Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna o przestępcach w policyjnych mundurach
Policyjny Serwis Informacyjny
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kadry IV RP

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Kadry IV RP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 14:48, 25 Mar 2006    Temat postu: Kadry IV RP

Kadry IV RP

Paweł : [link widoczny dla zalogowanych] ; [link widoczny dla zalogowanych] 06-03-2006 19:03

[link widoczny dla zalogowanych]

KADRY IV RP

Czyli idzie nowe ...
stare jedzie .
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Nowe kadry PiS: Strażnik z PRL w IV RP Roman Daszczyński, Krzysztof Wójcik, Gdańsk 06-03-2006, ostatnia aktualizacja 05-03-2006 20:37 Nowy szef więziennictwa i jego przeszłość. W stanie wojennym szef gdańskiego aresztu, gdzie doszło do krwawej pacyfikację buntu więźniów politycznych. W wolnej Polsce przyjaciel biskupów. Henryk Biegalski decyzją ministra sprawiedliwości został właśnie szefem Centralnego Zarządu Służby WięziennejLipiec 1982 r. Dzięki podsłuchom i więziennej agenturze SB dowiedziała się, że w gdańskim areszcie ma dojść do głodówki "politycznych". Postawiono na rozwiązanie siłowe. Naczelnik aresztu Henryk Biegalski wysłał do uspokajania więźniów trzystu funkcjonariuszy Służby Więziennej uzbrojonych w pałki i tarcze. Opornych wyciągali z cel, żądali, by jedli przygotowany posiłek. Odmowa oznaczała bezwzględne bicie. - To była krwawa jatka - mówi funkcjonariusz, który uczestniczył w tamtej akcji. - Krew bryzgała na podłogi i ściany. Wszystko przez to, że znalazło się kilku nadgorliwych funkcjonariuszy i zabrakło kogoś mądrego, kto by ich powstrzymał. Rannych ściągano na dół do łaźni i po obmyciu trafiali do ambulatorium. W całym areszcie było słychać krzyki bitych. Dziś Biegalski mówi nam, że było to uzasadnione przeciwdziałanie "zakłócenia porządku w zakładzie". Sprawa była poważna nawet jak na stan wojenny - śledztwo wszczęła Prokuratura Marynarki Wojennej w Gdyni. W 1983 r. je umorzyła ze względu na rozbieżności w wyjaśnieniach funkcjonariuszy. Decyzję o umorzeniu podważyła jednak Naczelna Prokuratura Wojskowa - i śledztwo kontynuowano. Ostatecznie sprawa zakończyła się niczym, bo podejrzanych funkcjonariuszy objęto amnestią. W 1986 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku w procesie cywilnym przyznał odszkodowanie jednemu z najciężej pobitych. Przy okazji stwierdzono m.in., że fałszowano więzienną dokumentację lekarską pobitych - na papierze ich obrażenia były dużo lżejsze niż w rzeczywistości.- Nie czuję się odpowiedzialny za tamtą sytuację, nie uczestniczyłem w tym osobiście - mówi "Gazecie" płk Biegalski. - Nie potrafię powiedzieć, dlaczego tak się stało, to były trudne czasy, dziś łatwo oceniać .Wszystko zrzuca na podwładnych. - Winę ponosili konkretni ludzie oddelegowani do wykonania zadania. To doświadczenie uświadomiło mi, jak ważny jest odpowiedni dobór kadr - mówi.Naczelnik stawia na Kościół Biegalskiego przyjęto do więziennictwa w 1969 r., po studiach prawniczych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. I od tego czasu do końca lat 80. był członkiem PZPR. Od marca 1982 r. należał do Komisji Bezpieczeństwa i Ładu Publicznego KW PZPR w Gdańsku. Zasiadali w niej głównie przedstawiciele wojska, milicji, wymiaru sprawiedliwości. Cieszyli się całkowitym zaufaniem władz partyjnych. Doradzali m.in. w poprawie skuteczności zwalczania opozycji politycznej oraz "doskonaleniu polityki karnej i systemu wykonywania kar". Komisja istniała przez kilka pierwszych miesięcy stanu wojennego. - Nie przypominam sobie, żebym należał do tego gremium - zapewnia nas pułkownik. - To był widocznie jakiś drobny epizod, na pewno nie uczestniczyłem w tym aktywnie.W końcówce PRL Biegalski awansuje na zastępcę dyrektora okręgu gdańskiego służby więziennej. Na początku lat 90. podjął bliską współpracę w Kościołem. W gdańskim areszcie powstała pierwsza kaplica w kraju. Gdańscy pracownicy więziennictwa wzięli udział w zorganizowanej przez ks. Henryka Jankowskiego mszy świętej, która była symbolicznym pojednaniem tej służby ze społeczeństwem.Henryk Biegalski stał się częstym gościem imprez okolicznościowych na plebanii ks. Jankowskiego i u Lecha Wałęsy. Mieszkającego w Gdyni krewnego Wałęsów przyjął nawet do pracy w areszcie. - Wiele osób zwraca się do mnie o pomoc, również politycy - przyznaje. - Nie odmawiam, jeśli jest to w zgodzie z obowiązującymi przepisami. Tego chłopaka mogłem przyjąć, więc przyjąłem.Na początku lat 90. Biegalski zorganizował na terenie aresztu w Gdańsku zjazd biskupów z okolicznych diecezji. - Gościliśmy biskupów diecezji elbląskiej, pelplińskiej, warmińsko-mazurskiej i oczywiście arcybiskupa gdańskiego Tadeusza Gocłowskiego. Zapoznali się ze specyfiką i potrzebami naszej pracy - opowiada.Abp Gocłowski od 15 lat przyjeżdża do gdańskiego aresztu na spotkanie opłatkowe. Biegalski jeździ do głowy gdańskiego Kościoła z życzeniami imieninowymi.Wieloletni kapelan gdańskiego aresztu ks. Roman Zrój, uważa dziś, że przyczynił się do uwiarygodnienia i awansu człowieka, który na to nie zasługuje. - To karierowicz, który jest niezmiennie miły i dobry dla ludzi reprezentujących władzę - mówi ks. Zrój. - Ceni tych podwładnych, którzy są mu ulegli. Niepokornych niszczy fałszywymi oskarżeniami. Natomiast zwierzchnikom mówi to, co chcą usłyszeć.- Mam wielu wrogów i niestety ksiądz Zrój do nich należy - komentuje Biegalski. - Musiał odejść z aresztu, bo utrzymywał kontakty z rodzinami skazanych, a to niedopuszczalne. Ja trzymam się przepisów i nie toleruję ich łamania, a to niektórych boli.ŹRÓDŁO:
Profesjonalista z przeszłością ministra nie zraża Rok 1989 był dla Biegalskiego szczególnie trudny. Świeżo upieczeni parlamentarzyści przy okazji wizyt w zakładach penitencjarnych mówili o planowanej amnestii. W końcu jednak amnestii nie było - przez więzienia przeszła fala buntów. Biegalski właśnie został p.o. szefa okręgu więziennictwa w Szczecinie. Nie znając podwładnych i specyfiki podległych mu placówek, musiał stawić czoło buntom w Nowogardzie i Goleniowie.- W Goleniowie więźniowie podpalili pawilon dla trzystu osadzonych - mówi Biegalski. - Było bardzo groźnie, musieli uciekać na dach, ale udało się opanować sytuację i uniknąć ofiar. Przełożeni uznali, że się sprawdziłem.Po pół roku wrócił do Gdańska na dyrektora okręgu pomorskiego. Stanowisko zajmował aż do teraz.Jeden z jego najbliższych współpracowników Marek Szostek zrobił karierę w warszawskiej centrali i otrzymał stopień generała. Teraz będzie zastępcą Biegalskiego.Być może to Szostek miał wpływ na to, że w lutym minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zainteresował się kandydaturą Biegalskiego.Były dwa spotkania z ministrem w Warszawie. Już w czasie pierwszej, sondażowej rozmowy Biegalski wyjawił, co myśli o braku miejsca w polskich więzieniach.- Powiedziałem, że przy niewielkim nakładzie środków można wygospodarować w zakładach karnych kilka tysięcy nowych miejsc - opowiada. - I jak zareagował minister?- Z wyraźną aprobatą.26 lutego Biegalski odebrał nominację na szefa Centralnego Zarządu Służby Więziennej, a dzień później pojawił się na konferencji prasowej u boku ministra. Ziobro ogłosił, że wkrótce w polskich więzieniach przybędzie osiem-dziewięć tysięcy miejsc.- Minister Ziobro zna pańską przeszłość?- Zapewne tak, widział przecież moją teczkę personalną - odpowiada Biegalski. - Widocznie mu to nie przeszkadza, w ogóle nie było tego tematu.Dla Gazety Paweł Moczydłowskireformatora i szef służby więziennej w latach 90. Biegalski był sprawnym administratorem zakładów karnych w okręgu gdańskim, ale nie poradzi sobie w skali kraju. Jest nieprawdopodobnie dyspozycyjny i zrobi wszystko, by zadowolić zwierzchników. Więcej miejsca w więzieniach można pozyskać tylko przez dobudowanie trzeciego piętra łóżek i wsunięcie sienników pod najniższe łóżko. Więzienia są już koszmarnie przepełnione i takie pomysły sprowokują bunt na skalę krajową. Aż trudno mi uwierzyć, że Ziobro świadomie daje się wsadzić na tego konia.ŹRÓDŁO:
Roman Daszczyński, Krzysztof Wójcik, Gdańsk

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Ścigała opozycję, pracuje u Ziobro
Bogdan Wróblewski 18-02-2006, ostatnia aktualizacja 18-02-2006 10:08
Krystyna Bartnik, prokurator ze zwalczającego opozycję osławionego "zespołu prok. Bardonowej", negatywnie zweryfikowana w 1990 r., została awansowana przez nową ekipę do Ministerstwa Sprawiedliwości.- Pamiętam ją doskonale - opowiada Wacław Holewiński, dawny współpracownik KOR-u, w stanie wojennym szef podziemnego "Przedświtu".- W 1984 r. zatrzymała mnie milicja. W samochodzie miałem 20 książek, może też jakieś matryce. Zawieźli mnie do "mostowa" (Pałacu Mostowskich, wówczas siedziby MO i SB). Pani Bartnik przy otwartych drzwiach wypytywała się jakiegoś esbeka, co ma ze mną zrobić. Dostałem trzy miesiące sankcji [czyli aresztu]. Moją rodzinę, która próbowała przekazać mi jakąś paczkę, uzyskać widzenie, traktowała gorzej niż psa. O ile wiem, była od Bardonowej. Po latach, w 1995 r., gdy sam robiłem prokuratorską aplikację, trafiłem na nią w wydziale sądowym. Proszę sobie wyobrazić, że stawała m.in. w sprawach o odszkodowania dla dawnej opozycji - nie kryje oburzenia Holewiński. Dodaje, że opisał tę historię w 1996 r. w "Gazecie Polskiej". - Miałem nadzieję, że mnie pozwie do sądu. Reakcji nie było - dodaje.Symbol dyspozycyjności Wiesława Bardonowa była naczelnikiem wydziału śledztw prokuratury wojewódzkiej w Warszawie w latach 80., jedną z najczarniejszych postaci prokuratury tamtych lat. Ona i grupa podległych jej prokuratorów zajmowała się sprawami politycznymi, w pełni wykonując ówczesne partyjne dyrektywy. Bardonowa to symbol.Henryk Wujec: - Symbol aparatu represji, w stu procentach dyspozycyjna. Najlepiej pamiętam ją ze sprawy aresztowania drukarzy Narożaniaka i Sapełły z grudnia 1980 r., którzy drukowali tajną instrukcję dla prokuratorów - jak zwalczać "Solidarność". To ona, łamiąc wszelkie zasady praworządności, weszła do siedziby regionu Mazowsze.Czym był jej zespół? - To osoby w ówczesnym wydziale śledztw używane w sprawach o charakterze politycznym, instrumentalnie traktujące prawo - wyjaśnia Aleksander Herzog, przed stanem wojennym przewodniczący prokuratorskiej "Solidarności", w 1990 r. szef komisji weryfikującej prokuratorów, którzy wyróżnili się w zwalczaniu opozycji. - Pani Bartnik należała do grupy naczelnik Bardonowej. Weryfikacji nie przeszła. Powołana została na nowo do prokuratury za ministra Bentkowskiego - przypomina sobie Aleksander Herzog.Tak samo prok. Bartnik kojarzy też Stefan Śnieżko, w 1990 r. zastępca prokuratora generalnego.Gdy zapytaliśmy Stefana Śnieżkę, jak przyjmuje ściągnięcie prok. Bartnik przez nowe kierownictwo resortu sprawiedliwości, zareagował śmiechem: - Ha, ha, a to mnie pan rozbawił.Przerwał i dodał poważnie: - No cóż poradzić.Sekretarka przełącza rozmowę Przeszłość nie pomagała latami prok. Bartnik. Tkwiła, jak ustaliliśmy, w wydziale sądowym prokuratury okręgowej. Teraz oddelegowana została do pracy w ministerstwie. Zapotrzebowanie złożył departament kadr ministerstwa. - Zatrudniona jest w departamencie orzeczeń i probacji - informuje prok. Julita Sobczyk z ministerstwa. Ten departament podlega ministrowi Andrzejowi Kryżemu. Znali się też z sądu odwoławczego, gdzie min. Kryże pracował wcześniej kilka lat.Czy to on stoi za awansowaniem prok. Bartnik, nie udało nam się wczoraj ustalić. Dyrektor departamentu kadr Leszek Drwęski nie znalazł dla "Gazety" czasu, po kilku telefonach poprosił o pytania faksem. Przełożonych pani prokurator - dyrektorów Marka Motuka i Karola Dałka - nie było w ministerstwie. Sekretarka poinformowała nas, że szefów zastępuje... prok. Krystyna Bartnik.Gazeta: Cieszę się, że w zastępstwie dyrektorów przełączono mnie do Pani? Od jak dawna pracuje Pani w ministerstwie? Krystyna Bartnik: Nie udzielam informacji na ten temat.Zajmuje się Pani ofiarami przestępstw, jak słyszałem. - Nic mi o tym nie wiadomo, przynajmniej na razie.A czym się Pani zajmuje? - Nie udzielam odpowiedzi na ten temat. Proszę pana, jestem prokuratorem.Właśnie o prokuratorską przeszłość chciałem Panią zapytać, jest pani wychowanką słynnej prokurator Bardonowej. - O, widzę, że jest pan dobrze poinformowany. Dziękuję za rozmowę. Żegnam.Minister prosi o nazwisko Kto stoi za awansem prokurator Bartnik, w latach 80. pracującej w "zespole Bardonowej"? - zapytaliśmy ministra Zbigniewa Ziobro. - Nie znam człowieka - zareagował. - Nic mi na ten temat nie wiadomo. Proszę powtórzyć nazwisko.ŹRÓDŁO:
Bogdan Wróblewski

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Wsadzał opozycjonistów do paki.

Taki cytacik o Kryże z Trybuny:
Nie patyczkował się z ówczesnymi działaczami tzw. opozycji demokratycznej.
Na przykład skazał obecnego posła PO Bronisława Komorowskiego i kilku innych demonstrantów na więzienie za udział w demonstracji patriotycznej przed Grobem Nieznanego Żołnierza.
Były prawicowy opozycjonista, Andrzej Czuma, wspominając
proces z 1980 r., powiedział:
„Kryże nie sądził, ale dopasowywał fakty do z góry przyjętego scenariusza” („Życie Warszawy” z 11.12.2001 r.).
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Prezydentowi pasuje sędzia z wypadkiem es 12-01-2006, ostatnia aktualizacja 12-01-2006 00:20 Kontrowersyjna nominacja. Prezydent Lech Kaczyński na swojego przedstawiciela w Krajowej Radzie Sądownictwa powołał sędzię, która ma wyrok dyscyplinarny za spowodowanie wypadku. Nie odpowiadała karnie . Sędzia Ewa Stryczyńska wypadek spowodowała w Poznaniu we wrześniu 2001 r. Była wtedy dyrektorem departamentu kadr i szkolenia w Ministerstwie Sprawiedliwości. Wymuszając pierwszeństwo, najechała na samochód, którym jechało kilka osób. Najbardziej poszkodowana kobieta musiała przejść operację składania złamanego obojczyka. Prokuratura chciała postawić sędzi zarzut spowodowania wypadku, ale sędziowski sąd dyscyplinarny nie uchylił jej immunitetu. Ukarał ją za to napomnieniem.Sprawę opisały "Rzeczpospolita" i "Super Express". Z tej okazji Krajowa Rada Sądownictwa i rzecznik prezydenta zorganizowali wczoraj konferencje prasowe.W KRS wystąpiła sędzia Stryczyńska. Dziennikarze pytali, dlaczego sama nie zrezygnowała z immunitetu i nie odpowiadała karnie. - Obowiązujące w Polsce prawo o ustroju sądów powszechnych nie przewiduje takiej możliwości - odpowiedziała. Naciskana przyznała jednak, że prawo pozwala sędziemu poprosić sąd dyscyplinarny o uchylenie immunitetu i że ona z tej możliwości nie skorzystała. - Postanowiłam zostawić to do uznania sądu dyscyplinarnego - tłumaczyła. - Ofiarom wypadku wyraziłam głęboki żal, przeprosiłam, upewniłam się, czy są objęci opieką zdrowotną. Nie byli zainteresowani niczym poza przeprosinami - podkreśliła.- Taksówkarz, którego samochód został uszkodzony, przez pół roku nie mógł pracować, bo nie mógł uzyskać odszkodowania, skoro formalnie nie ustalono sprawcy wypadku - mówili dziennikarze. - Nic o tym nie wiem, myślę, że ubezpieczyciel wywiązał się ze swoich obowiązków - odpowiedziała sędzia.Co zdecydowało, że prezydent Kaczyński nominował ją do KRS, która stoi na straży niezawisłości sędziowskiej i ma strzec poziomu etycznego i zawodowego sędziów? - Myślę, że ocena moich kompetencji. Jestem sędzią od 13 lat. A w ministerstwie byłam w zespole, który decydował o pozbawieniu uposażeń emerytalnych sędziów, którzy orzekali w organach stalinowskiej represji - odpowiedziała.Z kolei na swojej konferencji rzecznik prezydenta Maciej Łopiński oświadczył, że prezydent Kaczyński wiedział o wszystkim od sędzi Stryczyńskiej i nie uznał tego za przeszkodę: - Pani sędzia była trzeźwa, kontaktowała się z główną poszkodowaną osobiście i telefonicznie. Pani sędzia nie unikała odpowiedzialności. Została ukarana dyscyplinarnie, co pociąga za sobą obniżenie wynagrodzenia o bodaj 7 proc.- Jakie zalety pani sędzi zdecydowały, że prezydent ją nominował? - zapytaliśmy. - Prezydent poznał panią sędzię, gdy był ministrem sprawiedliwości, i ocenia ją jako doskonałego fachowca. Krytycznie wypowiadała się o środowisku sędziowskim, co w tym środowisku nie jest częste - wyjaśnił Łopiński.Czy prezydent nie obawia się, że nominacja będzie dla sędziów zachętą, żeby zasłaniali się immunitetem przed odpowiedzialnością karną? - zapytaliśmy.Łopiński odpowiedział: - Zawsze mogą być różne interpretacje.Ewa Stryczyńska zaczęła od karierę od sądu pracy w 1992 r. W 1998 r. została delegowana do Ministerstwa Sprawiedliwości. Ściągnęła ją tam minister Hanna Suchocka, z którą znały się prywatnie. Po roku awansowała na dyrektora departamentu kadr i szkolenia. Odeszła w czerwcu 2002 r., za Barbary Piwnik, niedługo po wypadku. Teraz jest sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie. Jest tam wizytatorem, czyli osobą, która ocenia innych sędziów. Sama sądzi, ale w ograniczonym wymiarze.ŹRÓDŁO:
es

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Ilość dziwnych nominacji , dokonywanych przez
Ministra Sprawiedliwości ,
musi niepokoić , i skłaniać do zastanowienia .
Jest prawdopodobne , że UBekistan zdołał zainstalować agenturę w bezpośrednim otoczeniu Ministra .
Agentura podsuwa coraz weselsze pomysły na obsadę wysokich stanowisk .
Myślę , że Minister Wassermann , otoczeniem Ministra Ziobry , powinien zainteresować podległe sobie służby specjalne .
Jest możliwe , że w otoczeniu Minista Ziobry aktywnie działa jakiś Górak – bis .

Prezes Niezależnego Obywatelskiego Centrum
Badania i Monitoringu
Stopnia Zdeprawowania Demoralizacji i Patologii w Policji
Paweł Witkowski

TEL. 0 602 318 302 e-mail [link widoczny dla zalogowanych]
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
KADRY IV RP

Czyli idzie nowe ...
stare jedzie .
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Premier zapomniał go zwolnić
10 tys. zł miesięcznie. Tyle dostaje za powstrzymywanie się od pracy!
Sąd Najwyższy uznał go za kłamcę lustracyjnego. Ale Andrzej Chrzanowski nadal urzęduje w gabinecie dyrektora generalnego Urzędu Komunikacji Elektronicznej i bierze dyrektorską pensję. Czy premier o nim zapomniał?
To może zdarzyć się tylko w Polsce! Teoretycznie Andrzej Chrzanowski, jako były współpracownik Służby Bezpieczeństwa, przez 10 lat nie może pełnić funkcji publicznych.
W praktyce nadal siedzi w dyrektorskim fotelu, a sekretarka parzy mu pyszną kawę. Nie wolno mu się przemęczać, bo szef Służby Cywilnej Jan Pastwa wydał mu służbowe polecenie "powstrzymania się od wykonywania dotychczasowych obowiązków służbowych". Chrzanowski polecenia usłuchał i się "powstrzymuje" - urzędowe pisma podpisuje "dyrektor zastępujący" Mariusz Czyżak.
Premier śpi, dyrektor zarabia
- To jakaś paranoja - komentują pracownicy UKE. - Premier już dawno powinien odwołać Chrzanowskiego. Nie możemy pojąć, dlaczego tego nie robi.
- Premier i minister Pastwa znają sytuację - zapewnia Anna Streżyńska, p.o. prezesa UKE. - Tu nie ma niczego nienormalnego, procedury muszą trochę potrwać. Pan Chrzanowski zostanie w naszym urzędzie jako pracownik merytoryczny, oczywiście ze znacznie niższą pensją. Ile teraz zarabia? Nie mam pojęcia. Nigdy mnie to nie interesowało.
- Pensja dyrektora generalnego wynosi ok. 10 tys. zł. Zależy to od budżetu danego urzędu i stażu pracy - powiedziała nam Magdalena Budkus z Urzędu Służby Cywilnej.
Chrzanowski przyznał w rozmowie z "Super Expressem", że tyle zarabia.
Przedwczesne pożegnanie
3 lutego, dzień po ogłoszeniu wyroku, Chrzanowski pożegnał się ze współpracownikami. "Orzeczenie sądu jest niesprawiedliwe. W niewłaściwy sposób została oceniona próba werbunku, jaką podjęła wobec mnie Służba Bezpieczeństwa w 1978 r." - napisał w liście rozesłanym pocztą elektroniczną. - "Żałuję, że nie będę mógł dalej pracować z Państwem". Pożegnanie było przedwczesne, bo nikt nie miał zamiaru wyrzucać go z pracy.
- Umowę o pracę podpisał ze mną premier Leszek Miller - mówi Andrzej Chrzanowski. - Nie wykonuję już obowiązków dyrektora generalnego, choć taką mam umowę. Pani prezes powierzyła mi nadzorowanie restrukturyzacji urzędu.
Chrzanowski reprezentuje Polskę na forum międzynarodowym - zasiada w Europejskiej Grupie Regulatorów. To organ, który zrzesza takie urzędy jak UKE.
Zwerbowany przez SB
Chrzanowski mówi, że w Internecie opublikuje relacje ze swojego procesu lustracyjnego i odtajnione dokumenty.
- Byłem po I roku studiów, wróciłem z wakacji w Wielkiej Brytanii - wspomina. - SB postanowiła mnie zwerbować. Podpisałem jakiś dokument, ale nigdy nie przyjąłem żadnego wynagrodzenia. Niedawno dowiedziałem się, że było to zobowiązanie do współpracy z kontrwywiadem PRL. Oficer SB pisał relacje z rozmów ze mną. Nie było tam żadnych informacji, które mogłyby komukolwiek zaszkodzić.
Sądy trzech instancji nie miały jednak wątpliwości, że Chrzanowski jest kłamcą lustracyjnym. Wyrok jest prawomocny.
Andrzej Chrzanowski (48 l.)
Od marca 2003 roku dyrektor generalny UKE (dawny Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty). W latach 1990-99 był dyrektorem naczelnym i prezesem zarządu Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych. Odwołany po serii nietrafnych kontraktów. WSiP straciły na nich kilkanaście milionów złotych. 20 tys. zł zarobiła żona Chrzanowskiego za tłumaczenie książek dla dzieci, które się nie sprzedawały.

artykuł pochodzi z Super Expressu
Copyright Media Express
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Wniosek o uchylenie immunitetu posła Wójcika .
PAP 06-04-2006, ostatnia aktualizacja 06-04-2006 12:51
Jest wniosek o uchylenie immunitetu posła Samoobrony i byłego trenera piłkarskiej reprezentacji Polski Janusza Wójcika za prowadzenie auta pod wpływem alkoholu. Grozi za to do 2 lat więzienia.Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga otrzymała już wniosek Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga-Południe o wystąpienie do Sejmu o zgodę na pociągnięcie posła do odpowiedzialności karnej. "Po zbadaniu formalnym wniosku przekażemy go do Sejmu za pośrednictwem Prokuratora Generalnego" - powiedziała w czwartek rzeczniczka prokuratury okręgowej Renata Mazur. Dodała, że nastąpi to prawdopodobnie jeszcze przed Wielkanocą.W styczniową noc tego roku Wójcika zatrzymano w Warszawie, gdy jechał autem po torowisku tramwajowym. Straż miejska uniemożliwiła mu dalszą jazdę i wezwała policję, by skontrolowała, czy poseł jest w stanie nietrzeźwym. Wójcik najpierw odmówił badania alkomatem; ostatecznie po trzech godzinach zgodził się na to. Pierwsze badanie wykazało 1,48 promila alkoholu w wydychanym powietrzu, drugie - 1,30 promila.Był to pierwszy przypadek zastosowania nowych wytycznych komendanta głównego policji, które przewidują, że jeśli osoba z immunitetem nie zgodzi się na badanie alkomatem, policjanci mogą ją zatrzymać siłą i zawieźć na badania.Wójcik przyznawał, że na Balu Mistrzów Sportu wypił "zbyt dużą ilość szampana i wina". Poseł przeprosił wszystkich za to, co się stało. Klub Samoobrony ukarał go już karą finansową - ma przez 7 miesięcy przekazywać 2 tys. zł na domy dziecka. Szef Samoobrony Andrzej Lepper zapewniał, że Wójcik sam zrzeknie się immunitetu, jeśli prokuratura o to wystąpi.Za jazdę w stanie nietrzeźwym grozi kara do 2 lat więzienia oraz utrata prawa jazdy nawet na 10 lat.PAP

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Lepper: Morozowski powinien dostać w papę .
Dominik Uhlig
13-04-2006, ostatnia aktualizacja 13-04-2006 09:00

Są tacy dziennikarze, którym miłośnik boksu Andrzej Lepper chętnie by dołożył. Ale jest wicemarszałkiem Sejmu i kandydatem na wicepremiera. I dlatego domaga się tylko zmian w prawie prasowym.Szef Samoobrony zwołał wczoraj w Sejmie konferencję prasową w sprawie "medialnych prowokacji". Zdenerwował go program Andrzeja Morozowskiego i Tomasza Sekielskiego "Teraz My" w TVN, w którym wystąpił we wtorek wieczorem.- Ja jestem cierpliwy. Wytrzymałem tam i Andrzej Morozowski nie dostał w papę za przeproszeniem. A powinien! Ale ja na chamstwo nie odpowiadam chamstwem, tylko kulturą - mówił, zapowiadając, że Samoobrona zaproponuje nowelizację prawa prasowego: - Żeby takie pomówienia były rozpatrywane w ciągu 14 dni. Zapowiedział też powołanie komitetu obrony dobrego imienia partii.Co tak wzburzyło lidera Samoobrony?Lepper nie wiedział, że prowadzący zaproszą b. działaczy partii. Dopiero w studiu zobaczył wyłaniające się z ciemności twarze kolegów. Ci zarzucają liderom Samoobrony "przekręty" przy finansowaniu kampanii wyborczych.Kiedy lider Samoobrony się denerwuje, oblizuje usta i bezwiednie porusza podbródkiem. Widzowie wtorkowego programu mogli to znakomicie zobaczyć na prezentowanych przez TVN zbliżeniach.Pierwszy wystąpił Edward Eliasiewicz, rolnik z Zacywilek. Opowiedział, że wiceszef Samoobrony Stanisław Łyżwiński chciał od niego 40 tys. zł za drugie miejsce na liście w Piotrkowie w wyborach w 2001 r. Pieniądze miał przekazać "do ręki", ale Łyżwiński umowy nie dotrzymał - wstawił go na czwarte miejsce.Na potwierdzenie swoich słów Eliasiewicz przyprowadził do studia brata. - Jeśli tak było, to i panem, i panem Łyżwińskim powinna zająć prokuratura! - przerywał mu Lepper. Podważył wiarygodność świadka, bliskiego członka rodziny. Zapowiedział, że skieruje tę sprawę do prokuratury.Eliasiewicz nie rozumiał, dlaczego Lepper oskarża go o udział w korupcji: - Dałem przecież za drugie miejsce na liście - powtarzał.Drugi był Sławomir Izdebski, były senator Samoobrony, lider Ruchu Społecznego "Samoobrona", grupy działaczy skonfliktowanych z Lepperem. Mawia teraz, że gdyby nie b. senator Henryk Dzido, obrońca Leppera w licznych procesach, szef Samoobrony "dzierżyłby w ręku nie laskę marszałka Sejmu, ale swoją własną na więziennej pryczy". Dzido bronił Leppera m.in. przed oskarżeniami o wysypywanie zboża, blokowanie przejścia granicznego, pomawianie polityków. W programie TVN Izdebski powiedział, że wiceszef Samoobrony Krzysztof Filipek uzależnił jego start w wyborach do Senatu od wpłaty 50 tys. zł.- Pan był senatorem i dał pan łapówkę? - dopytywał Lepper.- To było wyłudzenie pieniędzy, panie marszałku. Ludzie mieli obiecane miejsca na listach! A ich nie dostali - odpowiadał Izdebski.Kolejny gość to Waldemar Borczyk, były poseł Samoobrony, za awantury po pijanemu wyrzucony z partii w 2004 r. Opowiedział, jak Łyżwiński wymagał od niego, by do europarlamentu wyszukiwał bogatych kandydatów na listy Samoobrony. I że kiedy odmówił, przestał być szefem rady wojewódzkiej. A na pierwszym miejscu listy znalazł się biznesmen Bogdan Golik (bohater skandalu ze zgwałceniem prostytutki w Brukseli).Lepper zaatakował dziennikarzy: - Jak możecie brać za autorytet człowieka, którego TVN pokazywał, jak jedzie po pijaku i siłuje się z policją?Ci przypomnieli, że nie tylko Borczyk zarzuca Samoobronie nielegalne finansowanie. - Czy nie powinien pan zrezygnować z bycia wicepremierem, póki sprawy się nie wyjaśnią? - dopytywał Morozowski. - A czy wy powinniście przestać prowadzić program, bo poseł Misztal (do niedawna w klubie Samoobrony) mówi, że mu płacicie, żeby do was przyszedł? - odpowiadał Lepper.Wczoraj na konferencji prasowej Łyżwiński zaprzeczył zarzutom byłych działaczy. Samoobrona chce, by sprawę wyjaśniła prokuratura.W oświadczeniu zarząd TVN przypomniał, że Lepper miał możliwość odpowiedzi na zarzuty już w czasie programu. „Osoba publiczna, a zwłaszcza wicemarszałek Sejmu, nie ma prawa mówić, że dziennikarz prowadzący program powinien był » dostać w papę «. TVN wzywa Andrzeja Leppera do przeproszenia dziennikarzy naszej stacji i wyraża nadzieję, że porzuci on język przemocy".• Waldemar Borczyk stanął wczoraj przed sądem w Łodzi za kolejną rozróbę. W sierpniu 2005 r. rozbił auto i nie zgodził się na badanie alkomatem. Zaatakował policjantów. Wczoraj w sądzie odmówił składania zeznań. Na korytarzu kopnął jednego z fotoreporterów.

ŹRÓDŁO:
Dominik Uhlig

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Kraj IAR, MZ /01:01 onet

Pracownik ministerstwa wyłudził mieszkanie .

"Rzeczpospolita": Szef gabinetu politycznego ministra sportu okłamał urzędników, żeby dostać mieszkanie komunalne w centrum stolicy. Sam mieszka w domu pod Warszawą.Marek Różycki jest harcmistrzem, w latach 80. zakładał Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej. Na stronach internetowych ZHR deklaruje, że mieszka 25 kilometrów pod Warszawą.Jak ustaliła gazeta, Różycki pod koniec lipca 2005 złożył w dzielnicy Wola wniosek o mieszkanie komunalne - takie, które samorząd przyznaje żyjącym w ciasnocie ubogim rodzinom. Na Woli czekają na nie 363 osoby. Wnioski opiniuje komisja mieszkaniowa, później Zarząd Dzielnicy. Wolą od czerwca ubiegłego roku kieruje Zdzisław Szpera z PiS. Rzeczpospolita" pisze, że Różycki w podaniu o przydział mieszkania nie wspomniał o domu pod Warszawą. Napisał, że z żoną i trojgiem dzieci mieszka u szwagierki na Woli.Rodzina Różyckich ekspresowo dostała miejsce na liście oczekujących, a w lutym dostała przydział wartego około 300 tysięcy złotych lokalu, razem z prawem pierwokupu za ułamek wartości. W tym samym czasie Różycki został szefem gabinetu politycznego ministra sportu.
Więcej na ten temat - w "Rzeczpospolitej".

Copyright 1996-2006 Grupa Onet.pl SA

28 . 04 . 2006 r.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paweł dnia Pią 13:21, 28 Kwi 2006, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł W.
Gość






PostWysłany: Pon 12:56, 03 Kwi 2006    Temat postu: Kadry IV RP

Misztal oskarża członków Samoobrony .
IAR, pi 03-04-2006, ostatnia aktualizacja 03-04-2006 12:39
Poseł Piotr Misztal oskarżył czołowych polityków Samoobrony o współpracę z Służbą Bezpieczeństwa PRL. Misztal, jeden z najbogatszych łodzian, zrezygnował ostatnio z członkostwa w ugrupowaniu Andrzeja Leppera. Dziś był gościem Radia Łódź, gdzie mówił o swoich byłych kolegach z SamoobronyPiotr Misztal powiedział, że współpracownikami SB byli Janusz Maksymiuk i Stanisław Łyżwiński. Poseł twierdzi, że rozmawiał o tym z reporterami - jak się wyraził- łódzkich i ogólnopolskich gazet. Mieli mu oni powiedzieć, że mają na to dowody.Były poseł Samoobrony nie wyobraża sobie, by Andrzej Lepper miał zostać wicepremierem. Jak stwierdził, "byłby to wstyd na skalę międzynarodową". Misztal zapowiadał, że w tym tygodniu ujawni "całą prawdę" o Lepperze. Zdaniem Misztala w Samoobronie dochodziło do wielu nadużyć związanych, między innymi, z wekslami, które podpisywali kandydaci na parlamentarzystów przed ostatnimi wyborami.40-letni Piotr Misztal jest właścicielem łódzkiej przesypowni cementu. W ostatnich wyborach parlamentarnych startował jako kandydat na posła z pierwszego miejsca łódzkiej listy Samoobrony. W marcu został wyrzucony. Władze partii tłumaczyły, że poseł kpił sobie z wymiaru sprawiedliwości i biednych ludzi. Parlamentarzysta zapewniał jednak, że z ugrupowania odszedł sam. Zamierza na razie pozostać posłem niezależnym.Andrzej Lepper zarzucił ostatnio służbom specjalnym i mediom prowadzenie kampanii przeciwko Samoobronie. "Gazeta Wyborcza" napisała, że poseł tej partii Zenon Wiśniewski wbrew przepisom brał pieniądze na kampanię wyborczą od biznesmenów.IAR, pi

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
.
Gość






PostWysłany: Pon 18:10, 03 Kwi 2006    Temat postu:

1.Wiceminister sprawiedliwości skazywał w stanie wojennym i stał na czele zespołu odpowiedzialnego za ściganie opozycjonistów.
2.Wiceminister MSWiA zamieszany w aferę przy budowie hali sportowej w Ostrołęce.
3.Doradca premiera ds. kobiet wyrzucona z pracy za wypłacanie sobie samej premii.
4.Wicemarszałek Sejmu i potencjalny wicepremier uwikłany w ponad 70 procesów, także za łamanie prawa innych obywateli do godności osobistej.
5.Prezydent skazany prawomocnym wyrokiem.
6.Minister MSWiA -rozbity służbowy samochód na wakacjach w Chorwacji, ponadto kłopoty ze związkiem poza małżeńskim. Ponadto ostatnio się przemeldował. Regulując swoje rodzinne sprawy, przeniósł się do Warszawy. Nadal jednak - bezprawnie - pobiera dodatek przysługujący posłom mieszkającym poza stolicą.
7.Na wysokie stanowisko w kancelarii prezydenta została powołana sędzina z wyrokiem.
8.Wiceminister sportu zalega od roku z czynszem za mieszkanie i nie reguluje go pomimo nakazu sądowego.
9.Minister sportu, w latach 1994-95 zdyskwalifikowany za doping.
10.Były minister skarbu powiązany z gangsterami, sprawa opiera się o pranie „brudnych” pieniędzy.
11.Niekompetentna była minister finansów, odkrywająca z dziecinna radością nowe prawa ekonomii z braku kadr zastąpiona człowiekiem PO.
12.Wybór do KRRiT p. Borysiuka (był strażnikiem "jedynie słusznej linii Roberta Kwiatkowskiego", przez lata prezesa TVP z ramienia SLD i jednego z czarnych bohaterów afery Rywina.) i do Komisji Sędziowskiej Jasińkiego który był w PZPR .
13.Szef oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa skazany za fałszerstwo.
14.Taxi Jurgiel- nieodwoływalny.
15.Minister skarbu jest starym aparatczykiem PZPR.
16.Prokurator ścigająca w PRL opozycję, pracuje w ekipie Ziobry.
17.Radny PiS z Kowar zablokował jedną z największych ekologicznych inwestycji w Polsce. 200 mln PLN dotacji z UE prawie spłynęło z g.....
18.Szef więziennictwa pacyfikował w latach 80.

A na koniec coś w stylu Pana Jacusia Kurskiego:
19.Ojciec wiceministra sprawiedliwości był sędzią, który skazywał Polaków w epoce stalinizmu na karę śmierci (czyli był tzw. "oprawcą stalinowskim").

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Były działacz PRON-u kandydatem PiS-u na wiceszefa Rady Miejskiej .

Dorota Steinhagen 20-04-2006, ostatnia aktualizacja 20-04-2006 20:29

Czesław Janiszewski, kandydat PiS-u na wiceprzewodniczącego częstochowskiej Rady Miasta, był w latach 80. członkiem regionalnych władz Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, popierającego stan wojennyZdaniem działaczy Prawa i Sprawiedliwości wybór Czesława Janiszewskiego ma być dla częstochowskiego prezydenta Tadeusza Wrony testem lojalności. Lider miejskiego PiS-u poseł Szymon Giżyński od zachowania Wrony i wspierającego go klubu radnych Wspólnota uzależnia poparcie dla obecnego prezydenta w wyborach samorządowych. Stanowisko wiceprzewodniczącego wakuje od stycznia, ale w programie poniedziałkowej sesji wyboru nowego nie ma. - Środowisko prezydenta Wrony unika tego tematu - ocenia Giżyński, zapewniając, że Janiszewski, szef miejskich władz Civitas Chrystiana, a wcześniej stowarzyszenia PAX, nadal jest kandydatem na to stanowisko.- I nie przeszkadza PiS-owi, że był w przeszłości prominentnym działaczem PRON-u? - pytamy posła.Przedstawiciel ugrupowania, które do wyborów szło z antykomunistycznymi hasłami, zamilkł na długą chwilę. Potem orzekł: - To ewidentnie skutek tego, że po wprowadzeniu stanu wojennego nie wystąpił z PAX-u. Nie wybielam go ani nie potępiam, choć przynależność do PRON-u, szczególnie aktywna, jest naganna. Z tego, co wiem, jako działacz PRON-u nigdy nie prowadził spektakularnej politycznej działalności, ani nie był żarliwym jego przedstawicielem. Za to od początku przemian po 1989 roku opowiadał się zawsze po słusznej stronie - uważa poseł Giżyński, który także był w PAX-ie, ale po 13 grudnia 1981 roku z niego wystąpił. Dziś Czesław Janiszewski jest osobą szanowaną, zapraszaną do ważnych, także współpracujących z Kościołem, gremiów.Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego powstał w stanie wojennym jako organizacja zrzeszająca członków PZPR, współpracujących z nią stronnictw - w tym PAX - oraz organizacji. Na jego czele stał Jan Dobraczyński - pisarz związany przed wojną ze środowiskami narodowymi, a po 1945 roku z odłamem działaczy katolickich współpracujących z władzą komunistyczną.- To była atrapa koalicji - wyjaśnia rolę PRON-u historyk prof. Andrzej Paczkowski, członek kolegium Instytutu Pamięci Narodowej. - Miała ułatwiać władzy legitymizację, pokazywać, że PZPR jest wprawdzie siłą wiodącą, ale u jej boku kroczą także inne ugrupowania i popierają jej politykę. Także wprowadzenie stanu wojennego.Czesław Janiszewski (formalnie członkiem PiS-u nie jest, ale złożył deklarację i ubiega się o członkostwo) był we władzach wojewódzkich PRON-u w Bielsku Białej. - Trafiłem tam z klucza, oddelegowany przez władze PAX-u jako przewodniczący wojewódzki tego stowarzyszenia - tłumaczy. - PAX-u się nie wypieram.Potem musiał opuścić Bielsko-Białą. Twierdzi, że była to kara za tworzenie "Solidarności" w PAX-ie. Pozwolono mu przenieść się do Częstochowy. W Archiwum Państwowym jest dokument, że jako członek częstochowskiej Rady Wojewódzkiej PRON został skierowany do pracy w komisji ds. rodziny. - Nie pamiętam działalności w częstochowskiej Radzie Wojewódzkiej - mówi. - To było ponad 20 lat temu.- Faktycznie, do władz wojewódzkich i regionalnych PRON-u delegowało kierownictwo poszczególnych stronnictw i stowarzyszeń - potwierdza dr Antoni Dudek, historyk i politolog, doradca prezesa IPN-u. - Można było próbować się od tego wymigać, ale nikt tego raczej nie robił. Ci ludzie uznawali, że to podnosi ich prestiż.Paweł Bromski, członek Zarządu Głównego PiS-u- Dla PiS-u, jak dla obiektywnych historyków, PRON był próbą legitymizowania poczynań junty wojskowej. Osoby, które były w jego władzach, powinny zostać precyzyjnie rozliczone ze swoich ówczesnych poczynań. W Częstochowie ktoś taki kandydował z naszej listy do samorządu? To musiał przed nami zataić ten fragment swojej przeszłości, bo inaczej nie dostałby przecież rekomendacji partii.

Dorota Steinhagen

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Kadry IV RP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin