Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna o przestępcach w policyjnych mundurach
Policyjny Serwis Informacyjny
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kadry i zwyczaje IV RP

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Kadry IV RP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 10:36, 11 Kwi 2006    Temat postu: Kadry i zwyczaje IV RP

Idzie nowe ...
stare jedzie .

Dwie spółki dla doradcy premiera .

Katarzyna Włodkowska,
Gdańsk 10-04-2006, ostatnia aktualizacja 09-04-2006 20:57

Jacek Tarnowski, szef gabinetu politycznego premiera, w ciągu półtora miesiąca od objęcia funkcji zasiadł w radach nadzorczych dwóch państwowych spółek. - Sytuacja moralnie mnie niepokoi - mówi Tarnowski. - Premierowi się jednak nie odmawia.Jako szef gabinetu Tarnowski zarabia 7100 zł brutto. Do tego dochodzi 2050 zł dodatku funkcyjnego. Ten 42-letni polityk przed objęciem stanowiska był honorowym konsulem Francji w Trójmieście i prezesem spółki Pomorski Fundusz Pożyczkowy. Jest ekonomistą. U premiera, w przeciwieństwie do swoich poprzedników w rządzie SLD - Lecha Nikolskiego i Aleksandry Jakubowskiej - nie ma rangi ministra, ale "nie cierpi" z tego powodu. - Płaca wszystkich doradców jest nieadekwatna do wykonywanej pracy - ocenia Tarnowski. - Każdy z nas, gdyby zrezygnował teraz ze służby na rzecz państwa, znalazłby bez problemu zatrudnienie w renomowanej firmie. I to za dwu-trzykrotnie większe pieniądze. Jackowi Tarnowskiemu rekompensuje to po części zasiadanie w radach nadzorczych spółek skarbu państwa. Stanowisko w gabinecie Kazimierza Marcinkiewicza objął 12 grudnia ub.r. W niespełna dwa tygodnie później jako reprezentant skarbu państwa został oddelegowany do rady nadzorczej Agencji Rozwoju Przemysłu SA. Było to w chwili, gdy Ministerstwo Skarbu wymieniało radę ARP. Po miesiącu zmiany zostały dokonane również w Grupie Lotos SA. W nowej radzie tej firmy też znalazło się miejsce dla Tarnowskiego. Za zasiadanie w obydwu szef gabinetu politycznego dostaje łącznie 5 tys. zł brutto. Łącznie z wynagrodzeniem z kancelarii Tarnowski zarabia więc 14 150 zł miesięcznie brutto.- Nie przyszedłem do kancelarii dla pieniędzy - podkreśla szef doradców premiera. - Tak naprawdę muszę dokładać do życia w Warszawie. Gdy otrzymałem propozycję wejścia do rad nadzorczych, sam miałem wątpliwości, szczególnie natury prawnej.- Wszystko jest w porządku - zapewnia Piotr Rostkowski z biura rzecznika Ministerstwa Skarbu Państwa. - Szef gabinetu nie jest członkiem służby cywilnej, więc może zasiadać w radach nadzorczych. - Pozostał jeszcze pewien niepokój moralny - przyznaje Tarnowski. - Ale po pierwsze, premierowi się nie odmawia. Po drugie, nie łamię prawa. Proszę pamiętać, że nie jestem tam dla przyjemności. To niesamowity wysiłek. Kilkanaście godzin miesięcznie ciężko pracuję dla tych spółek.Jacek Tarnowski nie chciał rozmawiać o przedwyborczych obietnicach PiS dotyczących odpolitycznienia spółek z udziałem skarbu państwa. - Komentarza w tej sprawie nie będzie - ucina. Odpolitycznienie spółek było jednym ze sztandarowych haseł PiS w kampanii. - Nie będzie żadnych synekur - mówił Kazimierz Marcinkiewicz, gdy został premierem. - Przygotowaliśmy regulamin nadzoru. Są w nim dokładne procedury wyłaniania zarządów i rad nadzorczych. Postępowania konkursowe będą jawne. Każdy będzie mógł wystartować.- Będę robił wszystko, żeby trafiali tam (do spółek) ludzie przygotowani merytorycznie, spoza układów biznesowych. Będą to naukowcy, profesorowie, znawcy rynków finansowych - zapewniał jeszcze dwa miesiące temu Jarosław Kaczyński, szef PiS. - PiS upycha swoich ludzi tak, jak robił to SLD - mówi Wojciech Wierzejski, wiceprezes LPR. - To ten sam sposób myślenia. Nie ma mowy o odpolitycznieniu. Za obsadzanie stanowisk swoimi ludźmi najbardziej krytykowany był SLD. - Gdzie ci profesorowie? - pyta przewodniczący Sojuszu Wojciech Olejniczak. - W spółkach nie miało być polityków ani urzędników służb specjalnych. Tymczasem tylko w zarządzie PKN Orlen mamy wiceszefa UOP Krzysztofa Szwedowskiego, a w Lotosie i ARP najbliższego współpracownika premiera. Chciałbym poznać kompetencje pana Tarnowskiego do pracy w Lotosie i ARP. - Z bardzo wieloma rzeczami, którymi się teraz zajmuję, nie miałem wcześniej do czynienia - przyznaje Jacek Tarnowski. - Moja praca, szefa biura politycznego premiera, dotyka jednak każdej dziedziny życia.

ŹRÓDŁO:
Katarzyna Włodkowska, Gdańsk

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Jak można zarobić w Pomeranii, czyli sposób na ustawę kominową .

Marek Sterlingow, Marek Wąs,
Gdańsk 15-04-2006, ostatnia aktualizacja 14-04-2006 20:05

Działająca w Gdańsku samorządowa Agencja Rozwoju Pomorza i jej spółka córka Pomerania od lat są przechowalnią polityków prawicy. Jeden z nich - prezes Pomeranii Maciej Łopiński, dziś rzecznik prezydenta RP, jako jednoosobowa firma zawarł z kierowaną przez siebie spółką umowę na usługi zarządzania Główna działalność Agencji Rozwoju Pomorza to dystrybucja funduszy unijnych. Pomerania zarządza kilkudziesięcioma nieruchomościami samorządu województwa pomorskiego.Maciej Łopiński kierował Pomeranią w latach 2002-2005. Gdy został ministrem, w grudniu ub.r., w oświadczeniu majątkowym napisał, że jako prezes zarobił w ub.r. 58 tys. zł. Krótko przed objęciem funkcji prezesa Łopiński zarejestrował w urzędzie miasta działalność gospodarczą: firmę Doza. Jako Doza podpisał z Pomeranią umowę o "świadczeniu usług zarządzania". Za te usługi spółka zapłaciła mu w 2005 r. trzy razy tyle co za prezesowanie - czyli 168 tys. zł.Minister wpisał tę kwotę w oświadczeniu majątkowym jako dochód z "działalności wykonywanej osobiście". Jan Kozłowski (PO), marszałek województwa pomorskiego, zapewnił, że ani on, ani sejmik nic nie słyszeli o Dozie.- Moralna ocena tej sytuacji jest oczywiście negatywna, co do oceny prawnej natychmiast zażądam opinii - zapewnił Kozłowski.Kozłowski zażądał od Pomeranii umów z Dozą. Prawnik samorządowej spółki odmówił, dowodząc, że zarobki byłego prezesa nie są informacją publiczną. Mogłaby je ujawnić tylko osoba zainteresowana, czyli Łopiński.Minister przerwał rozmowę natychmiast, gdy dowiedział się, że interesują nas jego płace w Pomeranii. Zapytaliśmy go więc na piśmie o jego wynagrodzenie i jak się ono miało do ustawy kominowej. Odpowiedział, że dochody osiągnięte na podstawie umowy "z 18 lutego 2003 r. zawartej pomiędzy GZ Pomerania SA w Gdańsku a Maciejem Łopińskim prowadzącym działalność gospodarczą jako osobą fizyczną polegającej na świadczeniu usług w zakresie zarządzania nie podlegały regulacjom z wskazanej ustawy" i podał podstawę prawną.- Gdyby wszyscy prezesi spółek publicznych skorzystali z opowiedzianego przez was "patentu", to całą ustawę można by wyrzucić do kosza - mówi Krzysztof Tchórzewski, poseł PiS, w czasach AWS pomysłodawca ustawy kominowej. Nie powiedzieliśmy mu, o kim piszemy.- Każdy prezes publicznej spółki mógłby zwiększać swoje zarobki, zawierając dodatkowe umowy z samym sobą. Jeśli ktoś wymyślił sposób na obejście ustawy kominowej, to ja natychmiast po waszej publikacji wniosę poprawkę do tej ustawy - deklaruje Tchórzewski, poseł PiS. Kontrolę nad Pomeranią sprawował od 2002 r. prezes ARP Andrzej Liberadzki - decydował m.in. o składzie rady nadzorczej. Liberadzki już rok temu odmówił "Gazecie" ujawnienia zarobków Łopińskiego w Pomeranii, zasłonił się tajemnicą handlową. W tym tygodniu nie znalazł czasu na rozmowę z nami.Liberadzki i Łopiński w latach '80 byli dziennikarzami podziemnej "Solidarności", wspólnie napisali wtedy najlepszą chyba książkę o tych czasach "Konspira". Potem - od 1991 roku - obaj pracowali w Prasie Bałtyckiej: Łopiński jako wiceprezes tej spółki, Liberadzki jako redaktor naczelny wydawanego przez nią "Dziennika Bałtyckiego". Obaj odeszli w wyniku konfliktu z właścicielem, niemiecką spółką Passauer Neue Presse o artykuły o rzekomych kontaktach Aleksandra Kwaśniewskiego z rosyjskim szpiegiem Ałganowem.Za rządów Buzka Liberadzki był doradcą premiera. Wiceprezesem agencji jest Przemysław Marchlewicz (PiS), były wicemarszałek województwa pomorskiego. W radzie nadzorczej Pomeranii wciąż zasiada natomiast Jacek Rybicki, były szef rady politycznej AWS. ŹRÓDŁO:
Marek Sterlingow, Marek Wąs, Gdańsk

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Podwyższone standardy władzy :

Praskie księstwo PiS .

Dominika Dziobkowska, Jan Fusiecki
18-04-2006, ostatnia aktualizacja 18-04-2006 00:10

W Warszawie na mieszkania komunalne czekają latami tysiące ludzi.
Są jednak działacze partyjni, którzy potrafią to załatwić dla siebie
i rodziny w ekspresowym tempie. Także działacze PiS Kiedy obecna żona burmistrza warszawskiej dzielnicy Praga Północ i szefowa komitetu PiS na sąsiednim Targówku Edyta Sosnowska starała się o mieszkanie komunalne, nazywała się jeszcze Edyta Grzywacz. W urzędowych pismach przedstawiła się jako osoba młoda i samotna, bez mieszkania. Poprosiła urząd na Pradze Północ o komunalne lokum. Jej przyszły mąż Robert Sosnowski, wówczas radny AWS, był szefem komisji mieszkaniowej na Pradze Północ. Wiosną 1999 r. przyszła żona Sosnowskiego dostała pozytywną opinię komisji, którą kierował. W czerwcu tamtego roku wzięli ślub.Skierowanie umożliwiające objęcie 58-metrowego lokalu przy Łochowskiej nosi datę 28 lipca 1999 r. Pani Edyta podpisuje je panieńskim nazwiskiem. Dyskretnie przemilcza to, że biorąc ślub z Robertem Sosnowskim zmieniła nazwisko.To ważna okoliczność, bo podczas przydziału lokali komunalnych bierze się pod uwagę majątek całej rodziny: dochody i liczbę metrów przypadających na osobę w lokalu. Ul. Łochowska najwyraźniej nie przypadła państwu Sosnowskim do gustu. Ale 58-metrowe lokum przy tej ulicy warte jest dziś, jak szacują agenci nieruchomości z Emmerson Nieruchomości, ok. 145 tys. zł, wtedy pewnie mniej. Już rok później małżonkowie wyszukują mieszkanie spółdzielcze na Bródnie i się zamieniają. Transakcję przyklepuje Arkadiusz Urban, dyrektor Pragi Północ z ramienia AWS. Mieszkanie spółdzielcze dużo łatwiej sprzedać niż komunalne i małżonkowie Sosnowscy lądują w bloku przy ul. Korsaka, w pobliżu Dworca Wschodniego. W rozmowie z "Gazetą" burmistrz Sosnowski - członek Rady Krajowej PiS i koleżeńskiego sądu dyscyplinarnego partii - nie chce podać miejsca zameldowania swojej żony. Zapewne dlatego, że zajmowała się tym lokalna "Nowa Gazeta Praska".Edyta Sosnowska, jako radna Targówka musiała zadeklarować, że mieszka na terenie tej dzielnicy.- Podała adres Jerzego Raczyńskiego, starszego o pokolenie szefa klubu PiS w Radzie Targówka. Ten pan mieszka w niewielkim mieszkaniu. Niemożliwe, żeby młoda mężatka, która niedawno urodziła dziecko, mieszkała razem z nim - mówi Sylwia Góralska, niezależna, była wiceprzewodnicząca rady Targówka. Jeśli wyszłoby na jaw, że Edyta Sosnowska mieszka poza Targówkiem, musiałaby oddać mandat radnej. A tego najwyraźniej nie chce. A państwo Sosnowscy idą w zaparte. Choć wszyscy wiedzą, że mieszkają z dzieckiem na Pradze Północ, a nie na Targówku. - Tak, burmistrz mieszka z żoną i dzieckiem w środkowej klatce - mówią mieszkańcy domu przy ul. Korsaka na Pradze Północ.Pani Edyta działa w komisjach spółdzielni, do której należy praski blok. Ale jej zdaniem to również nic nie dowodzi. - Z tego, że jestem członkiem spółdzielni RSM Praga, nie można wysuwać wniosku, gdzie mieszkam - pisze do "Gazety". Metraże przez rozwód Wśród radnych komisji mieszkaniowej, która przydzielała lokal żonie burmistrza Sosnowskiego, odnajdujemy Barbarę Leoniak, radną PiS, od lat działającą w komisji mieszkaniowej. Jak się okazuje, sama skorzystała z przychylności urzędu. Wraz z mężem i dwójką dzieci mieszkała przy ul. Stalowej w 65-metrowym mieszkaniu. Gdy doszło do rozwodu, państwo Leoniakowie dostali aż dwa pełnowartościowe mieszkania. Na Targową wprowadził się pan Janusz Leoniak. Żona dostała dwa pokoje w okolicach pl. Hallera, czyli tam, gdzie ceny mieszkań są na Pradze Północ najwyższe. To znacznie lepsza lokalizacja niż Stalowa. - Tych państwa potraktowano wyjątkowo. Z reguły po rozwodzie mężczyźnie daje się jakiś skromny pokój. Nigdy z powodu rozwodu nie daje się dwóch tak dobrych mieszkań - mówią urzędnicy z Pragi Północ. Inne zdanie na ten temat ma radna Leoniak. - Rozwodziłam się z mężem. To jak mieliśmy mieszkać - razem? - pyta retorycznie. Oprócz korzystnych transakcji mieszkaniowych radna znalazła także pracę w swojej dzielnicy - w Ośrodku Pomocy Społecznej na Pradze Północ. Wcześniej była tam koordynatorem ds. wolontariatu. W 2004 r. awansowała na p.o. kierownika świadczeń rodzinnych.Jak ustaliliśmy, na stanowisko nie było konkursu. Rocznie w OPS radna Leoniak zarabia ponad 80 tys. zł. Czym się zajmuje? - Jak to, czym? Wydaję decyzje o świadczeniach rodzinnych i alimentacyjnych - mówi zniecierpliwiona.Mieszkanie załatwiane "na bezdomnego" Prawą ręką burmistrza Sosnowskiego jest Kazimierz Konopko, obecnie wiceburmistrz Pragi Północ. Mieszkanie z praskiego urzędu miał dostać jego studiujący syn Jakub. Kolejki do mieszkań komunalnych są długie (tylko na Pradze Północ czeka ok. 500 rodzin). Dlatego syn wiceburmistrza postanowił zawalczyć o lokal jako bezdomny. Został wymeldowany od matki i jako biedny, bez żadnego lokum stanął w komunalnej kolejce.W listopadzie 2004 r. złożył wniosek o przydział mieszkania. Już cztery miesiące później znalazł się na liście osób wyznaczonych do przydziału komunalnego lokum. Było to tempo jak na warszawskie warunki niespotykane. Gdy opozycja zawiadomiła o tym prokuraturę Jakub Konopko zrezygnował ze starania o mieszkanie.Co o tym sądzą burmistrzowie Pragi Północ? - Nie czułem się z tym komfortowo. Ale sprawa jest zamknięta: syn ostatecznie zrezygnował ze starań o mieszkanie. Zachował się honorowo i elegancko - mówi Kazimierz Konopko.Jak to możliwe, że syn wiceburmistrza starał się o mieszkanie w urzędzie swojego ojca i to w taki sposób? - Kazimierz Konopko jest uczciwy: nie wyrzucił swojego syna pod most - chwali swojego zastępcę Robert Sosnowski. I dodaje z emfazą: Konopko jest w stanie pomóc swojemu synowi bez zasądzonego wyroku o prawach alimentacyjnych! (państwo Konopko są po rozwodzie).Rzeczywiście. Kazimierz Konopko miał z czego łożyć na syna. Na początku kadencji Robert Sosnowski zrobił go p.o. naczelnika sekretariatu zarządu dzielnicy. Ponieważ Konopko nie miał wyższego wykształcenia, burmistrz nie mógł przyznać mu wysokiej pensji. Ale znalazł na to sposób. Dawał mu umowy-zlecenia na kwoty wyższe od miesięcznych dochodów. Dzięki temu w 2004 r. Kazimierz Konopko zarobił w urzędzie przeszło 130 tys. zł i znalazł się w grupie najlepiej opłacanych urzędników w Warszawie. Na dokumenty umów zleceń natknęli się kontrolerzy ratusza. Dopatrzyli się znamion przestępstwa i przekazali sprawę do prokuratury.Burmistrzowie nie poczuwają się do winy. Ich zdaniem za niekorzystnymi wynikami kontroli stoi intryga polityczna. - Jeden z kontrolerów jest związany z Platformą Obywatelską - mówi Kazimierz Konopko.Jest przekonany, że pieniądze z umów-zleceń mu się należały. Pracował bowiem intensywnie nad wdrożeniem w stolicy normy ISO. Dlaczego nie mógł tego robić, jak sugerują kontrolerzy, w ramach swojej pensji? Burmistrzowie odpowiadają pytaniem na pytanie: „A wy w »Gazecie « nie macie prac na umowy-zlecenia?”. Niechętnie też mówią na temat samochodu daewoo nubira, który burmistrz Sosnowski dał do dyspozycji Konopce, w czasach gdy był p.o. naczelnika sekretariatu. W innych urzędach służbowe auta przysługują tylko burmistrzom.- Po prostu mieliśmy trzy samochody i tylko dwóch kierowców - mówi Robert Sosnowski.- Ale po co w ogóle trzeci samochód? - pytamy. - Służy do przemieszczania się z punktu A do punktu B - wyłuszcza Robert Sosnowski.- Nie lepiej byłoby go np. sprzedać na przetargu? - Miałby cenę złomu - twierdzi Sosnowski.Świetna pensja dla partyjnego seniora Dużym zainteresowaniem cieszy się dzielnicowy Zakład Gospodarowania Nieruchomościami. Pracuje tu m.in. radny PiS Kazimierz Baranowski (PiS). Ma 68 lat. Prócz diety radnego (od 1,5 tys. do 2 tys. zł miesięcznie) i emerytury ma jeszcze inne dochody. Jako starszy specjalista w ZGN miesięcznie na niepełnym etacie zarabia ponad 7 tys. zł.Jak dostał tak intratną posadę? - Jako radny byłem w otoczeniu urzędu. Chciałem dorobić, więc pytałem tu i ówdzie, czy nie mają czegoś dla mnie - tłumaczy Baranowski. Ustaliliśmy, że ZGN na to stanowisko nie ogłosił konkursu. - To wyczerpująca praca. Do mnie należy ocena techniczna, czy wymienić okna w domach komunalnych - wyjaśnia Baranowski.Szybka kariera sprzątaczki z PiS Radna PiS Danuta Mrozowska była działaczką Porozumienia Centrum. Dziś pracuje w Ośrodku Pomocy Społecznej. Przez wiele lat pracowała tam jako sprzątaczka. Sprzedawała też słodycze w szkolnym bufecie.Karierę w lokalnej polityce zaczęła w 2002 r., gdy została dzielnicową radną. Rok później niespodziewanie awansowała na kierownika Klubu Złotego Wieku w OPS. Radna PiS została kierownikiem, chociaż nie miała obowiązkowego wyższego wykształcenia. Aby to stanowisko dostać, musiała zacząć studia. Teraz zgłębia socjologię w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Za rok nauki płaci ponad 5 tys. zł. Połowę finansuje miasto.Dlaczego sprzątaczka została kierownikiem klubu seniora, a na to stanowisko nie ogłoszono żadnego konkursu? Dlaczego zatrudniono osobę, która nie miała pedagogicznego doświadczenia? - No, do tego nie potrzeba mieć specjalnych kwalifikacji. Do klubu przychodzą starsi ludzie. Włączamy im telewizję, przynosimy gazety, i tyle. Nie ma co wydziwiać - tłumaczy Mrozowska. A czy są jakieś inne zajęcia? - dopytujemy. - Nie rozumiem, wcześniej nie było i teraz też ich nie ma - ucina rozmowę radna PiS.Burmistrz o kompetencjach radnych zatrudnionych w miejskich urzędach rozmawiać nie chce. - To ludzie najlepiej przygotowani, bo zostali wybrani przez mieszkańców. A ci zawsze stawiają na osoby najlepiej przygotowane merytorycznie - ucina temat.Komisja rewizyjna Pragi Północ, w której jest opozycja, kontroluje zarząd dzielnicy i czasem coś wytknie. Nic jednak z tego nie wynika, bo PiS ma większość w Radzie i zawsze przegłosuje, że wszystko jest w porządku. Nieprawidłowości doszukało się w końcu biuro kontroli ratusza, gdzie też rządzą ludzie PiS. Uznało, że burmistrz wbrew prawu dawał swojemu koledze umowy-zlecenia na kwotę rocznie sięgającą 100 tys. zł. Sprawa trafiła do prokuratury.- Nic więcej nie możemy zrobić. Burmistrz pochodzi z wyboru radnych. Tylko oni mogą go rozliczyć - mówi Marek Trosiński, szef kontrolerów ratusza. Koło się zamyka.

Dominika Dziobkowska, Jan Fusiecki

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Małżeństwo działaczy PiS wzięło mieszkanie z patriotyzmu?

Dominika Dziobkowska, Jan Fusiecki
19-04-2006, ostatnia aktualizacja 18-04-2006 21:03

Praskie księstwo PiS - cd.

Po naszym artykule o mieszkaniowych interesach działaczy PiS na warszawskiej Pradze Północ burmistrz tej dzielnicy Robert Sosnowski (PiS) przypomniał sobie, gdzie mieszka. Przy okazji oskarżył "Gazetę" o kłamstwo i manipulację.We wczorajszej "Gazecie" opisaliśmy praktyki praskich działaczy PiS. Jedną z bohaterek tekstu była Edyta Sosnowska, żona burmistrza Pragi Północ i szefowa PiS na sąsiednim Targówku. Ustaliliśmy, że załatwiła sobie w 1999 r. komunalne lokum na Pradze. Gdy starała się o lokal, komisji mieszkaniowej szefował jej mąż, wówczas radny AWS.Choć mieszkanie na Pradze dostała już po ślubie z Robertem Sosnowskim, pod przydziałem podpisała się panieńskim nazwiskiem. To ważna okoliczność, bo przy podziale gminnych mieszkań bierze się pod uwagę dochody i metraż przypadające na osobę w rodzinie.Podczas rozmowy z "Gazetą" burmistrz Sosnowski nie chciał nic na ten temat mówić. Nie pamiętał, gdzie mieszka, nie wiedział, gdzie mieszka jego żona. Choć majątki samorządowców powinny być jawne, nie mógł sobie przypomnieć, jakie ma nieruchomości.Wczoraj burmistrz zorganizował konferencję prasową. Przyznał, że żona dostała od gminy mieszkanie - tzw. promesę tuż przed ślubem, a umowę najmu już po zawarciu związku małżeńskiego. - Żona dostała lokal nic niewart, nadający się do remontu - mówił burmistrz Sosnowski.Ceny mieszkań w Warszawie są najwyższe w kraju. A mieszkania komunalne praktycznie nieosiągalne. Tysiące ludzi czeka na nie latami w komunalnej kolejce.Burmistrz Sosnowski upiera się jednak, że objęcie lokalu komunalnego było dobrodziejstwem dla miasta i wyrazem "lokalnego patriotyzmu".- "Wyborcza" wraz z obniżeniem ceny poszła na tanią sensację, nie szczędząc kłamstw i manipulacji - mówił Robert Sosnowski.- Jeśli doniesienia "Gazety" się potwierdzą, radni PiS w tej dzielnicy odwołają pana Sosnowskiego - zapewnia Wojciech Dąbrowski, szef warszawskiego PiS. Nie wiadomo jednak, kto i kiedy ma badać tę sprawę.Burmistrz Sosnowski zapowiedział, że poprosi radę, aby oceniła kierowany przez niego zarząd, głosując podczas najbliższej sesji wotum zaufania. Najpewniej wygra, bo PiS dominuje w radzie dzielnicy. A - jak pisaliśmy - większość radnych partii Kaczyńskich na Pradze ma atrakcyjne posady w miejskich urzędach lub dostała mieszkania komunalne na terenie dzielnicy. Teraz murem stoi za burmistrzem.

ŹRÓDŁO:
Dominika Dziobkowska, Jan Fusiecki

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Luksusowe samochody Struzika .

Włodzimierz Pawłowski
11-04-2006, ostatnia aktualizacja 11-04-2006 08:48

Do czwartej już w tej kadencji limuzyny przymierza się marszałek Mazowsza, który codziennie podróżuje do Warszawy z Płocka. W ten sposób zajeździł trzy poprzednie samochodyJako marszałek Senatu objechał pół świata, dowodząc, że kocha ekskluzywne podróże na koszt podatników. Dziś jako marszałek województwa Adam Struzik do oporu wojażuje po Mazowszu. Jego samochody świadczą o kondycji naszego regionu. Gdy z początkiem 2002 r. Adam Struzik przejmował tu ster, musiał się zadowolić daewoo leganzą. Już po kilku miesiącach wojażowania trzyletnią leganzę trzeba było sprzedać z powodu "poważnego wyeksploatowania". Marszałek i dwóch jego zastępców przesiedli się do grafitowych nissanów primera. Te padły po niespełna dwóch latach. Na początku 2004 r.marszałek Struzik przesiadł się do skody superb. Za kilka dni okaże się, czym jeździć będzie w końcówce tej kadencji. Urząd marszałkowski poszukuje bowiem dostawcy trzech nowych limuzyn.Coraz dalej, coraz drożej Marszałek Struzik bije licznik codziennymi dojazdami z Płocka. Skoro nie może już wyskoczyć do Chin, Argentyny czy RPA, przynajmniej tak daje upust swojej pasji. Przez ostatni rok marszałkowi i jego urzędnikom udało się ustanowić nowy rekord. - W sumie przejechali 1,5 mln km - wyliczył Ireneusz Tondera (SLD), lider opozycji w sejmiku. - To gruba przesada. Szczególnie, że rozjazdy służbowymi samochodami to przywilej wymuszony prawem kaduka - dodaje radny lewicy.Przejechać 1,5 mln km to tyle, co 40 razy okrążyć Ziemię albo pięciokrotnie pokonać drogę na Księżyc. Mobilność mazowieckich urzędników jest znana od lat. Z roku na rok liczniki ich 15 służbowych samochodów biją coraz szybciej. Plany na ten rok są jeszcze ambitniejsze. Urząd marszałkowski ogłosił właśnie przetarg na dostawę 40 tys. litrów oleju napędowego, 46 tys. litrów benzyny 95-oktanowej i 17 tys. litrów 98-oktanowej. Z taką ilością paliwa da się pokonać nawet 2 mln km.Koszty tej podróżniczej pasji niepokojąco rosną. W zeszłym roku na paliwo wydano 400 tys. zł, na części samochodowe 135 tys. zł, na kupno nowych aut - 793 tys., na ich ubezpieczenie - prawie 200 tys., na parkingi - 59 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć koszt zatrudnienia kilkunastu kierowców.A mógłby nocować w Warszawie Marszałek Struzik i dojeżdżający z Ostrołęki wicemarszałek Janusz Kotowski (PiS) pokonują codziennie po kilkaset kilometrów. Nic dziwnego, że rocznie przejeżdżają po blisko 80 tys. km. Opozycja nawołuje, żeby się opamiętali. Zwłaszcza że urząd dysponuje własnymi hotelikami na Żoliborzu i Bielanach. Tam mogliby nocować urzędnicy spoza Warszawy.- Obywatel ma prawo robić wszystko, czego mu nie zabrania prawo. Natomiast urzędnicy, szczególnie ci wyższej rangi mają prawo tylko do tego, na co prawo pozwala. Niestety, w kwestii samochodowych przywilejów Mazowsze wciąż nie dorobiło się stosownego regulaminu - ubolewa radny Włodzimierz Nieporęt.

Włodzimierz Pawłowski

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Podwyższone standardy zaplecza władzy :
Czego się nie robi w trosce o głodne dzieci ?

Redemptoryści budują luksusowy dom zakonny .
Grzegorz Jankowski 20-04-2006, ostatnia aktualizacja 20-04-2006 12:25

Redemptoryści budują w nadmorskich Rowach luksusowy ośrodek wypoczynkowy. Oficjalnie ma to być dom zakonny, ale oprócz kaplicy w środku ma się znajdować sto komfortowych pokoi, gabinet odnowy z sauną, masażem i salą fitness. Na dachu przewidziano taras z ogrodem zimowym, na którym mają rosnąć drzewa.Cała budowa owiana jest tajemnicą. Mimo że budynek powstaje zaledwie 200 metrów od morza, w najbardziej atrakcyjnej części wsi, na jej temat nie byli nam w stanie nic powiedzieć ani sołtys Rowów, ani wójt gminy Ustka. Rozmowy odmówił też szef słupskiej firmy Oskarbud, która jest wykonawcą budowy. W słupskim starostwie o inwestycji mówi się tylko nieoficjalnie. - Słyszałem, że to przedsięwzięcie ojca Rydzyka - powiedział "Gazecie" jeden z wysoko postawionych urzędników starostwa. - Ale o tej sprawie rozmawia się tylko na korytarzach. Słyszałem nawet, że ojciec Rydzyk zamierza przenieść do Rowów część infrastruktury Radia Maryja. Nikt tak naprawdę w starostwie nie wie, co tam się dzieje. Mógłby to zbadać nadzór budowlany, ale czterej inspektorzy, którzy tu pracują, nie są w stanie skontrolować każdej budowy. Siłą rzeczy ograniczają się do miejsc, gdzie jest duże prawdopodobieństwo nieprawidłowości. W przypadku domu ojców redemptorystów żadnych takich sygnałów nie było. Budynek powstaje na miejscu dawnego, niewielkiego domu zakonnego redemptorystów. Stary dom został zburzony, a po dokupieniu ziemi na jego miejscu powstaje budowla o powierzchni użytkowej 4,5 tysiąca metrów kwadratowych, której koszt szacowany jest na 15 milionów złotych. Na czterech kondygnacjach ma się znajdować 100 pokoi z łazienkami, gabinet odnowy z sauną, hydromasażem, salą fitness i łaźnią. Na dachu ma powstać tzw. zielony taras. Pracujący na budowie robotnicy zastanawiają się, czy będzie tam lądowisko dla helikopterów, ponieważ ojcowie redemptoryści nakazali w tym miejscu wzmocnienie stropów. - Na zielonym tarasie ma się znajdować ogród zimowy - rozwiewa wątpliwości jeden z projektantów budowy Witold Syrek. - Strop w tym miejscu musi być wzmocniony, bo inaczej nie wytrzymałby naporu ton ziemi i drzew, które mają tam rosnąć. Podobny ogród widziałem na tarasie luksusowego apartamentowca w Monachium.Budowę nadzoruje bezpośrednio ekonom redemptorystów ojciec Janusz Sok. Roboty budowlane nie przebiegają w sposób planowy i równie nieregularne są wypłaty dla zatrudnionych tam budowlańców. Jeden z majstrów skarżył się, że od dłuższego czasu nie może wyegzekwować pieniędzy od zakonników. - Wypłatę mieliśmy dostać po zakończeniu pewnego etapu robót. Prace się opóźniły, bo w ich trakcie ojcowie zażyczyli sobie podwyższenia budynku. Jeszcze przed Wielkanocą mówiłem do ojca Janusza Soka, że ja i siedmiu moich ludzi nie mamy za co żyć, a co dopiero wyprawić święta - mówi majster. - "Nie życzę sobie, żeby pan ze mną rozmawiał w ten sposób" - usłyszałem w odpowiedzi, a pieniędzy nie ma do tej pory.Niestety, nikt w warszawskiej prowincji redemptorystów nie chciał z nami o tej sprawie rozmawiać. Zakonnik, który w zarządzie prowincji odebrał telefon, poradził nam, byśmy pytania przesłali za pośrednictwem poczty mailowej. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy.

Grzegorz Jankowski

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Stracił stanowisko, bo nie posłuchał PiS .

Piotr Burda, Adam Wajrak

28-04-2006, ostatnia aktualizacja 28-04-2006 09:55

Dyrektor Świętokrzyskiego Parku Narodowego stracił stanowisko, bo nie chciał nielegalnie przekazać zakonowi Oblatów budynku muzeum przyrodniczego. A na tym akurat bardzo zależało przewodniczącemu klubu parlamentarnego PiS Przemysławowi Gosiewskiemu.Żeby wyjaśnić, jak to się stało, że wybrany w zeszłym roku w konkursie z najwyższą liczbą punktów dyrektor Świętokrzyskiego Parku Narodowego Bogdan Hajduk stracił 20 kwietnia stanowisko, trzeba się cofnąć aż do XVII w.Wtedy to jako zachodnie skrzydło klasztoru Benedyktynów na Świętym Krzyżu powstaje budynek obecnego muzeum przyrodniczego. Bryła budynku jest ciężka i ponura, choć widok z okien jest niezwykły: Św. Krzyż znajduje na szczycie Łysej Góry i w pogodne mroźne dni widać Tatry, a nawet przy kiepskiej pogodzie wspaniałą puszczę. Powstały jeszcze przed wojną rezerwat chronił słynną puszczę jodłową. To również dla puszczy powstał tu w 1950 r Świętokrzyski Park Narodowy.Zakon rozwiązali już Austriacy po rozbiorach. Kościół utracił zabudowania w 1819 r. na mocy dekretu prymasa działającego na podstawie bulli papieża Piusa VII. Od połowy XIX w. władze Królestwa zakładają w nim coś w rodzaju zakładu poprawczego lub więzienia dla księży. Potem carat urządza tu więzienie karne.W 1936 r. na Święty Krzyż przybywają o. oblaci. Obejmują część byłego klasztoru Benedyktynów.Natomiast budynek obecnego muzeum i przyległy do niego szpitalik pozostają nadal więzieniem. Siedział w nim m.in. Stiepan Bandera i znany pisarz Sergiusz Piasecki.Powięzienne budynki przejął w 1961 r. park narodowy. Od początku lat 90. starają się o ich przejęcie o. oblaci, którzy chcieliby zrobić tam dom pielgrzyma.Gosiewski i powstanie Ich wniosek rozpatrzyła w 2002 r. Komisja Majątkowa, w której skład wchodzą przedstawiciele MSWiA oraz Kościoła. Uznała, że zakon nie ma podstaw, by żądać zwrotu budynków.Oblaci nie rezygnują. Gdyby dyrektor parku stwierdził, że budynki nie są mu potrzebne, mogliby łatwo je przejąć.Ten odmówił. - W budynku byłego więzienia znajduje się muzeum, a edukacja należy do statutowych zadań parku. Nie mam możliwości przeniesienia muzeum w inne miejsce. Poza tym, jak się wytłumaczę z utraty budynku wartego około 12 mln zł? - tłumaczy nam dziś były już dyrektor Hajduk.Zakonnicy liczą na wsparcie częstego gościa w ich klasztorze Przemysława Gosiewskiego, kieleckiego posła PiS. Jeszcze przed wyborami Gosiewski zwraca się do ówczesnego ministra środowiska Tomasza Podgajniaka o znalezienie możliwości przejęcia budynków. Minister takiej możliwości nie widzi i przypomina historię budynków.Gosiewski napisał do ministra: "Nieprawdziwym jest twierdzenie, że klasztor został przekazany Skarbowi Królestwa Polskiego w drugiej połowie XIX w. Nastąpiło to wskutek represji władz carskich za pomoc udzieloną powstańcom podczas powstania styczniowego".Dyrekcja Parku: - Wszystkie nasze informacje zostały poparte kopiami dokumentów i opracowań naukowych ludzi, którzy są historykami.Gosiewski po wyborach przestaje się bawić w historyczne dywagacje. Jak donosi 7 stycznia lokalna gazeta "Echo Dnia", zapowiada: - Zrobimy wszystko, by całość klasztoru znalazła się w rękach misjonarzy oblatów.Zakonników odwiedził na początku lutego premier Kazimierz Marcinkiewicz. Nie znalazł czasu na rozmowę z dyrekcją parku.W związku z licznymi interwencjami posłów i duchowieństwa Poza budynkiem muzeum zakonnicy interesują się szpitalikiem. Latem ub. roku roku wystąpili o wydzierżawienie obiektu na 20 lat.Park przychyla się i zwraca się do ministra Podgajniaka o zgodę. Resort się zgadza, ale do ustalenia dzierżawcy ma dojść w drodze przetargu.Na dzień przed jego rozstrzygnięciem nowy minister środowiska Jan Szyszko pisze do parku o bezpłatne przekazanie szpitalika oblatom "w związku z licznymi interwencjami poselskimi oraz duchowieństwa".Dyrekcja odpisuje, że nie wstrzyma przetargu, bo inaczej nie może oddać majątku skarbu państwa. Przetarg zostaje w końcu unieważniony ze względów formalnych przez wojewodę świętokrzyskiego.W lutym tego roku o. oblaci znów zwracają się o przekazanie szpitalika na cele sakralne. Dyrektor opiniuje wniosek negatywnie i 14 kwietnia ogłasza nowy przetarg.20 kwietnia minister Jan Szyszko wręcza dyrektorowi Hajdukowi odwołanie. Nie podaje przyczyn.- To skandal, bo wobec dyrektora nigdy nie było żadnych merytorycznych zarzutów - mówi prof. Marek Jóźwiak, przewodniczący Rady Naukowo-Społecznej Parku.Ale minister nie musi się tłumaczyć. Takie prawo daje mu znowelizowana w 2004 r. ustawa o ochronie przyrody. Nie trzeba też tak jak kiedyś pytać o opinię Państwową Radę Ochrony Przyrody.- Te przepisy zostały stworzone przez SLD, by pozbywać się niepokornych dyrektorów, i z tego teraz korzysta PiS - mówi anonimowo jeden z dyrektorów parku narodowego.Zapytaliśmy resort o powody odwołania dyr. Hajduka. Rzecznik resortu Sławomir Mazurek przesłał nam odpowiedź: "Minister odwołał Bogdana Hajduka zgodnie z ustawą o ochronie przyrody i kodeksem pracy. Podejmując tę decyzję, nie podlegał żadnym naciskom. Celem działalności resortu jest zapewnienie ochrony zasobów przyrodniczych zgodnie z koncepcją zrównoważonego rozwoju".

ŹRÓDŁO:
Piotr Burda, Adam Wajrak

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Kadry IV RP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin