Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna o przestępcach w policyjnych mundurach
Policyjny Serwis Informacyjny
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

TECZKA TECZKĘ KRYJE...

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Lustracja - eSBecki gang
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 17:23, 13 Sty 2007    Temat postu: TECZKA TECZKĘ KRYJE...

Numer 162 [13.6.2005]

Polityka

TECZKA TECZKĘ KRYJE...

Romuald Bury

W ostatnich dniach sensacja goni sensację.

Ledwie przebrzmiały (a właściwie - przycichły) spory o dziką lustrację o. Konrada Hejmy, dokonaną z nieznanych nam powodów przez prezesa IPN Leona Kieresa a już opinia publiczna dowiaduje się, że dotychczas rzucano nam jedynie blotki.

Prawdziwe asy mają zaś prawdziwe powody do ukrycia.


Komisje Sejmowe (szczególnie zaś ta ds. Orlenu) otrzymują, nie bez oporów, kolejne materiały z IPN, i dzięki temu mamy potwierdzenie, że nie zawsze to, co widzimy na powierzchni, jest istotą sprawy. Polska jest pokryta czerwoną pajęczyną agenturalnej sieci. Brak dekomunizacji i lustracji spowodował, że nie bardzo wiemy, kto jest kim i dla kogo pracował (lub nadal pracuje). Polacy mają jednak prawo do prawdy. Instytucje państwowe mają obowiązek stać nie na straży pseudotajemnic państwowych (bo przecież PRL formalnie już nie istnieje), lecz systematycznie badać przeszłość, w tym funkcjonowanie "Polski Ludowej" i zbrodnie, popełnione przez jej funkcjonariuszy. Fot. CIRGdy Aleksander Kwaśniewski za bardzo podskoczył prezydentowi Rosji, ten natychmiast raczył mu przypomnieć, gdzie jest jego miejsce w szeregu i nawiązał do starych, dobrych czasów komsomolskich... Kwaśniewski zrozumiał w lot, o co chodzi. Na uroczystościach 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej w Moskwie stał potulnie w odległym szeregu, wiedząc, gdzie jest jego miejsce. Co więcej, po powrocie do kraju usiłował nieudolnie i nerwowo przekonywać opinię publiczną, że było to bardzo dobre miejsce, z którego widział defiladę i słyszał okrzyki, wznoszone na cześć Putina.
Ostatnia dekada PRL to okres rządów gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Ten osobnik skupił w swych rękach ogromną władzę - kierował państwem i partią, miał pod sobą resorty siłowe, wprowadził stan wojenny a jednocześnie intensywnie przygotowywał swą ekipę do historycznej transformacji. W normalnych warunkach, po odzyskaniu przez społeczeństwo części podmiotowości i suwerenności, byłby osądzony i skazany. Ma przecież za co odpowiadać. Już sam fakt, że bezkrytycznie wykonywał moskiewskie polecenia i stał na czele państwa, które było i pozostawało zniewolone, o czymś świadczy. Był też zwierzchnikiem niesuwerennej armii i przez szereg lat głównym politrukiem wojskowym (kierował przecież Głównym Zarządem Politycznym ludowego WP). Jego pośpieszna, ale nadal tajemnicza kariera jest nie do wytłumaczenia bez sięgnięcia tam, gdzie (na razie) nie mamy dostępu - do "działu kadr" moskiewskiej centrali. Zatem sensacja ostatnich dni, że Jaruzelski mógł być agentem Informacji Wojskowej (pod pseudonimem "Wolski") aż taką sensacją nie jest, albowiem większość oficerów w tamtym okresie pracowała dla tej instytucji.Informacja nie była od informowaniaInformacja Wojskowa była odpowiednikiem wojskowych sowieckich służb specjalnych. Utworzono ją w 1943 roku wraz z armią Berlinga, jako polityczne narzędzie kontroli i represji wobec żołnierzy i oficerów. Przez pierwsze dwa lata jej funkcjonariuszami byli wyłącznie obywatele sowieccy. Pierwsze osoby narodowości polskiej pojawiły się tam dopiero latem 1945 roku, głównie jako tłumacze, kierowcy i protokolanci, czyli funkcjonariusze na bardzo podrzędnych stanowiskach i było ich zaledwie kilkunastu. Stalin