Rzeczniczka policji dodała, że podczas spotkania z komendantem wojewódzkim policjanci nie omawiali ewentualnych przestępstw, jakie według autora telewizyjnego reportażu mieli popełniać funkcjonariusze. Oprócz bicia zatrzymanych chodzi m.in. o udzielanie przez policjanta ruchu drogowego informacji o ofiarach wypadków żonie, która prowadzi firmę walczącą o odszkodowania dla poszkodowanych w takich zdarzeniach. - Policjanci chcą, by to wyjaśniła prokuratura w Gdańsku, która już bada poruszone w reportażu sprawy. Oni deklarowali, że nie chcą kryć potencjalnie łamiących prawo, chcą tylko spokojnie pracować, wykonywać swoje obowiązki, a w obecnej chwili jest to dla nich trudne m.in. z powodu konfliktów personalnych - powiedziała Fic.

Rzeczniczka dodała, że wielu biorących udział w spotkaniu funkcjonariuszy rozmawiało z policyjnym psychologiem, który specjalnie przyjechał do Nowego Miasta Lubawskiego. Do komendy przyjechał także autor reportażu - na spotkanie z policjantami.

Zobacz wideo - "Ekspres Reporterów" >>>

met, PAP

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 14:24, 18 Mar 2010    Temat postu: Prokuratura przyjrzy się pracy policji ws. Mateusza Olszew

Wiadomości Radia Białystok:




2010-03-16 - godz. 16:40

Prokuratura przyjrzy się pracy policji

ws. Mateusza Olszewskiego


Jedna prokuratura sprawdza jak doszło do śmierci zaginionego studenta, druga przyjrzy się działaniom policji podczas jego poszukiwań.

22-letni Mateusz Olszewski po trzytygodniowych poszukiwaniach został odnaleziony martwy na podmokłych łąkach w okolicach białostockiego osiedla Leśna Dolina.

Śledczy prowadzący dochodzenie zdecydowali, że w odrębnym postępowaniu muszą się przyjrzeć pracy policji. Sprawdzą, czy nie doszło do ewentualnego niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy. Okazało się bowiem, że tuż przed zaginięciem Mateusz został zatrzymany przez policję i chociaż był pijany, od razu go wypuszczono. Na komisariat miał się stawić następnego dnia, tak się jednak nie stało, a od tamtej chwili ślad po nim zaginął.

Na razie wciąż dokładnie nie wiadomo, w jaki sposób zginał. Śledczy czekają na wyniki przeprowadzonej sekcji zwłok. (lra)

Zobacz też:
Rodzina, policja i przyjaciele poszukują zaginionego 22-latka
Białystok: trzeci tydzień poszukiwań zaginionego Mateusza
Poszukiwany od 3 tygodni student z Białegostoku nie żyje


Radio Białystok


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 2:24, 16 Mar 2011    Temat postu: Re: Najnowsze wiadomości z policyjnego gangu

Paweł napisał:


[img]http://www.policyjnyserwisinformacyjny.fora.pl/viewimage.php?i=9[/img]

<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>


PO łaskę do prezydenta dla byłego komendanta ...

Karol Dolecki 2011-03-12, ostatnia aktualizacja 2011-03-11 14:54:09.0

Czołowi toruńscy działacze Platformy Obywatelskiej poparli w liście do prezydenta Bronisława Komorowskiego prośbę o ułaskawienie byłego komendanta toruńskiej policji Janusza B., który został skazany za nadużywanie władzy
Pod listem podpisali się: parlamentarzyści Tomasz Lenz i Jan Wyrowiński, marszałek województwa Piotr Całbecki, prezydent Grudziądza Robert Malinowski oraz Marek Błaszkiewicz, były wicestarosta i burmistrz Rypina, a obecnie wiceprzewodniczący regionu kujawsko-pomorskiego Platformy Obywatelskiej.

"Znam p. Komendanta, jestem przekonany, że powinien dalej pracować dla dobra naszego kraju. Jest osobą uczciwą, dobrym współpracownikiem i bardzo skutecznym. Popieram gorąco wniosek o ułaskawienie Pana Komendanta" - dopisał odręcznie Całbecki obok swojej pieczątki pod listem, który został wydrukowany na papierze z nagłówkami biura poselskiego Lenza.

Politycy PO przekonują w nim prezydenta Komorowskiego, że "odejście ze służby pana Janusza B. stanowi niepowetowaną stratę dla policji", gdyż "swoją wiedzą, doświadczeniem, wytrwałością i zapałem do pracy może pozytywnie przyczynić się do rozwoju zarówno lokalnej społeczności, jak i całego kraju".

"Według naszej oceny sam fakt prowadzenia postępowania karnego stanowił ogromną dolegliwość psychiczną wobec długoletniego, wzorowego funkcjonariusza policji (...) i z pewnością już stanowi wystarczającą karę dla pana Janusza B" - uzasadniają swoje poparcie dla jego prośby o ułaskawienie.

Były szef toruńskiej policji to pierwszy laureat "Złotej Pały" - nieformalnego branżowego plebiscytu na najgłupsze służbowe polecenie roku. Dostał ją w 2007 r. za instrukcję dla młodych funkcjonariuszy, wedle której, wchodząc na interwencje domowe, mieli... ściągać buty.

Rok później Janusz B., mając zaledwie 48 lat, odszedł na emeryturę, bo prokuratura wszczęła przeciwko niemu śledztwo o nadużywanie władzy: wyjazdy służbowym samochodem do kochanki w Bydgoszczy i kupowanie dla niej kwiatów z budżetu policji (np. 26 tulipanów na 26. urodziny).

- Najbardziej karygodne były jednak jego naciski na podległe mu służby, aby zwolnić z komendy inną jego kochankę, tylko dlatego, że nie chciała dalej się z nim spotykać - mówił w styczniu ub.r. sędzia Rafał Sadowski, skazując prawomocnie Janusza B. na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata i 3,5 tys. zł grzywny oraz trzyletni zakaz pełnienia funkcji publicznych.

Sąd podkreślił wtedy, że ówczesny komendant zatrudnił kobietę bynajmniej nie z powodów merytorycznych: poznał ją, zabierając na autostopa i od razu zaproponował pracę w jego jednostce. - To rażące, ostentacyjne nadużycie władzy po to, by wykorzystać człowieka jak niewolnika. Podobieństwo do opisywanej przez media afery "Praca za seks" [ujawniony przez "Gazetę" proceder w Samoobronie - dop. kd] samo rzuca się tu w oczy - akcentował sędzia.

Wyrok skutkował dla Janusza B. utratą mundurowych przywilejów, przede wszystkim prawa do policyjnej emerytury i renty - odebrano mu ją w czerwcu ub.r. Były komendant, będąc bez środków do życia, zatrudnił się w OSiR-ze w Brodnicy (gdzie obecnie mieszka) jako pracownik zaplecza sportowego. Ale to zajęcie go nie zadowala. "Janusz B. napotyka trudności przede wszystkim w znalezieniu dobrze płatnej pracy. (...) Obecnie pracuje na stanowisku zdecydowanie poniżej posiadanych kwalifikacji i doświadczenia zawodowego" - czytamy w jego prośbie o ułaskawienie.

Pismo wpłynęło do Kancelarii Prezydenta RP w drugiej połowie stycznia br. Janusz B. prosi w nim Bronisława Komorowskiego, aby go ułaskawił "poprzez zatarcie skazania, darowanie wymierzonej kary i środków karnych, a w szczególności uchylenia skutków skazania (...) tak, aby było możliwe przywrócenie Januszowi B. dotychczasowych świadczeń emerytalnych".

W uzasadnieniu powołuje się na długotrwałą chorobę żony oraz studia będącej na jego utrzymaniu córki. Do prośby podpiął list toruńskich polityków Platformy. A ci napisali w nim, m.in. że informacje prasowe o stawianych wobec Janusza B. zarzutach traktowali "z dużą dozą nieufności i niewiarygodności". "Nie wdając się w merytoryczną ocenę ciążących na nim zarzutów uważamy, że aktualnie dotykająca pana Janusza B. sytuacja jest dla niego krzywdząca i z pewnością niewspółmierna do czynów, za które orzeczono wobec niego karę" - przekonują dalej Bronisława Komorowskiego.