wiedział, że Polakom, nawet komunistom, nie bardzo może ufać. Dlatego wycofywanych Sowietów zastępowały osoby pochodzenia żydowskiego. Takie nazwiska, jak: Jan Rutkowski, Stefan Kuhl, Anatol Fejgin, Aleksander Kokoszyn, Ignacy Krzemień czy Wincenty Klupiński (to była podstawowa kadra kierownicza IW) w wojsku budziły grozę, bo bezpieka wojskowa była bardziej straszna i krwawa, niż osławiona bezpieka "cywilna".Dziś wiemy o tych instytucjach i osobach w nich działających coraz mniej, ale w starszym pokoleniu, które przeżyło okres "ustanawiania i utrwalania władzy ludowej" same nazwy i nazwiska budzą uzasadniony lęk. O jej wyrafinowanych, niezwykle okrutnych metodach prowadzenia śledztw może świadczyć fakt, że więźniowie w tamtym okresie, mający możliwość porównań z "cywilną" bezpieką, uważali, że pobyt w tej ostatniej można jeszcze jakoś przeżyć. Co do IW wątpliwości natomiast nie mieli.IW nie została nigdy rozliczona, nawet powierzchownie. W 1957 roku zmieniono jej nazwę na Wojskową Służbę Wewnętrzną, zwolniono po cichu niektórych funkcjonariuszy, kilku stanęło przed sądami wojskowymi za zbrodnie (popełnione "wobec partii") i sprawę całkowicie wyciszono. Co ciekawe, po 1989 roku, gdy doszło do częściowej weryfikacji funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa (w wyniku której część z nich odeszła na sowite emerytury lub intratne posady państwowe), WSW całkowicie się przed czymś takim wybroniła. I tak jest do dziś.Wszechstronny agent?Jaruzelski, po ujawnieniu, że są jakieś dokumenty w IPN, które dotyczą jego osoby jako agenta IW zarejestrowanego pod ps. "Wolski" odmówił komentarzy i natychmiast zasłonił się niepamięcią, choć dotychczas epatował wszystkich faktem, ze w licznych polemikach i wystąpieniach publicznych potrafił bezbłędnie przywoływać daty, dokumenty i fakty na swoją obronę. W "obronie" ma zresztą spore osiągnięcia - w pierwszych powojennych latach bronił przecież "władzy ludowej", tocząc na Lubelszczyźnie ciężkie boje z podziemiem ukraińskim, a następnie polskim.Dokument IW z 1949 roku, o którym mowa, zawiera stwierdzenie, że Jeruzalski (tu w nazwisku jest błąd literowy, choć nie ma wątpliwości, o kogo faktycznie chodzi) "to dobry współpracownik, nadający się na rezydenta". Rezydentem zaś mógł być taki agent, który stał na czele autonomicznej sieci własnych tajnych informatorów, czyli była to osoba obdarzona szczególnym zaufaniem instytucji, która z natury rzeczy nie dowierzała nikomu. Tym razem tak skory w niektórych sprawach do publicznych wypowiedzi prezes IPN Leon Kieres odmówił wszelkich komentarzy. Nie wiemy, dlaczego zamilkł, skoro potrafi być złotousty...To jednak nie koniec sprawy - z ostatnio ujawnionych materiałów "bratniej" STASI ma wynikać, że kilka lat później Jaruzelskiego ponownie zwerbował na agenta IW Czesław Kiszczak. Historycy z IPN mówią, że to możliwe - po ustaniu współpracy czasami nawiązywano ją ponownie... W ten sposób koło się zamyka i część tajemnic - jak na przykład, dlaczego ci dwaj ludzie tak ściśle współpracowali ze sobą przez całe lata 80-te - da się wytłumaczyć.Kiszczak człowiekiem Michnika, czy odwrotnie?Czesław Kiszczak całe swe "wojskowe" życie związany był z Informacją Wojskową, następnie, po okresie stalinowskim, z Wojskową Służbą Wewnętrzną. Musiał być obdarzony szczególnym zaufaniem sowieckich towarzyszy, którzy bardzo pilnowali, aby do tego rodzaju służb nie przedostał się "wróg klasowy" czy choćby ktoś, kto mógłby o cokolwiek być podejrzewany. Kilka lat temu wyszły na jaw sprawy z okresu "błędów i wypaczeń", jak młody wówczas kpt. IW Czesław Kiszczak brutalnie przesłuchiwał więźniów politycznych. Można było o tym poczytać w prasie, ale nie w tej centralnej i tolerancyjnej. Dla opinii