Ale jego kancelaria nie uległa ich namowom i zarządziła zwykły tryb procedury ułaskawieniowej. Sprawa - via Prokuratura Generalna - została przekazana do toruńskiego sądu z wnioskiem o opinię, czy Janusz B. na prezydencką łaskę zasługuje. Ten orzekł w środę, że nie. - Gdyby uznać, że Janusz B. ma być potraktowany wyjątkowo, byłoby to niesprawiedliwe wobec innych skazywanych często za błahe przestępstwa funkcjonariuszy - stwierdził w uzasadnieniu postanowienia ten sam sędzia Sadowski. - Tymczasem, o ile w przypadku kupowania kwiatów dla kochanki z policyjnych funduszy, możemy mówić o małostkowości Janusza B., tak naciskanie na służby kadrowe, aby zwolnić podwładną - wiemy, w jakich okolicznościach - nie może być traktowane jako błahe przewinienie.

Werdykt toruńskiego sądu praktycznie zamyka Januszowi B. drogę do ułaskawienia.

karol.dolecki@ torun.agora.pl

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>


Sfora.pl

Sobota 26.02.2011 .

Polscy policjanci to psychopaci?

Biją żony i maltretują dzieci.

Przemoc w rodzinach mundurowych to norma?


Specjaliści od przemocy w rodzinie twierdzą, że to zjawisko jest szczególnie nasilone wśród funkcjonariuszy służb mundurowych. Resort spraw wewnętrznych wszczął już kontrolę, która ma zbadać skalę problemu - donosi tvp.info.

Sygnały o stosowaniu przemocy przez funkcjonariuszy od dawna docierały do MSWiA oraz od Rzecznika Praw Obywatelskich.
Ministerstwo rozważa nawet uruchomienie programu
przeciwdziałania przemocy w rodzinach funkcjonariuszy.

BITE DZIECI WYRASTAJĄ NA SZCZĘŚLIWYCH DOROSŁYCH>>

Policjanci stosują w pracy formy przymusu bezpośredniego.
To z czasem staje się dla nich czymś normalnym i przenoszą go do domu - wyjaśnia Wanda Paszkiewicz, kierownik Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia”.

Szalę goryczy przechylił przypadek emerytowanego policjanta z Grodziska Mazowieckiego. Od 10 lat regularnie gwałcił swoją córkę.

POLACY CORAZ CZĘŚCIEJ BIJĄ SWOJE DZIECI>>

Policjanci byli zszokowani i zaskoczeni. Okazuje się jednak, że podobnych przypadków przemocy w rodzinach funkcjonariuszy wszystkich służb mundurowych jest zdecydowanie więcej - dodaje tvp.info.

Po tym przypadku MSWiA zdecydowało się zbadać problem. Pierwsze postępowania Departamentu Kontroli ministerstwa u strażaków i pograniczników już się zakończyły.

ZA KLAPSA ZAKUJĄ CIĘ W KAJDANKI>>

Trwa kontrola w Komendzie Głównej Policji, a wyniki postępowania w Biurze Ochrony
Rządu są na etapie opracowywania - dodaje portal
.

Wyniki kontroli pokazały, że choć przypadki znęcania się nad rodzinami zdarzają się, to są jednak niezbyt często zgłaszane. Problemem jest lęk ofiar przed możliwymi konsekwencjami złożenia skargi.

Obawiają się, że mundurowi będą wykorzystywać znajomości w środowisku prokuratorów i policjantów. Poza tym funkcjonariusze świetnie znają procedury i potrafią w nieskończoność przedłużać postępowania - tłumaczy serwisowi Paszkiewicz.

Od 2007 roku w Straży Pożarnej i Straży Granicznej wykryto po dziewięć przypadków.

TAK KOBIETY MOGĄ ZAŁATWIĆ KAŻDEGO FACETA. POMAGA IM PRZY TYM POLICJA>>

Niektórzy mundurowi zmuszali swoich bliskich do obcowania płciowego. Jeden ze strażaków z Torunia zabił członka rodziny - zauważa tvp.info.

Choć prawo nakazuje komendantowi zawiesić funkcjonariusza, wobec którego toczy się postępowanie karne, część przymykała oko na informacje o przemocy w rodzinach podwładnych.

JS

Sfora.pl

<><><><><><><><><><>

Wiadomość wydrukowana ze strony [link widoczny dla zalogowanych]

Policjant zaproponował seks oralny zamiast kary?

dodano: 8 marca 2011, 8:53 Autor: (pik)

Czy policjanci zaproponowali seks zamiast

wymierzenie kary nietrzeźwej kobiecie?

Sprawdza to prokuratura.

Czy policjanci zaproponowali seks zamiast wymierzenie kary nietrzeźwej kobiecie? Sprawdza to prokuratura. (fot. Piotr Jędzura)
Młoda kobieta zgłosiła się do gorzowskiej prokuratury z informacją, że w połowie lutego została zatrzymana przez patrol drogówki. Była pijana. W zamian za odstąpienie od wymierzenia kary policjanci mieli jej zaproponować seks.

- Faktycznie zgłosiła się od nas młoda kobieta, która twierdzi, że została zatrzymana przez patrol drogówki. Przyznała, że była wtedy nietrzeźwa - tłumaczy Dariusz Domarecki, rzecznik gorzowskiej prokuratury.

Według zeznań kobiety, policjanci mieli zatrzymać ją na drodze między Deszcznem a Gorzowem i później odwieźć do domu. Jeden z policjantów miał pojechać radiowozem, drugi wspólnie z pokrzywdzoną jej autem.

Zobacz też: Zobacz, kto najlepiej uczy jazdy za kółkiem

- Kobieta zeznała, że w czasie, gdy policjant odwoził ją do domu, była dotykana po narządach płciowych, miała też paść propozycja seksu oralnego - mówi Domarecki. Nie jest jasne, czy do seksu oralnego faktycznie doszło.

Policjanci dementują wersję kobiety. Ich zdaniem, żadnej propozycji o charakterze seksualnym nie było. Jak informuje Domarecki, według prokuratury, wszczęcie postępowania jest uzasadnione, bo mogło dojść do przestępstwa. Wobec jednego z policjantów zastosowano poręczenie majątkowe, został on też zawieszony.

- Na razie jest za wcześnie, żeby przesądzać o winie czy też niewinności którejkolwiek ze stron. Zeznania kobiety i policjantów są sprzeczne, trwa dochodzenie, które ustali, kto mówi prawdę - podsumowuje Domarecki.

Jak sprawę komentuje policja? Jak mają zachować się kobiety, które znajdą się w podobnej sytuacji? Przeczytasz o tym w środę, 9 marca w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"

<><><><><><><><><><>

Prezes

Niezależnego Obywatelskiego Centrum
Badania i Monitoringu
Stopnia Zdeprawowania Demoralizacji
i Patologii w Policji

Paweł Witkowski

TEL. 0 602 318 302

e-mail
[link widoczny dla zalogowanych]


<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>

ZE 120 NOWOCZESNYCH RADIOWOZÓW marki Alfa Romeo

policjanci w tajemnicy usunęli nadkola,

bo obcierały opony – dowiedział się „DGP”


Do Komendy Głównej Policji wchodzą ABW i CBA.


Chodzi o 120 nowoczesnych radiowozów

Flotą dynamicznych srebrno-niebieskich alf policja chwali się od października, gdy przyjechały z włoskiej fabryki. Jednak następne cztery miesiące stały one na policyjnych parkingach i zaczęły z nich wyjeżdżać dopiero w ostatnich dniach.
Za jedną alfę policja zapłaciła 130 tys. zł

Jak informował „DGP”,

przyczyną był sprzeciw

jednego z członków komisji przetargowej.

Alarmował, że radar sprzężony z wideorejestratorem

nie ma homologacji.

Problem rozwiązał komendant główny policji

Andrzej Matejuk,

który po prostu zmienił skład komisji.


Dziś już kilkadziesiąt alf pracuje na drogach.

– Każdy z egzemplarzy, który do nas dotarł, zamiast nadkoli ma od wewnątrz karoserię pociągniętą smołą. Nie wiem, co za geniusz to wymyślił – mówi oficer jeden z komend wojewódzkich. Usunięcie nadkoli było konieczne, gdyż... nie mieściły się w nich zimowe opony. To efekt kuriozalnej decyzji podjętej podczas pisania specyfikacji istotnych warunków zamówienia pod nadzorem zastępcy komendanta głównego Andrzeja Treli. Policyjni logistycy zażądali, by zimowe opony były zakładane na stalowe, niealuminiowe felgi. Alfa Romeo, która wygrała przetarg, nie produkuje do modelu 159 stalowych felg, więc za pomocą tzw. pierścieni dystansujących dobrano felgi od citroena.

– Za bezpieczeństwo tego rozwiązania odpowiada producent. Dostarczył nam opinię biegłego – wyjaśnia Krzysztof Hajdas z zespołu prasowego KGP.

Gdy policjanci zaczęli przeprowadzać próby, okazało się, że gdy w aucie siedzą trzy osoby, opony obcierają o nadkola. Dlatego je usunęli. Innym ubocznym efektem zastosowania stalowych felg są wystające poza obrys karoserii opony – o 53 milimetry. Rzecznik Krzysztof Hajdas nie potrafił odpowiedzieć, czy radiowozy przechodziły badanie diagnostyczne w wersji z wystającymi, zimowymi oponami – ze względów bezpieczeństwa zabrania tego prawo i nie powinny zostać dopuszczone do ruchu.

– Docierają do nas różne sygnały o tym przetargu, przyglądamy mu się dokładnie. Sprawdzamy, czy to tylko głupota, czy ktoś manipulował przetargiem – usłyszeliśmy w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnym Biurze Antykorupcyjnym.

– My nie prowadzimy żadnego postępowania wewnętrznego w tej sprawie. Nie mamy żadnych sygnałów, aby wystąpiły nieprawidłowości – mówi z kolei Hajdas.

Problemem jest również radar Iskra zainstalowany w radiowozie. To rewolucyjne rozwiązanie, gdyż pozwala mierzyć prędkość samochodom jadącym z naprzeciwka.

Ale producent w instrukcji obsługi napisał, aby policjanci nie włączali nawiewu ciepłego lub zimnego powietrza (powyżej 50 procent siły), bo mogą zostać zafałszowane wyniki pomiaru prędkości.

Zakup alf romeo sfinansowała Unia Europejska. Za jeden egzemplarz policja zapłaciła ponad 130 tysięcy złotych. Konkurentem był m.in Opel z modelem Insignia oraz Renault.

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Artykuł z dnia: 2011-02-21
Autor: Robert Zieliński

<><><><><><><><><><>

rmf24

Korupcja na najwyższych szczeblach policji

Czwartek, 17 lutego (09:54)

W efekcie tajnego śledztwa zatrzymano dwóch wysokich rangą byłych funkcjonariuszy z Komendy Stołecznej - dowiedzieli się reporterzy śledczy RMF FM. Postępowanie dotyczącego podejrzenia korupcji i nieprawidłowości w wydatkach. Policja mogła stracić setki tysięcy złotych. Zatrzymani to m. in. były naczelnik Wydziału Techniki Operacyjnej oraz jego zastępca. Obaj trafili już do aresztu.

Rzecznik prokuratury generalnej Mateusz Martyniuk potwierdził informację w rozmowie z Markiem Balawajdrem.

Śledztwo obejmuje kilka wątków, ale w całości jest tajne. Kilka tygodni temu doszło do zatrzymania jednego z biznesmenów. Łącznie podejrzanych jest siedem osób. Sprawa zaczęła się od sprawdzenia informacji o podejrzanie bliskich relacjach między jednym z biznesmenów a policjantami z Wydziału Techniki Operacyjnej. Okazało się, że mężczyzna dostarczył tam dużą ilość sprzętu. Oprócz samochodów, również urządzenia wykorzystywane do technik operacyjnych: chodzi m.in o podsłuchy. Urządzenia były sprzedawane po zawyżonych cenach a komenda policji mogła przez to stracić setki tysięcy złotych.

Sąd na wniosek prokuratury zdecydował o areszcie dla dwóch wysokich rangą byłych funkcjonariuszy z Komendy Stołecznej. Są podejrzani o przestępstwa, które popełnili w latach 2008 -2010. Chodzi m.in o korupcję: na razie mowa jest o przyjęciu kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Reklama

Zatrzymani, byli już funkcjonariusze, mają olbrzymią wiedzę na temat rozpracowywanych przestępców oraz nieformalnych kontaktów policjantów z grupami przestępczymi. Śledztwo nadzoruje osobiście Prokurator Generalny.


Marek Balawajder

RMF FM

<><><><><><><><><><>

Pijany policjant za kierownicą

14.02.2011, 08:28

LM.pl
Portal Wielkopolski Wschodniej

W nocy z soboty na niedzielę pijany policjant doprowadził w Brzeźnie do kolizji drogowej. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Samochodem, w który uderzył funkcjonariusz, wracali z dyskoteki około godziny pierwszej w nocy, mieszkający w gminie Kramsk dwaj bracia, żona jednego z nich i dziewczyna drugiego. – Kiedy przejeżdżaliśmy przez Brzeźno, poczuliśmy nagle silne uderzenie w tył samochodu - opowiada pani Milena. – To było audi, jadące bez żadnego oświetlenia. Kiedy wysiedliśmy, on próbował jeszcze ruszyć, ale nie dał rady. Mój mąż otworzył drzwi i zobaczył, że za kierownicą siedzi pijany mężczyzna, który zaproponował, że nam zapłaci, bylebyśmy tylko nie wzywali policji.


Kiedy przyjechali funkcjonariusze z Komendy Miejskiej w Koninie, okazało się, że pijany kierowca ma prawie dwa promile w wydychanym powietrzu, a na dodatek jest policjantem w jednym z podkonińskim komisariatów. – Zaraz pojawił się ktoś z rodziny tego kierowcy – kontynuowała swoją opowieść pani Milena – i dowiedzieliśmy się, że byli na imprezie w pobliskim lokalu. Podobno pokłócił się z żoną i dlatego wyjechał.

Funkcjonariusz jechał prywatnym samochodem i w chwili zdarzenia nie był na służbie, ale czekają go surowe konsekwencje. – Najprawdopodobniej zostanie wydalony ze służby – krótko skomentowała wydarzenie Renata Purcel-Kalus, rzeczniczka konińskiej policji.

Sprawca zdarzenia to doświadczony funkcjonariusz, z dwudziestoletnim stażem pracy w policji.

<><><><><><><><><><>

Katowice: Wypadek na Bytkowskiej.

Dwie osoby nie żyją. Pijany policjant winny?


Naszemiasto.pl
Monika Chruścińska
2011-02-13 11:45:56, Aktualizacja 2011-02-13 19:11:54

Dwie osoby zginęły na miejscu, dwie zostały ranne dziś w nocy w wyniku czołowego zderzenia hondy z oplem przy ul. Bytkowskiej w Katowicach. Wstępne ustalenia wskazują, że sprawcą mógł być policjant pod wpływem alkoholu, który uciekł z miejsca wypadku.


O wypadku policję i pogotowie zawiadomił przejeżdżający obok kierowca. - Po przybyciu na miejsce dwie osoby już nie żyły, dwie ranne zostały przewiezione do szpitala. Kierowcy drugiego samochodu, hondy nie było na miejscu - relacjonuje rzecznik policji, komisarz Jacek Pytel.

Honda zarejestrowana jest na żonę jednego z katowickich policjantów, który jak się później okazało, trafił tej nocy do jednego z katowickich szpitali z obrażeniami klatki piersiowej. Miał ponad promil alkoholu w wydychanym powietrzu. Nie był na służbie.

Sprawa nie jest jednoznaczna, bo gdy na miejsce wypadku
dotarli ratownicy, w należącej do żony policjanta hondzie, która zderzyła się z oplem, nie było kierowcy. Na razie nie ma więc stuprocentowej pewności, że to funkcjonariusz kierował, choć można przypuszczać, że tak właśnie było. Policja już sprawdza zapisy z kamery monitoringu w okolicy wypadku oraz położonej niedaleko stacji benzynowej. One mogą udowodnić kto siedział za kierownicą hondy.

Niedługo po wypadku siostra policjanta przekazała informację, że przebywający u niej brat wymaga pomocy lekarskiej. Trafił do szpitala z bólem kręgosłupa; prawdopodobnie jednak nie doznał poważniejszych obrażeń.

- Nie wykluczamy, że mógł to być nasz policjant - przyznaje Pytel. - Cały czas prowadzimy postępowanie w tej sprawie. Policjant zostanie przesłuchany, jak tylko będzie zgoda lekarza. Trzeba pamiętać, że funkcjonariusz równie dobrze mógł być tylko pasażerem samochodu - tłumaczy rzecznik. Zapewnia, że jeśli okaże się, iż było inaczej, zostaną wyciągnięte wobec niego konsekwencje zawodowe i prawne. Za spowodowanie śmiertelnego wypadku, jazdę na podwójnym gazie i ucieczkę z miejsca zdarzenia grozi mu do 12 lat więzienia.


* * *


Wypadek na Bytkowskiej.

Postawiono zarzuty policjantowi ...



Marcin Pietraszewski

2011-02-14, ostatnia aktualizacja 2011-02-14 17:50:34.0

Jazda po pijanemu oraz spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym - zarzuca katowicka prokuratura policjantowi, sprawcy niedzielnego wypadku, w którym zginęły dwie osoby. Funkcjonariusz twierdzi, że nie pamięta, co się działo na drodze
Funkcjonariusza przesłuchano w poniedziałek w szpitalu w Katowicach Murckach. Jego pokoju cały czas pilnują policjanci funkcjonariusze. - Podejrzany niewiele potrafił powiedzieć o wypadku, bo jak twierdzi nie pamięta go - mówi prokurator Urszula Noras-Cema, szefowa Prokuratury Rejonowej Katowice Północ.

W poniedziałek śledczy złożyli wniosek o aresztowanie policjanta, któremu grozi 12 lat więzienia. Sąd rozpatrzy go w szpitalnej sali, bo rannego w wypadku funkcjonariusza na razie nie można transportować.

Do tragicznego w skutkach wypadku doszło w niedzielę o godz.2 na ul. Bytkowskiej. Honda crv staranowała tam opla corsę, którym podróżowały dwa małżeństwa. 49-letni kierowca opla oraz jego 46-letnia żona zginęli na miejscu, ich przyjaciele trafili do szpitala. Kierowca hondy uciekł z miejsca zdarzenia. Okazało się, że to sierżant sztabowy z komisariatu II w Katowicach. Pracował tam jako pomocnik oficera dyżurnego. W policji służył od 16 lat.

Dwie godziny po wypadku policjant ze złamanymi sześcioma żebrami i mostkiem trafił do szpitala. Pogotowie zabrało go z mieszkania siostry, która mieszka kilkaset metrów od miejsca wypadku. Przeprowadzone pięć godzin po tragicznym zderzeniu badanie alkomatem wykazało, że podoficer ma ponad promil alkoholu w wydychanym powietrzu. Na polecenie prokuratury kilkakrotnie pobrano mu krew. Dzięki temu biegli wyliczą, ile promili mógł mieć w chwili wypadku.

- Świadkowie nie mają żadnych wątpliwości, że za kierownicą hondy siedział mężczyzna - mówi prokurator Noras-Cema. W śledztwo włączyli się oficerowie Biura Spraw Wewnętrznych (policja w policji - przyp. aut.), którzy sprawdzają zapisy z kamer monitoringu okolicznych budynków oraz stacji benzynowej. Być może uchwyciły kto siedział za kierownicą hondy oraz sam wypadek. Nadal nie wiadomo, co było jego przyczyną i jak wyglądał jego przebieg.

Po przedstawieniu zarzutów szef katowickiej policji zawiesił podoficera w czynnościach służbowych i jeszcze w tym tygodniu rozpocznie administracyjną procedurę zwolnienia go z policji. - Tragedia nie miała związku z służbą funkcjonariusza, więc nie musimy wszczynać postępowania dyscyplinarnego, które trzeba by zawiesić do czasu wydania prawomocnego wyroku sądu - mówi komisarz Jacek Pytel, rzecznik komendy miejskiej w Katowicach.

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA


<><><><><><><><><><>

Były policjant przez 14 lat gwałcił córkę


Wtorek, 28 Grudzień 2010 152 komentarzy

Ofiara zeznała, że jej dramat trwał 14 lat. Policjanci zatrzymali właśnie byłego kolegę, który gwałcił swoją córkę. Na razie mężczyźnie postawiono zarzut trzykrotnego dokonania gwałtu.


Podczas weekendu policjanci zostali wezwani na interwencję do Milanówka, gdzie rozegrała się awantura domowa. Funkcjonariuszy wezwała kobieta, która obawiała się, że jej ojciec zrobi jej krzywdę. Mężczyzna okazał się emerytowanym policjantem.

Zobacz też: Policjant gwałcił chłopców

Nieoczekiwanie kobieta, zalewając się łzami, wyznała, że ojciec gwałcił ją od kiedy skończyła 15 lat. Obecnie ma 29, zatem dramat mógł trwać aż 14 lat. Mężczyzna został zatrzymany. Dariusz Ślepokura z Prokuratury Okręgowej w Warszawie powiedział portalowi tvp.info:

J.B. usłyszał trzy zarzuty zgwałcenia swojej córki. Do czynów tych miało dojść w latach 2004-2005 oraz 2009-2010.

Zobacz też: Codziennie gwałcił córkę - stanie przed sądem

Były policjant spędzi w areszcie przynajmniej dwa miesiące. Sprawę bada prokuratura w Grodzisku Mazowieckim. Śledczy sprawdzają m.in., jak długo trwał dramat kobiety i czy ktokolwiek mógł o nim wiedzieć. Z nieoficjalnych informacji wynika, że ojciec terroryzował ją i dlatego bała się powiedzieć o krzywdzie, którą jej wyrządzał.

Źródło: tvp.info

<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>

Policjant gwałcił chłopców


Środa, 3 Marzec 2010 533 komentarzy

Jedenaście lat nienagannej służby, pochwały, nagrody. Sierżant Krzysztof J. (35 l.), policjant poznańskiej prewencji, pracował w najtrudniejszych warunkach: na ulicy, jeżdżąc od interwencji do interwencji, ścigając drobnych przestępców. Odważny, uczciwy, prawy - takim widzieli go koledzy ze służby. Przeżyli potworny szok, gdy ujrzeli jego drugie, ohydne oblicze. Zdemaskowany zboczeniec, który wyłapywał nieletnich przestępców tylko po to, by wykorzystać ich seksualnie, trafił pod sąd.

Wyróżniał się gorliwością i zaangażowaniem w pracy. Wydawało się, że został policjantem z powołania.

Tacy dają z siebie wszystko, gdy ścigają przestępców. W każdej chwili można na nich liczyć, gdy podczas patrolu robi się gorąco. I takim właśnie policjantem był Krzysztof J. Potworna prawda ujrzała światło dzienne, gdy kilkunastoletni chłopak, zatrzymany przez funkcjonariusza poznańskiej prewencji za zdewastowanie przystanku, opowiedział funkcjonariuszom o niecnych praktykach mundurowego.


Krzysztof J. tego wieczoru patrolował ulice, usłyszał informację o dewastacji przystanku i natychmiast ruszył w pościg. Udało mu się zatrzymać kilku chłopaków. Jednego z nich podczas zatrzymania zaczął obmacywać i kazał mu się rozbierać. Gdy chłopak trafił na komendę, opowiedział o tym innym funkcjonariuszom.

Zszokowani policjanci natychmiast sprawdzili szafkę służbową policjanta, w której znaleziono obciążające go materiały. Jedyne co mogliśmy zrobić, to natychmiast przekazać sprawę prokuraturze – mówi Andrzej Borowiak (42 l.), rzecznik wielkopolskiej policji.

W tym samym czasie na policję zgłosiła się była partnerka policjanta.

Widziałam, że dzieje się coś złego, dziwnego – mówi Monika Z. (34 l.).

Zobacz też: Zgwałcił półroczne niemowlę, 100 innych dzieci i jest wolny

Nieraz, gdy przychodziła do mieszkania Krzysztofa J. widziała nastoletnich chłopców.

Mieli może po 13-14 lat, stali pod jego drzwiami, jakby czekali w kolejce do lekarza. Ale Krzysztof twierdził, że tylko pomaga tym dzieciom - opowiada kobieta. – Niepokoiła mnie również zawartość jego komputera. Miał tam pliki oznaczone jako tajne, zablokowane hasłem - wspomina.

Postanowiła zgłosić sprawę policji. Nie podejrzewała jednak, że jej ukochany płaci po kilkanaście złotych za seks dzieciom i to najczęściej takim, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej, że wykorzystuje chłopców, których zatrzymuje służbowo. Te straszne fakty ujrzały światło dzienne dopiero podczas śledztwa. Podczas prokuratorskiego dochodzenia okazało się także, że jedną z ofiar przyprowadził do niego znajomy. Policjant zapłacił mu za tę "przysługę" 50 złotych.

Zobacz też: Dysk jednego pedofila sprawdzą szybko

Koledzy Krzysztofa J. z komendy w Poznaniu byli zszokowani. Nikt nie podejrzewał, że mógłby molestować seksualnie dzieci i wykorzystywać je. W komputerze policjanta znaleziono ostrą pornografię dziecięcą.

Nie potrafię zrozumieć, jak on mógł robić takie rzeczy, przecież wtedy byliśmy razem, planowaliśmy wspólną przyszłość. To potworne – mówi zrozpaczona Monika Z.

Dla osoby, która popełnia przestępstwo nie ma miejsca w policji. Takie odrażające czyny policjanta to był dla nas wszystkich szok i ogromny cios. Nie podejrzewaliśmy, że w naszych szeregach jest taki człowiek – mówi ostro Andrzej Borowiak.

Dla Krzysztofa J. nie ma również miejsca również na wolności. Sąd w Poznaniu skazał go na 6 lat więzienia za wielokrotne obcowanie płciowe z nieletnimi chłopcami oraz za posiadanie pornografii z udziałem nieletnich. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.

Zobacz też: Złapali pedofila, gwałcił dzieci w piwnicy!

Źródło: efakt.pl


<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>


Policjant z Kocka spowodował wypadek i uciekł
...

sko 2011-01-23, ostatnia aktualizacja 2011-01-23 17:10:40.0

Prokuratura stawia zarzuty policjantowi z Kocka. Funkcjonariusz potrącił pieszego, a potem miał uciec z miejsca wypadku.
Chodzi o wydarzenia z ostatniego czwartku. Wtedy w Kocku został potrącony przez samochód 28-letni mężczyzna. Kierowca uciekł, a przechodzień w ciężkim stanie został odwieziony do szpitala. Mężczyzna doznał licznych złamań.

Niedaleko miejsca wypadku policjanci odnaleźli porzucone audi, ale w środku nikogo nie było. Właściciel samochodu zeznał, że auto zostało mu skradzione. Policjanci szybko ustalili, że to nieprawda, a samochodem kierował znajomy właściciela pojazdu. Okazał się nim policjant z komisariatu w Kocku Tomasz K. Został zatrzymany.

Starszy sierżant Tomasz K. w niedzielę usłyszał prokuratorski zarzut. Śledczy wystąpili też do sądu o jego aresztowanie.

Jednocześnie rozpoczęło się postępowanie zmierzające do zwolnienia go z pracy.

Właściciel samochodu będzie odpowiadał za utrudnianie postępowania karnego.

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA


<><><><><><><><><><>

czwartek, 13 stycznia 2011
Rydułtowy, Aktualności


Policjant wracał z pracy pijany

Ponad 3 promile alkoholu w wydychanym powietrzu miał Mirosław D. policjant z Rydułtów, który toyotą corollą wracał z pracy.


Do zdarzenia doszło już 23 grudnia. Teraz sprawę upubliczniono. Pijanego funkcjonariusza zauważył kierowca jadący za nim ul. Mariacką w Radlinie. Mirosław D. wracał z komisariatu w Rydułtowach do domu w Marklowicach. Było w okolicach godz. 22.00. Gdy na miejscu pojawili się policjanci obaj mężczyźni stali przy markecie Intermarche. W wydychanym powietrzu policjant miał 3,2 promila. Z naszych informacji wynika, że od dawna miał problemy z alkoholem. Sprawę prowadzi Prokuratura Rejonowa w Jastrzębiu Zdroju. Postępowanie wewnętrzne prowadzi także wodzisławska komenda policji. Nie jest bowiem jasne, czy policjant pił na służbie i o której dokładnie wyszedł z komisariatu.
Więcej w Nowinach Wodzisławskich 18 stycznia.

(raj)

<><><><><><><><><><>

Policjant rozkładał łapówki na raty

Marcin Pietraszewski

2011-01-07, ostatnia aktualizacja 2011-01-07 22:06:07.0

Sierżant sztabowy z Tychów wymuszał łapówki, przetrzymując kierowców w radiowozie, rozkładał im je na raty, a wszystko zapisywał w lewym notatniku służbowym! - Z taką bezczelnością oraz wyrachowaniem mamy do czynienia po raz pierwszy - twierdzi prokuratura, która zakończyła śledztwo w tej sprawie.

Policjant został zatrzymany na gorącym uczynku przez oficerów Biura Spraw Wewnętrznych [to policja w policji - przyp. red.]. Zawiadomił ich kierowca, który został zatrzymany do kontroli przez sierżanta sztabowego Artura K. z sekcji prewencji tyskiej komendy. Funkcjonariusz obszedł samochód dookoła, zajrzał też pod niego i zauważył, że obluzowana jest rura wydechowa oraz spaliła się żarówka "stopu". Sierżant oznajmił kierowcy, że w takiej sytuacji powinien zatrzymać dowód rejestracyjny, a auto kazać odholować na parking. Dodał jednak, że może przymknąć oko na te usterki. Chwilową "utratę wzroku" wycenił na 300 zł.

Zatrzymany kierowca powiedział jednak, że ma przy sobie tylko 100 zł i na razie nie może zdobyć więcej. Policjant odparł, że to nie wystarczy. - 100 zł potraktował jako zaliczkę i zapowiedział, że resztę odbierze, gdy kierowca... dostanie wypłatę - mówi prokurator Aneta Mucha z Prokuratury Rejonowej w Katowicach, która zakończyła śledztwo w tej sprawie.

Sierżant K. zapisał sobie dane zatrzymanego mężczyzny i wziął od niego numer telefonu. Po wypłacie zadzwonił do niego i zapowiedział, że po służbie wpadnie odebrać drugą ratę. Nie wiedział, że zaraz po tej rozmowie kierowca skontaktował się z BSW. Jego oficerowie nagrali, jak Artur K. odbiera od mężczyzny 200 zł, po czym go zatrzymali.

- Przy policjancie znaleziono dwa notatniki służbowe. W oficjalnym były wpisy związane z przebiegiem służby, natomiast lewy był zapisany szyfrem, zawierał szereg cyfr oraz kropek - mówi prokurator Mucha. Śledczy uznali, że drugi notatnik zawiera dane związane z łapówkami, jakie policjant mógł brać wcześniej. Analitycy z BSW przez kilkanaście tygodni łamali sobie głowy nad zaszyfrowanymi zapiskami oraz analizowali połączenia telefoniczne policjanta. Dzięki temu udało się im ustalić, że kilka miesięcy przed zatrzymaniem Artur K. wziął 200 zł od kierowcy prowadzącego po pijanemu. Śledczy ustalili, że policjant przez dwie godziny trzymał w radiowozie kierowcę, aż ten zgodził się w końcu zapłacić łapówkę.

Okazało się, że tego dnia sierżant pełnił służbę razem ze strażnikiem miejskim Krzysztofem K. [komenda organizuje patrole mieszane, dzięki czemu jest ich więcej - przyp. red.], z którym podzielił się łapówką. - Zatrzymany strażnik popłakał się podczas przesłuchania i przyznał do winy - mówi prokurator.

BSW nie udało się odszyfrować pozostałych zapisków z lewego notatnika Artura K. Sierżant nie przyznaje się do brania łapówek, za korupcję grozi mu osiem lat więzienia. Nie pracuje już w policji. Kierownictwo tyskiej komendy, chcąc wyeliminować podobne przypadki, zwiększyło nadzór nad funkcjonariuszami pracującymi na ulicy.

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

<><><><><><><><><><>

Policjant okradł policjanta

Komenda Powiatowa Policji w Lubaniu

Lubań 05.01.2011 r.

Komunikat


Policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Lubaniu zatrzymali mężczyznę podejrzanego o kradzież. Zatrzymanym okazał się funkcjonariusz. Mężczyzna podejrzany jest o kradzież na szkodę swojego kolegi z pracy.

Zgromadzony w tej sprawie materiał policjanci przekazali do prokuratury, która dalej zajęła się sprawą.
Komendant Powiatowy Policji w Lubaniu niezwłocznie podjął decyzję o odsunięciu funkcjonariusza od pełnienia obowiązków służbowych. Jednocześnie polecił wszcząć procedurę w kierunku wydalenia go ze służby .

<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>

Wiadomość wydrukowana ze strony [link widoczny dla zalogowanych]

Białystok, 27 grudnia 2010, 8:30

Pijany policjant uciekł z miejsca kolizji.

Komendant przywrócił go do pracy.

Sąd umorzył postępowanie.
[
/size]

(mw)

Tomasz S. odpowiadał za jazdę po pijanemu. Jednak z uwagi na dotychczasowe postępowanie oskarżonego i wzorową pracę w policji, sąd postanowił warunkowo umorzyć postępowanie.
Pijany policjant uciekł z miejsca kolizji, ale sąd warunkowo umorzył postępowanie.

Pijany policjant uciekł z miejsca kolizji, ale sąd warunkowo umorzył postępowanie.

Pijany policjant uciekł z miejsca kolizji. Sąd warunkowo umorzył postępowanie, bo to bohater

Kilka lat temu, narażając własne życie, uratował z groźnego pożaru osiem osób. Jednak w miniony czwartek Tomasz S. stanął przed białostockim sądem rejonowym jako oskarżony. Prokurator zarzucił policjantowi jazdę po pijanemu.

To było na początku czerwca. Oskarżony nocą jechał seatem ulicą Składową w kierunku ulicy Kopernika. Zdaniem śledczych, nie ustąpił tam pierwszeństwa kierowcy bmw. Doszło do kolizji. Ale seat się nie zatrzymał i pognał przez tunel. Taksówkarz w bmw ruszył za nim. Oskarżony zatrzymał się dopiero na przystanku przy ulicy Hetmańskiej. Gdy zorientował się, że kierowca taksówki wzywa policję, znów uciekł.

Został zatrzymany na alei Solidarności. Wtedy okazało się, że jest policjantem. Miał promil alkoholu w organizmie.

Tomasz S. od początku przyznawał się do winy. Tłumaczył, że nie zauważył kolizji. Zarzekał się, że nie uciekał. Mimo to został wydalony ze służby w policji. Jednak decyzją komendanta wojewódzkiego policji, wrócił do pracy.

– Zachowanie oskarżonego było niedopuszczalne – ocenił sędzia Marek Dąbrowski.

Jednak z uwagi na dotychczasowe postępowanie oskarżonego i wzorową pracę w policji, sąd postanowił warunkowo umorzyć postępowanie wobec Tomasza S. na okres próby dwóch lat. Na rok zabronił mu siadać za kierownicą i nakazał zapłatę tysiąca złotych na rzecz Centrum Zdrowia Dziecka.

Sędzia Dąbrowski podkreślił też, że wyrok nie oznacza, że oskarżony policjant został uwolniony od zarzutów. Jeśli w okresie próby wejdzie on w konflikt z prawem, sąd znów zajmie się tą sprawą. I oskarżony może zostać skazany.

Wyrok nie jest prawomocny. Niewykluczone, że odwoła się od niego prokurator, który był przeciwny warunkowemu umorzeniu sprawy.


[size=24]<><><><><><><><><><>

<><><><><><><><><><>


Pijany zwyrodnialec , były policjant

i mąż policjantki

podejrzewany

o zabójstwo dwójki swoich dzieci.



Dziś przesłuchanie ojca podejrzanego o zabójstwo dzieci

Prawdopodobnie dziś po południu zostanie przesłuchany 42-latek podejrzewany o zabójstwo dwójki swoich dzieci. Ciała czteroipółletniej dziewczynki oraz siedmioletniego chłopca znaleziono wczoraj w mieszkaniu przy ul. Szpitalnej w Łodzi. Dzieci prawdopodobnie zostały uduszone.



Policjanci zatrzymali w mieszkaniu 42-letniego ojca dzieci Janusza T., byłego policjanta. Miał 2 promile alkoholu w organizmie. Mężczyzna po nocy spędzonej w policyjnej izbie zatrzymań został przewieziony do komisariatu. Możliwe, że tam zostanie przesłuchany. Jeżeli usłyszy zarzuty podwójnej zbrodni, będzie mu groziło dożywocie.

Tragedia rozegrała się w mieszkaniu na ulicy Szpitalnej w Łodzi, które od trzech miesięcy wynajmowała czteroosobowa rodzina. Policjantów zaalarmował znajomy rodziny, który dostał od swojego kolegi dziwne i niepokojące sms-y, mogące wskazywać na to, że mógł coś zrobić swoim dzieciom.

Znajomy rodziny pojechał do mieszkania na ulicę Szpitalną, ale 42-letni ojciec dzieci nie chciał wpuścić go do mieszkania. Gdy na miejsce przyjechali policjanci, a mężczyzna nadal nie otwierał drzwi, wezwano straż pożarną. Janusz T. otworzył drzwi dopiero, gdy na miejsce ściągnięto wysięgnik.

W mieszkaniu - w dużym pokoju - znaleziono ciała dwójki dzieci 42-latka - czteroipółletniej dziewczynki i siedmioletniego chłopca. Próbowano je reanimować, ale lekarz stwierdził zgon. Na ciałach dzieci nie było widać wyraźnych śladów obrażeń. Najprawdopodobniej przyczyną ich zgonu było uduszenie.

Prokuratura i policja przeprowadziła oględziny mieszkania. Zabezpieczono wiele śladów, w tym ślady biologiczne, a także materiał porównawczy do badań, m.in. odzież zatrzymanego.

42-latek był pijany; miał dwa promile alkoholu w organizmie; został zatrzymany do dyspozycji widzewskiej prokuratury. 31-letniej matki, która jest policjantką, nie było w domu. W stanie szoku kobieta trafiła do szpitala, ale na własną prośbę została wypisana do domu. Dotąd nie można było jej przesłuchać.

PAP


[link widoczny dla zalogowanych]

<><><><><><><><><><>

Pisz:

Czy to policjant napadł na sklep i stację benzynową?



2010-12-17


Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że podejrzanym o dokonanie napadu z bronią w ręku na sklep i stację benzynową w okolicach Pisza jest policjant z miejscowej komendy powiatowej.

Pierwszy napad miał miejsce 8 listopada w Pogobiu Średnim. Zamaskowany mężczyzna wszedł do sklepu spożywczego, wyciągnął broń i sterroryzował nią ekspedientkę. Zażądał pieniędzy - przerażona sprzedawczyni oddała napastnikowi 700 zł, po czym ten uciekł w nieznanym kierunku.

2,5 tygodnia później, w nocy z 24 na 25 listopada podobny napad zdarzył się w Białej Piskiej. Tym razem mężczyzna w kominiarce zjawił się na stacji benzynowej. Właścicielowi stacji benzynowej przystawił do głowy pistolet, jego żonie do gardła nóż. Bandyta zrabował kilkaset złotych utargu.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że napastnikiem miał być policjant pracujący na co dzień w Komendzie Powiatowej w Piszu. Prokuratura wystąpiła z wnioskiem o aresztowanie podejrzanego.

Komendantem powiatowy piskiej policji Dariusz Pieloch podczas rozmowy telefonicznej z "Gazetą Piską" na pytanie o to, czy podejrzanym o napad na sklep w Pogobiu Średnim i stację benzynową w Białej Piskiej jest jeden z jego podwładnych, odpowiedział tylko: - Nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Nic więcej powiedzieć nie mogę. Dochodzenie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Piszu.

Jacek Gaczyński, prokurator rejonowy w Piszu, mówi z kolei: - Rzeczywiście wytypowana została osoba podejrzana o obydwa napady. Wystosowaliśmy do Sądu Rejonowego w Piszu wniosek o aresztowanie podejrzanego. Sąd aresztu nie zastosował. Złożyliśmy więc odwołanie od tej decyzji do Sądu Okręgowego w Olsztynie. Decyzja zapadnie prawdopodobnie w poniedziałek (20 grudnia - red.). Nic więcej na tę chwilę nie mogę powiedzieć.

Joanna Ducka
[link widoczny dla zalogowanych]


<><><><><><><><><><>
<><><><><><><><><><>

Policjant zastrzelił znajomego podczas libacji

mil, PAP 2010-12-16, ostatnia aktualizacja 2010-12-16 11:36:15.0


Na cztery lata więzienia Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał w czwartek b. policjanta Adama N., który w 2009 r. podczas libacji alkoholowej strzałem w głowę zabił z pistoletu swego znajomego.
Sąd zmienił oskarżonemu zarzut zabójstwa postawiony przez prokuraturę na nieumyślne spowodowanie śmierci zagrożone karą od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. Zdaniem sądu, do tragedii doszło w wyniku nieostrożnego posługiwania się bronią przez 38-letniego Adama N.

- Oskarżony mógł przewidzieć, że może to doprowadzić to postrzelenia, ale nie można przyjąć, że działał z zamiarem bezpośredniego pozbawienia życia. Wszelkie wątpliwości w tej sprawie należy interpretować na korzyść oskarżonego - powiedziała w uzasadnieniu sędzia Dagmara Daraszkiewicz.

"Policja ma chronić, a nie zabijać"

Według sądu, między Adamem N. i jego ofiarą nie było żadnego konfliktu, obaj też po wypiciu alkoholu nie zachowywali się w sposób agresywny. Jako okoliczności łagodzące dla Adama N. sąd wskazał jego dotychczasową niekaralność, dobrą opinię ze służby w policji oraz skruchę wykazaną w trakcie procesu.

Wyrok wzburzył krewnych ofiary, zaczęli krzyczeć na sali sądowej: "kpina", "policja ma chronić, a nie zabijać". - Cztery lata dla mordercy, który przyszedł z bronią, zabił kolegę, posprzątał, wyszedł i zostawił go w mieszkaniu? - mówiła zapłakana siostrzenica zabitego.

W opinii obrońcy policjanta Wojciecha Cieślaka, wyrok jest "wyważony". - Trudno wyobrazić sobie inny wyrok uwzględniając zgromadzone w sprawie dowody. Pozostaje oczywiście kwestia sumienia oskarżonego i tego, jak przyjmuje to rodzina ofiary, której bardzo współczuję - dodał.

Nie pamięta, jak doszło tego doszło

Podczas procesu, który rozpoczął się w połowie września tego roku, Adam N. mówił, że z powodu dużej ilości wypitego alkoholu nie pamięta, dlaczego doszło do śmierci jego znajomego. Tłumaczył, że to był przypadek.

Jak ustaliła prokuratura, do zabójstwa doszło wieczorem z 8 na 9 października 2009 r. w Gdańsku-Nowym Porcie. Adam N. po powrocie ze służby kupił kilka piw, które wypił sam w garażu. Następnie spotkał na ulicy znajomego 41-letniego Krzysztofa K. Adam N. zaproponował mu spożycie kolejnych piw. Mężczyźni pili alkohol w mieszkaniu Krzysztofa K. Kiedy skończyło się piwo, zaczęli pić wódkę.

Jak wyjaśniał podczas procesu Adam N., świadomość odzyskał dopiero następnego dnia rano w swoim mieszkaniu. Zauważył, że ma poplamione krwią spodnie i brakuje mu trzech sztuk amunicji.

Podczas procesu ujawniono m.in., że na jednym z nabojów, które utkwił w suficie, znaleziono ślady DNA należące do denata.

Adam N. został zatrzymany po kilku tygodniach od zabójstwa. Pracował w Komendzie Miejskiej Policji w Sopocie. W policji był zatrudniony od 1993 r. W tym czasie dwukrotnie był na misji w Kosowie.


Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA


<><><><><><><><><><>

Policjant, który w Łodzi sięgnął po pistolet,

był pijany,

miał 1,8 promila alkoholu w organizmie.




"Stop bandytom w mundurach".

Protest w Łodzi: Kto obroni nas przed policjantem?...


Agnieszka Urazińska, Maciej Stańczyk 2010-12-06, ostatnia aktualizacja 2010-12-06 20:56:58.0

- Nie może być tak, że pijany policjant wyciąga broń

od której ginie człowiek.

A z ofiary robi się bandytę

- powiedziała Natalia Królikowska

z Kolektywu Przeciwko Przemocy Policji.


Po śmierci jednego z uczestników awantury, w której brali udział pijani policjanci, Kolektyw zorganizował protest

Na chodniku odrysowana ludzka sylwetka.

Obok palące się znicze i transparent z hasłem:


"Stop bandytom w mundurach".

Tak wyglądała poniedziałkowa demonstracja przeciwko brutalności policji. Została zorganizowana po tym, jak w sobotę zmarł w szpitalu 46-latek postrzelony w czasie szarpaniny z policjantem.

Przypomnijmy: w awanturze brało udział czterech mężczyzn, wszyscy byli pijani. Dwaj z nich to policjanci kryminalni ze śródmiejskiego komisariatu. Ich wersja jest taka, że gdy wracali z imprezy, przy rondzie Lotników Lwowskich spotkali dwóch mężczyzn z amstaffem. Mieli oni zaczepić funkcjonariuszy i szczuć ich psem. Doszło do szarpaniny. Zaatakowany przez psa policjant wyjął służbową broń i oddał strzał do zwierzęcia. Wtedy - jak wynika z zeznań policjantów - właściciel psa rzucił się na policjanta i próbował odebrać mu pistolet. Najprawdopodobniej wówczas został postrzelony w brzuch.

- Protestujemy, bo nie podoba nam się to,

że policja próbuje za wszelką cenę bronić funkcjonariuszy.

To skandal, że w oficjalnym komunikacie przywołują,

że ofiara postrzału była wcześniej karana.

Tak, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie

- twierdzi Królikowska.

- Oczerniając ofiarę, próbują sami się wybielić.

Fakty są takie, że pijany policjant użył broni i zabił człowieka.


Demonstracja przed szpitalem Kopernika przebiegała spokojnie. Może dlatego, że więcej było dziennikarzy niż protestujących. - Będziemy przyglądać się tej sprawie. Domagamy się zwolnienia dyscyplinarnego funkcjonariuszy i uczciwego procesu - zapowiada Królikowska.

Gdy odjechali przedstawiciele telewizji,

do organizatorów podeszło dwóch mężczyzn.

Przedstawili się jako policyjni wywiadowcy

i zaczęli spisywać dane wszystkich, którzy zostali.


W prokuraturze Łódź-Górna przesłuchiwany był 36-letni łodzianin. To bardzo ważny świadek - w nocy z czwartku na piątek towarzyszył 46-latkowi z amstafem i brał udział w szarpaninie z policjantami. - Dodatkowe zeznania złożył dziś także kierowca tira, który widział zajście - mówi Małgorzata Al-Kadi z prowadzącej postępowanie prokuratury Łódź-Górna. - Zabezpieczyliśmy nagrania z monitoringu w restauracji, w której policjanci spędzili wieczór przed zajściem i będziemy go analizować. Udało się też zdobyć nagrania kamer ze sklepu i przychodni w pobliżu miejsca zdarzenia.

Mimo apeli prokuratury, która poszukuje świadków, na razie nikt się nie zgłosił. Funkcjonariusze od soboty docierają do mieszkańców pobliskich bloków i sami szukają osób, które widziały szarpaninę, albo słyszały strzały.

Zmieniła się kwalifikacja prawna śledztwa - wcześniej prowadzone było w sprawie spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Po tym, jak w sobotę wieczorem 46-letni łodzianin zmarł, śledztwo prowadzone jest w sprawie uszkodzenia ciała ze skutkiem śmiertelnym.

W prokuraturze usłyszeliśmy, że za wcześnie mówić o formułowaniu jakichkolwiek zarzutów wobec uczestników strzelaniny. Oprócz zeznań świadków istotne będą także analizy balistyczna i daktyloskopijna.

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

* * *

Policjant dostał dyscyplinarkę za udział w bijatyce


Środa, 22 Grudzień 2010 08:55


Zwolnienie dyscyplinarne dostał 34-letni młodszy aspirant, który podczas bijatyki pod szpitalem Kopernika śmiertelnie postrzelił 46-letniego Krzysztofa K.Decyzję podjął w piątek komendant miejski w Łodzi. W sprawie funkcjonariusza, który pracował w pionie kryminalnym I komisariatu przy al. Kościuszki, wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny. Do bijatyki doszło dwa tygodnie temu. Dwaj chuligani Krzysztof K. i jego 36-letni kolega zaczepili w nocy i poszczuli psem dwóch policjantów w cywilu. Wywiązała się awantura, mężczyźni zaczęli się szarpać. Jeden policjant użył broni. Krzysztof K. trafił do szpitala, w którym niedługo potem zmarł.

<><><><><><><><><><>

Policyjni komandosi

urządzili w jednostce libację ...


Marcin Pietraszewski

2010-11-30, ostatnia aktualizacja 2010-11-30 00:53:37.0

Policjanci z kompanii antyterrorystycznej z Katowic

zorganizowali w jednostce libację,

po której zatrzymano jej oficera dyżurnego.

Prowadził auto, mając 1,8 promila alkoholu.


- Ktoś zadzwonił na komendę i podkablował - mówi nasz informator.
Samodzielny Pododdział Antyterrorystyczny to najbardziej elitarna jednostka śląskiej policji. Służący w niej funkcjonariusze przechodzą specjalistyczne szkolenia i mają najnowocześniejsze uzbrojenie oraz wyposażenie. Nigdy jednak nie pokazują twarzy, bo zatrzymują najgroźniejszych przestępców, odbijają zakładników oraz zajmują się ochroną znanych osobistości wizytujących nasz region.

Jednostka SPAT-u mieści się w Katowicach przy ul. Koszarowej. Antyterroryści stacjonują w sąsiedztwie oddziałów prewencji. To zamknięta jednostka, wejść tam można tylko po uzyskaniu przepustki.

"Gazeta" ustaliła, że w piątek policyjni komandosi zorganizowali w kantynie imprezę andrzejkową. - Trwała kilka godzin, było dużo wódki - mówi jeden z policjantów. W libacji nie uczestniczyli jednak komandosi z drużyny dyżurującej, którzy w każdej chwili mogli być wezwani na akcję.

Zabawa skończyła się przed północą. Chwilę później ktoś zadzwonił na komendę, że aspirant Grzegorz C., komandos z 17-letnim stażem, po pijanemu wraca do domu. Patrole drogą radiową dostały informację, jakim samochodem się porusza i w którą stronę zmierza. Zatrzymano go przed Będzinem.

- Miał 1,8 promila alkoholu w wydychanym powietrzu, a badanie trzeźwości zrobiono w obecności prokuratora - potwierdza podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej w Katowicach.

Według naszych informacji Grzegorz C. w piątek pełnił obowiązki oficera dyżurnego SPAT-u. Po dowódcy to najbardziej odpowiedzialne stanowisko w oddziale antyterrorystów: przez niego przechodzą wszystkie wezwania i on decyduje, kogo wysłać na akcję. Służbę skończył o godz. 20.

Generał Dariusz Biel, szef śląskiej policji, kazał w poniedziałek zwolnić aspiranta C. ze służby. Okoliczności jego zatrzymania bada teraz wydział kontroli. - Jeśli potwierdzą się informacje o imprezie alkoholowej na terenie jednostki, będę chciał poznać jej organizatora i pozostałych uczestników - zapowiada generał Biel.

Od kilku lat katowicka kompania antyterrorystyczna targana jest konfliktami personalnymi. Zaczęły się od postrzelenia jednego z komandosów w głowę przez oficera. Kiedy sprawę próbowano zatuszować, w jednostce o mało nie doszło do buntu. Wtedy też nastąpiła seria wzajemnych oskarżeń komandosów, którzy zaczęli na siebie składać zawiadomienia do prokuratury. Sytuacja stała się na tyle poważna, że w pewnym momencie antyterroryści przestali sobie nawzajem ufać.

Kilka miesięcy temu powołano nowe kierownictwo SPAT-u, które dostało zadanie zakończenia wszystkich konfliktów i podniesienia morale jednostki.

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

<><><><><><><><><><>

Warszawa:

Pijana policjantka szarżowała na drodze.

Ścigała ją straż miejska...


dżek, PAP 2010-11-17, ostatnia aktualizacja 2010-11-17 07:57:29.0

PRZEGLĄD PRASY.

Nietrzeźwą policjantkę ścigali w dzielnicy Praga-Południe strażnicy miejscy w nocy z niedzieli na poniedziałek - ujawnia "Życie Warszawy". Już po zatrzymaniu okazało się, że kobieta ma 0,8 promila alkoholu. Koledzy z drogówki uspokajali ją: "Agniesiu, nic się nie stało". Po czym odwieźli ją do domu. Jak na razie nie poniosła żadnej kary.
Wiesz więcej? Poinformuj Alert: 605 24 24 24

Strażniczki miejskie, patrolujące w nocy tę dzielnicę, zauważyły jadący środkiem drogi samochód osobowy. Próby zatrzymania pojazdu nie dały rezultatu.

Wezwano posiłki. Pościg trwał kilkanaście minut, a uciekający samochód jechał niebezpiecznie. Gdy został zablokowany z przodu, próbował uciekać wstecz, uderzając w radiowóz, który odciął mu ten kierunek. Przy okazji potrącił jedną ze strażniczek miejskich.

Policjantka szarżowała za kierownicą. Miała 0,8 promila

Po unieruchomieniu uciekającego auta, prowadząca nie chciała z niego wyjść. Konieczne okazało się wybicie bocznej szyby i siłowe wyciągnięcie kobiety. Okazała się nią młoda policjantka z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej.

Dopiero na komendzie, po wyraźnej prośbie strażników miejskich, zbadano kierującą alkomatem. Godzinę po zatrzymaniu miała 0,8 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Koledzy z drogówki, którzy przyjechali na miejsce, pocieszali koleżankę "Agniesiu, nic się nie stało".

Koledzy odwieźli ją do domu. Kary nie ma

Pomimo niebezpiecznej ucieczki, stawiania oporu i gróźb wobec funkcjonariuszy Straży Miejskiej, policjantka nie została od razu przesłuchana, lecz odwieziona do domu. Nie zawieszono jej też dotąd w czynnościach służbowych, a nawet nie zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne. Także zespół prasowy Komendy Stołecznej milczał wczoraj pytany o to zdarzenie.

Natomiast szybko zareagowała na informacje prokuratura, która od razu zapowiedziała wszczęcie śledztwa w tej sprawie - informuje "Życie Warszawy".

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA


<><><><><><><><><><>

Korupcja w policji:

brali łapówki, okradli auto


Piotr Żytnicki 2010-11-09, ostatnia aktualizacja 2010-11-10 10:10:41.0


Policjanci ze Swarzędza brali łapówki od kierowców.

A gdy odnaleźli skradzione auto... okradli je.



We wtorek rano funkcjonariusze z Biura Spraw Wewnętrznych (tzw. policja w policji) zatrzymali ośmiu policjantów z komisariatu w Swarzędzu oraz dwóch strażników gminnych z tego miasta. Zarzuty? Kradzież i korupcja.

- Śledztwo rozpoczęło się od doniesienia jednego z mieszkańców Swarzędza, zbulwersowanego postawą mundurowych - mówi Romuald Piecuch z zespołu prasowego wielkopolskiej policji.

Policjanci i municypalni (mają wspólne patrole) brali łapówki od kierowców przyłapanych na drogowych wykroczeniach. Proponowali, że za 50-100 zł zrezygnują z wypisania mandatu. Biuro Spraw Wewnętrznych udowodniło ponad 30 takich przypadków w okresie od grudnia 2009 r. do lutego 2010 r. Czy później policjanci łapówek już nie brali? Nie wiadomo, bo na razie tylko ten okres badali funkcjonariusze BSW. Uznali, że to wystarcza do zatrzymania policjantów i postawienia im zarzutów.

W aktach sprawy jest jedna szczególnie bulwersująca historia. Policjanci odebrali zgłoszenie o kradzieży w Czerwonaku volkswagena jetty. Auto znaleziono w Swarzędzu. Policjanci, zamiast zorganizować zasadzkę na złodzieja i obserwować samochód, postanowili go okraść. Zabrali akcesoria warte blisko dwa tysiące złotych. A potem... zwrócili samochód właścicielowi.

Policjantów zatrzymano we wtorek rano (jednego w Kole, gdzie teraz pracował). Po postawieniu zarzutów i przesłuchaniu zostali zwolnieni. Prokurator zawiesił ich jednak w wykonywaniu obowiązków.

Zatrzymani to szeregowi policjanci sekcji prewencji. Stanowią jednak ważną część 55-osobowego komisariatu w Swarzędzu. W ich miejsce komendant miejski oddeleguje policjantów z innych komisariatów.


Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

<><><><><><><><><><>

Krakowski policjant z dwoma promilami

PAP 2010-07-24, ostatnia aktualizacja 2010-07-24 19:24:28.0

Dwa promile alkoholu miał w organizmie policjant z Krakowa,

który w sobotę w miejscowości Skorczów (Świętokrzyskie)

uczestniczył w kolizji.

I choć w sobotę przypada święto policji,

koledzy nie byli dla niego pobłażliwi...

Jak powiedział PAP rzecznik świętokrzyskiej policji

Zbigniew Pedrycz, kierujący renault funkcjonariusz

prawdopodobnie wymusił pierwszeństwo

i dlatego jego auto zderzyło się z toyotą.

Na szczęście nikt nie ucierpiał.

28-letni mężczyzna służył w policji od dwóch lat.

Jest zatrudniony w jednym z krakowskich komisariatów.

Za kierowanie pojazdem pod wpływem alkoholu

grozi mu kara do dwóch lat pozbawienia wolności

oraz utrata prawa jazdy.



Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


<><><><><><><><><><>

29 członków "gangu policjantów" przed sądem

mil, PAP 2010-06-25, ostatnia aktualizacja 2010

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Policja V RP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group