publicznej jest on bowiem "człowiekiem honoru", namaszczonym przez samego Michnika.Warto przypomnieć, że w 1989 roku, już po zmontowaniu "okrągłego stołu" Kiszczak został wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Pilnował tam ścisłego przestrzegania wcześniejszych ustaleń, aby nikomu po jego stronie z głowy włos nie spadł. Kto wie, może to właśnie on wymyślił "grubą kreskę"? To byłoby logiczne, Mazowiecki tylko wykonywał polecenia swego wicepremiera, który cały czas panował nad sytuacją. Kiszczak rzadko zabiera głos publicznie, ale jeśli to robi, daje się wyczuć w jego wypowiedziach zawoalowane przypominanie, że "okrągły stół" to było porozumienie, którego należy przestrzegać, i już. Kto wie o co chodzi, ten milczy, reszta zaś docieka, co też "człowiek honoru" chciał przez to powiedzieć.Gdy Michnik uparcie i bezsensownie broni Kiszczaka to trudno dociec, kto jest kim i kto jest czyj: czy Kiszczak jest człowiekiem Michnika, czy też jest odwrotnie. Może się wreszcie kiedyś tego dowiemy?"Teczki" są jak mocny klejCo to za czynnik, który mimo ogromnych zmian i rozpadu całego bloku sowieckiego, nadal tak ściśle trzyma ten układ? To teczki. Kto je ma i na kogo, widać już dziś gołym okiem. Pierwszy Rzecznik Interesu Publicznego, sędzia Bogusław Nizieński na zakończenie swej kadencji pod koniec ubiegłego roku powiedział, że w skali kraju jest kilkaset osób, zajmujących newralgiczne miejsca w strukturach władzy politycznej, które nie mogą być zlustrowane, albowiem brak jest ich "teczek". To zaś oznacza, że niekoniecznie zostały one zniszczone, mogły bowiem tylko zmienić dysponenta.Nie ma już ideologii, która spajała towarzyszy. Nie ma większości dawnych interesów i związków organizacyjnych. Wydawałoby się, ze rozpad układu powinien w takiej sytuacji nastąpić samoistnie. Ale tak się nie stało i nic tego nie zapowiada.Ponadto należy pamiętać, że teczki znacznie grubszego kalibru są w Moskwie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że kariery w PRL w najwyższych kręgach władzy toczyły się samoistnie. Niedawna wizyta gen. Jaruzelskiego w Moskwie i jego wypowiedzi z tym związane nie pozostawiają złudzeń, że coś jest na rzeczy. Gdy zaś Aleksander Kwaśniewski za bardzo podskoczył prezydentowi Rosji, ten natychmiast raczył mu przypomnieć, gdzie jest jego miejsce w szeregu i nawiązał do starych, dobrych czasów komsomolskich... Kwaśniewski zrozumiał w lot, o co chodzi. Na uroczystościach 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej w Moskwie stał potulnie w odległym szeregu, wiedząc, że o nic lepszego nie może się dopominać. Co więcej, po powrocie do kraju usiłował nieudolnie i nerwowo przekonywać opinię publiczną, że było to bardzo dobre miejsce, z którego widział defiladę i słyszał okrzyki, wznoszone na cześć Putina. Czego mógł chcieć więcej?** ** **Próba lustracji, podjęta przez rząd Jana Olszewskiego w czerwcu 1992 roku, miała umocowanie prawne i była prowadzona w sposób cywilizowany. Wtedy środowiska antylustracyjne i antydekomunizacyjne zjednoczyły się w obronie "teczek", rzucając wszystko na jedną kartę. I udało im się, na kilkanaście lat, zablokować te procesy. Dziś te problemy same wychodzą na wierzch, jak przysłowiowe trupy z szafy. Mamy więc lustrację naprawdę dziką i ślepą, nie ujętą w żadne ramy. Być może lepiej tak, niż wcale. Ale jest już odpowiedni grunt, aby powrócić do tego zagadnienia na forum parlamentu i zrobić to, co należy: udostępnić Polakom bardzo ważną część ich historii, aby mieć to już za sobą. Ten parlament nie jest do tego zdolny, ale od następnego należy tego uporczywie wymagać.










.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Lustracja - eSBecki gang Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin