Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna o przestępcach w policyjnych mundurach
Policyjny Serwis Informacyjny
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Prokuratorzy niezależni nawet od rozumu"

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Policja V RP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 14:42, 05 Kwi 2008    Temat postu: "Prokuratorzy niezależni nawet od rozumu"

Tragedia na ul. Teligi.

Syn zmarłego:

prokurator idzie na urlop


Data dodania: 2013-07-12 07:00:05 Ostatnia aktualizacja: 2013-07-12 13:57:38
Gazeta Krakowska

Maria Mazurek

Marian S. był typem strażnika prawa. Ale też prostym człowiekiem. Jego syn mówi, że nie wiedział, jak załatwić pewne sprawy, gdzie dzwonić. Więc po prostu pokrzykiwał na ludzi, że śmiecą, źle parkują, że piją pod klatką. Wyszedł zwrócić uwagę 29-latkowi kopiącemu w drzwi i przypłacił to życiem. O tragedii na ulicy Teligi w Krakowie - pisze Maria Mazurek.

Szef Prokuratury Apelacyjnej o tragedii na ul. Teligi:

prokurator popełnił błąd [WIDEO][/b]


Półgodzinny film, który zarejestrowała osiedlowa kamera na krakowskim Prokocimiu, szokuje, rozbudza niepokój. Pozostawia wrażenie: nie możemy czuć się bezpiecznie.






Tragiczna fabuła
W filmie występują: Marcin W., lat 29, wykształcenie wyższe. Menedżer w hipermarkecie, niekarany, notowany za kradzież. Pochodzi z Wielkopolski, w Krakowie wynajmuje mieszkanie. Ma generalnie dobrą opinię - zna języki, nieźle zarabia, jeździł sporo po Europie. Ubrany w elegancką marynarkę. Świadkowie powiedzą o nim później: wyglądał na kulturalnego człowieka.

Drugi bohater: Marian S., lat 69, emeryt, z zawodu lakiernik. Osiedlowy "stróż prawa": który reaguje na źle zaparkowane samochody, niedomknięty śmietnik, osiedlowe libacje. Sąsiedzi mówią, że czasami przesadzał, że mógł przymknąć oczy.
W filmie przewija się też kilkunastu przechodniów. W większości spieszących się, niewidzących dramatu.

Pierwsze sekundy filmu: Odurzony alkoholem Marcin W. dobija się do drzwi bloku. Kopie, próbuje je otworzyć na siłę. Dzwoni do wszystkich lokatorów. Podobno szuka faceta, który nie oddał mu 30 złotych.

6 minuta 30 sekunda: Z bloku wychodzi zdenerwowany Marian S., żeby przywołać Marcina W. do porządku. Ma z sobą psa i kij. Krzyczy na 29-latka. Marcin W. w pierwszym momencie odsuwa się. Ale po kilku sekundach wpada w furię. Rzuca 69-latka na żywopłot i tłucze. Pięścią, prosto w twarz. Raz za razem, nawet kiedy 69-latek przestaje się ruszać.
Zadaje osiem potężnych ciosów, po czym w 7 min 14 sek. nagrania spokojnie odchodzi.

10 min 40 sek.: Obok leżącego w krzewach Mariana S. przechodzą ludzie. Nie reagują. Niektórzy patrzą i idą dalej.

17 min 32 sek.: Sąsiedzi wreszcie zbierają się, starają się pomóc. Ktoś dzwoni na policję, inni przenoszą Mariana S. na trawę, próbują reanimować.

20 min 30 sek.: Przyjeżdża pogotowie, policja. Ratownicy reanimują mężczyznę. Za chwilę muszą jednak stwierdzić zgon.
Niedostateczny dowód

W tej sprawie bulwersuje opinię publiczną coś, czego nie widać na filmie: mimo że od bójki minęło 12 dni, Marcin W. wciąż nie ma zarzutów, nie siedzi w areszcie, prokurator nie odebrał mu też paszportu, nie zastosował dozoru policyjnego. Śledczy twierdzą, że nie mają dostatecznych dowodów, że bójka ma związek ze śmiercią.

Prokurator nie widzi tego, co widzą wszyscy oglądający film z monitoringu.

Policja szybko złapała Marcina W. i jego dwóch kolegów. Funkcjonariusze natknęli się na nich gdy, pijani, spali na przystanku. Marcin W. był zakrwawiony. Trafił do szpitala z połamanymi palcami. Tam pobrano mu krew do badań na zawartość alkoholu, ale ostatecznie nikt stopnia jego upojenia nie sprawdził.

Dlaczego? Bo Marcin W. (mimo filmu - ewidentnego dowodu jego napaści), występuje w sprawie jako... świadek. Prokurator prowadzący śledztwo, Cezary Kwiatkowski, podobno czeka na szczegółowe wyniki sekcji zwłok.

- Żeby postawić zarzuty, musimy znać klasyfikację czynu. Dlatego czekamy na opinię biegłych, czy 69-latek zmarł wskutek obrażeń, czy z innych przyczyn, np. zawału serca - tłumaczy go prok. Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka krakowskiej prokuratury (sam prok. Kwiatkowski przedstawić swoich argumentów nie chce).

A jego szefowa z podgórskiej prokuratury fuknie na dziennikarzy: "Prokuratura to nie piekarnia. Tu nie przychodzi się, kiedy się chce, bez umówionego spotkania".

Rzecznik Marcinkowska dodaje po raz kolejny, że śledczy musi ustalić "związek przyczynowo-skutkowy między bójką a śmiercią 69-latka". Jakby tego związku nie było widać na filmie.

Spychologia
Prokurator nie ma też czasu dla syna zmarłego mężczyzny, Dariusza S. - Wielokrotnie dzwoniłem do niego, byłem w prokuraturze. Próbowałem się czegoś dowiedzieć. Ale prokurator odsyła na policję, policja do prokuratury. I tak w kółko. Spychologia. Szary obywatel jest bezbronny w starciu z tą machiną. Wasza gazeta ustaliła w jeden dzień więcej, niż mnie się udało przez tydzień. Zwykłego człowieka, nawet w obliczu rodzinnej tragedii, nie traktuje się poważnie - mówi.
Pyta też: Czy jeśli to był zawał, to zmniejsza to winę Marcina W.?

- Próbowałem dowiedzieć się, kiedy będą zarzuty, kiedy się coś wyjaśni. Prokurator na to odpowiedział, że w połowie lipca idzie na urlop i ewentualne kroki podejmie dopiero po powrocie. Boję się, że kiedy prokurator będzie odpoczywał, Marcin W. najzwyczajniej ucieknie z kraju - mówi syn zmarłego.

Rodzinna tragedia
Syn Mariana S. powtarza sobie: zachować spokój. Nie w każdym momencie to wychodzi. Zżera go bezsilność, złość. I brak odpowiedzi na to kluczowe pytanie: dlaczego ojciec zginął?

Ale Dariusz musi myśleć przede wszystkim o matce, która jest już u kresu wytrzymałości. Każda wzmianka sąsiadów o tragedii, każda wiadomość w telewizji o jej mężu jest dla niej jak bolesny cios - taki, jakie napastnik zadawał jej mężowi. Ledwo te ciosy wytrzymuje.

Dariusz S. od ośmiu lat mieszka za granicą. Po pogrzebie został na dłużej w kraju, żeby zaopiekować się matką. Ale przecież będzie musiał wkrótce wrócić do swojego życia. Boi się, co stanie się wtedy z mamą.

Kobieta w tamto popołudnie, pierwszego lipca, wyszła akurat na chwilę do Tesco. Na ogół siedzi w domu. Dlaczego musiała wyjść właśnie wtedy? Przypadek? Przeznaczenie?

Wracając minęła policyjne wozy, karetkę. "Ciekawe co się stało" - pomyślała. Nie przyszło jej do głowy, że przez tę krótkę chwilę, kiedy jej nie było, mąż mógł zostać skatowany. - Bo jak to, pod własnym blokiem, w biały dzień? - pyta Dariusz S.

Marian S. nie cieszył się sympatią wszystkich sąsiadów. Kiedy pytamy ich o zdanie, niektórzy twierdzą, że o wszystko się czepiał, pokrzykiwał. Ale inni mówią o nim: typ społecznika, był potrzebny, robił to w naszym interesie. Nie zamykał oczu na zło, na chuligaństwo.

- Tata lubił porządek. Denerwował się, gdy ludzie parkowali na chodniku, albo że śmietnik jest nieogrodzony. Był prostym człowiekiem, zatem nie wiedział, jak załatwić sprawy dla osiedla. Więc chodził i upominał ludzi. Nie było w tym złośliwości, taki miał sposób na to, żeby wszystkim żyło się w tym miejscu lepiej - wspomina Dariusz.

Marian S. był kiedyś lakiernikiem, ale od lat już nie pracował. Kolekcjonował bibeloty, pamiątki. Taką miał pasję. Jeździł co niedzielę pod Halę Targową.

- W tej całej sytuacji uderza mnie jeszcze jedno: był biały dzień, przed godz. 16, ciepło, dzieci biegały, ludzie spacerowali - ciągnie Dariusz S. - A nikt nie reagował. Ani jak Marcin W. kopał w drzwi, ani jak bił ojca, ani jak tata leżał już w krzakach. Boli mnie ta znieczulica. Każdy odwróci głowę, żeby potem nie targali go po sądach.

To nie jest oaza spokoju
Ale po chwili zastanowienia dodaje : może zresztą to Prokocim nauczył ludzi tej znieczulicy? - Maczety, kibicowskie bójki, ciągle się słyszy jakieś historie z Prokocimia. Młodsi ludzie powyjeżdżali, zostało sporo chuliganerii - opowiada.

Jedna z mieszkanek wspomina, jak jej syn wylądował w szpitalu ze złamaną żuchwą, a kiedy zapytali go, kto mu to zrobił, odpowiedział: chcę jeszcze pożyć. Sama zeznawała kiedyś w sprawie pobicia. Napastnik wyszedł po trzech latach i groził jej nożem.

Inna mieszkanka Teligi wspomina, jak kiedyś na jej oczach pseudokibice Wisły rzucili się na chłopaka ubranego w koszulkę Cracovii. Nie wtrącała się, bo bała się, że skopią też ją.

Nie chcę tego widzieć
Dariusz S. nie oglądał filmu, na którym widać, jak jego ojciec umiera. Nie chce go oglądać. Nie ma w sobie tyle siły.
Całe zamieszanie medialne wokół tematu go przytłacza, drażni.

Ale z drugiej strony ma nadzieję: może dzięki temu coś w tej sprawie wreszcie drgnie. Może przełożeni prokuratora z Podgórza w końcu zadziałają, może zmienią śledczego. - Mojemu tacie życia to już nie zwróci. Mojej mamie nie zwróci to męża. Chodzi mi o sprawiedliwość. Każdego z nas czeka śmierć. Ale na Boga, nie taka. Co jeszcze musi się stać, żeby służby zaczęły wykonywać swoją pracę - po to, żebyśmy byli bezpieczni? - mówi syn ofiary.

Sprawę komentuje redaktor "Gazety Krakowskiej" Marek Bartosik. Przeczytaj komentarz "Prokuratorzy niezależni nawet od rozumu"

<><><><><><><><><>
<><><><><><><><><>
.

Jędrek Matejuk - kierownik

nieudolnych , niewydolnych ...






<><><><><><><><><>
<><><><><><><><><>


Generał Matejuk kupił ponad hektar gruntu

pod Wrocławiem.

Zapłacił 1,50 zł za mkw.



Prokuratura uznała, że policjanci, kupując tanio ziemię od państwa, nie popełnili przestępstwaSprawa dotyczyła domniemanego wykorzystywania stanowisk służbowych przez wysokich rangą oficerów policji.

Wśród nich był gen. Andrzej Matejuk

-obecnie szef polskiej policji,

a wtedy komendant wojewódzki na Dolnym Śląsku.


Oficerowie rzekomo mieli wykorzystywać stanowiska, by w2002 r. tanio kupić nieruchomości od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa (dziś Agencji Nieruchomości Rolnych). Chodziło o grunty w podwrocławskiej gminie Miękinia.Biuro ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej umorzyło to śledztwo 23 września. -Nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości - mówi „Rz“ prokurator Andrzej Laskowski z poznańskiego biura.Oprócz Matejuka atrakcyjne grunty kupił również m.in. jego zastępca w okresie szefowania dolnośląską policją -inspektor Zbigniew Maciejewski, dziś szef dolnośląskiej policji.Afera wokół gruntów kupionych przez policjantów wybuchła w 2003 r. Stowarzyszenie „W ramach prawa“ ujawniło wówczas sprawę sprzedaży państwowych działek w okolicach Wrocławia.Okazało się wtedy, że rok wcześniej nieruchomości od państwowej agencji kupili też Matejuk i Maciejewski.Oficerowie policji wystartowali w przetargu organizowanym przez Agencję. Kupili działki rolne o powierzchni niewiele ponad 1 ha każda. Obaj za metr kwadratowy ziemi płacili 1,50 zł. W mediach wskazywano, że jest to cena kilkakrotnie niższa od rynkowej.Prokurator Laskowski przyznał, że kontrowersje wokół zakupu gruntów przez policjantów badała Najwyższa Izba Kontroli oraz Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. - Żadna z instytucji nie dopatrzyła się nieprawidłowości -mówi Laskowski.Mariusz Sokołowski, rzecznik KGP, tłumaczył, że od początku nie było dowodów na jakieś nieprawidłowości w sprawie zakupu gruntu. - Komendant zakupił ziemię na ogólnych warunkach. Mógł tak zrobić każdy -powiedział „Rz“.Śledztwa w sprawie nieprawidłowości przy sprzedaży gruntów przez ANR prowadzi wrocławskie Biuro ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej.

Dotychczas zarzuty

postawiono kilkunastu osobom

związanym z agencją.


**Generał Matejuk kupił ponad hektar gruntu pod Wrocławiem.

Zapłacił 1,50 zł za mkw.

wtorek, 30 września 2008

Rzeczpospolita

[/size<><><><><><><><><>
<><><><><><><><><>


Wrocław:

Tanie mieszkanie generała Andrzeja Matejuka



Gazeta Wrocławska Marcin Rybak

2012-03-05 19:10:03, aktualizacja: 2012-03-06 07:25:30

Czterej policjanci, m.in. były szef policji i były komendant wojewódzki generał Andrzej Matejuk, mają okazję przejąć za 5 proc. wartości elegancką, odnowioną XIX-wieczną willę przy ul. Księcia Witolda we Wrocławiu. Generał zajmuje w niej przeszło stumetrowe mieszkanie.

Wrocław: Tanie mieszkanie generała Andrzeja Matejuka

Służbowe lokale urządziła tu policja. W latach 2004-2005 na jej koszt gruntownie wyremontowano willę. Lokali jest pięć. Cztery największe mają łącznie 490 mkw. powierzchni. Ostatni jest niewielki - 34 mkw. Cała, otoczona płotem posesja zajmuje 853 mkw. Kto tu mieszka? Wiadomo, że najważniejszym lokatorem jest generał Andrzej Matejuk. W czasie remontu był szefem dolnośląskiej policji. Od 2008 r. do niedawna pełnił funkcję komendanta głównego policji.

Kim są pozostali mieszkańcy - dokładnie nie wiadomo. Komenda wojewódzka nie odpowiedziała nam na to pytanie.

Z dokumentów wynika, że już w 2007 r. wszyscy lokatorzy złożyli wnioski o wykup mieszkań. Powołali się na ustawę z grudnia 2000 r. Wynika z niej, że najemcy mogą przejąć państwowe lokale z dużą ulgą - nawet za 5 proc. wartości rynkowej. Zgodnie z prawem mieszkaniami Skarbu Państwa zarządza prezydent Wrocławia. Rafał Dutkiewicz nie spieszył się z rozpatrzeniem wniosków. W końcu odesłał je oficerom policji, uzasadniając, że zostały złożone niezgodnie z procedurą. Nowe nie wpłynęły. Jednak, zdaniem prawników, prezydent może się mylić. Jeśli wnioski zostały złożone prawidłowo, to nadal są ważne. Mógłby o tym rozstrzygnąć sąd. Nie wiadomo, czy lokatorzy willi złożą w tej sprawie pozew.

Jak informuje nas rzecznik prezydenta Paweł Czuma, od 2009 r. lokatorzy zajmują mieszkania w willi "bezumownie" i ponoszą stosowne opłaty. Ile płacą? To tajemnica. Czy zatem coś się dzieje z willą wartą miliony złotych, należącą do Skarbu Państwa i zarządzaną przez prezydenta Wrocławia?

- Z naszego punktu widzenia sytuacja budynku nie jest do końca unormowana - mówi Paweł Czuma. - Trwa procedura zmierzająca do rozwiązania wszystkich problemów prawnych.

Najnowsze dzieje wrocławskiej willi, wybudowanej w 1872 r. dla kupca Heinricha Muysersa, badają funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. - Dotarły do nas informacje, które weryfikujemy - potwierdza rzecznik CBA Jacek Dobrzyński. Więcej nie chce powiedzieć.

Z naszych ustaleń wynika, że od lat 70. budynkiem zarządzała milicja. W latach 80. mieścił się tu sztab pułku ZOMO. - Ten budynek powinien zostać wpisany do rejestru zabytków - nie ma wątpliwości Łukasz Krzywka, historyk sztuki. W 2004 r. zaczął się kapitalny remont willi. Tak wynika ze zdjęć umieszczonych w internecie przez pasjonatów wrocławskiej architektury. Modernizacja skończyła się wiosną 2005 r. Policja informuje dziś o tych pracach oględnie i bez szczegółów. Wiadomo, że powstały służbowe mieszkania. Cztery duże i jedno małe. Jedno z nich przydzielono ówczesnemu komendantowi wojewódzkiemu generałowi Andrzejowi Matejukowi.

W maju 2007 r. generał Matejuk odszedł na emeryturę. Oficjalnie na własną prośbę. Plotkowano, że na żądanie ówczesnego szefa policji Konrada Kornatowskiego. Wrócił w marcu 2008 r. w wielkim stylu, bo został komendantem głównym. Z informacji, jakie uzyskaliśmy we wrocławskim magistracie, wynika, że w maju 2007 r. lokatorzy czterech dużych mieszkań w willi przy ul. Księcia Witolda złożyli wnioski o ich wykup. Powołali się na ustawę, dającą im prawo pierwokupu oraz spore ulgi: po 6 proc. za każdy rok pracy i po 3 proc. za każdy rok wynajmu mieszkania. Daje to maksymalnie 95 proc. wartości rynkowej lokalu.

Policja przesłała wnioski do prezydenta Wrocławia. Dlaczego do niego? Prezydent miasta na prawach powiatu ma ustawowy obowiązek opiekowania się nieruchomościami Skarbu Państwa na swoim terenie. Marek Kończak, dyrektor Wydziału Nieruchomości i Rolnictwa Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego, tłumaczy, że w takiej sytuacji prezydent musi ocenić, czy wniosek o wykup państwowego mieszkania jest poprawny pod względem formalnym. Jeśli tak, to musi sprzedać lokal najemcy. Według zasad opisanych w ustawie, czyli z ulgami.

Prezydent Rafał Dutkiewicz odesłał jednak wnioski, uznając, że złożono je w niewłaściwy sposób. Mógł to być tylko wybieg, który miał zablokować przejęcie lokali za niewielkie kwoty. Lokatorzy willi nie ponowili wniosków. W czerwcu 2008 r. policja postanowiła pozbyć się willi. Wniosek w tej sprawie wpłynął do wojewody, a potem do prezydenta Wrocławia. Uzasadnienie? Lokale były zbyt kosztowne w utrzymaniu. Procedura ciągnęła się aż do grudnia 2009 r. Wtedy to zarząd nad willą w imieniu Skarbu Państwa przejął prezydent Wrocławia.

Od tego momentu aż do dziś policjanci nie mają umów na zajmowane lokale. Co będzie dalej? Nie wiadomo. Rzecznik prezydenta Paweł Czuma nie ujawnia, co urzędnicy zrobili, żeby uporządkować sytuację willi i jej mieszkańców. Jedyny znany nam lokator, generał Andrzej Matejuk, nie chce z nami o tym rozmawiać. Czy to, co się dzieje z tą willą, to właściwy sposób zarządzania państwowym majątkiem? Dyrektor Kończak z Urzędu Wojewódzkiego zapowiada kontrolę. - W ramach nadzoru wojewoda dolnośląski poprosi prezydenta Wrocławia o informacje w tej sprawie - powiedział nam dyrektor Kończak.

Andrzej Matejuk
Służbę rozpoczął w 1978 r. w Komendzie Rejonowej Milicji Wrocław Krzyki. Był funkcjonariuszem wydziału dochodzeniowego. Przeszedł wszystkie niższe szczeble kariery aż do funkcji szefa Komendy Miejskiej Policji. Do Komendy Wojewódzkiej Policji trafił jako zastępca ówczesnego jej szefa
- generała Adama Rapackiego. Potem zajął jego miejsce. Od marca 2008 r. do stycznia 2012 r. był komendantem
głównym policji.

<><><><><><><><><>


Co wie komendant

Nowo mianowany szef polskiej policji

Andrzej Matejuk nie wie, co ma.



Nowo mianowany szef polskiej policji Andrzej Matejuk

zapowiedział bezwzględną walkę z chuliganami stadionowymi

i obiecał stworzenie specjalnych wydziałów policji

zajmujących się pseudokibicami.

Czyżby nie wiedział, że jego poprzednik

już pół roku temu powołał takie grupy?



Chodzi o zarządzenie komendanta głównego policji nr 982 z 21 września 2007 r. „w sprawie zasad organizacji i trybu wykonywania przez Policję zadań związanych z rozpoznaniem, zapobieganiem, zwalczaniem przestępstw i wykroczeń popełnianych w związku z imprezami sportowymi”.
Dokument jasno precyzuje utworzenie w każdej komendzie wojewódzkiej i powiatowej specjalnego punktu kontaktowego do spraw imprez masowych, a dodatkowo, w miastach wojewódzkich, powołano zespoły do spraw kibiców.
Swojego szefa tłumaczy jego rzecznik Mariusz Sokołowski: – Komendantowi chodziło o wzmocnienie tych zespołów, wskazanie im dodatkowych zadań, rozpoznanie środowisk kryminogennych, z których rekrutują się często pseudokibice. Zapewniam, że komendant o zarządzeniu wiedział.
Zdaniem Sokołowskiego zespoły do spraw kibiców nie działają efektywnie i dlatego trzeba je zmobilizować do pracy. Nie ma jednak mowy o dodatkowych pieniądzach i sprzęcie. – Może dodamy im policjantów kryminalnych? – mówi Sokołowski.
Deklaracja Matejuka miała związek z burdami, jakie na dworcu kolejowym w Tarnowie wywołali pseudokibice GKS Katowice wracający z meczu ze Stalą Stalowa Wola. Rannych zostało 21 policjantów, a 39 chuliganów trafiło do aresztu.

POLITYKA

Jakub Stachowiak

05 kwietnia 2008


<><><><><><><><><>
<><><><><><><><><>
<><><><><><><><><>


Policjanci świętowali ,

a przed komendą kierowca był bity.



Wczoraj pod komendą przy ul. Reymonta w Słupsku

pasażerowie bez biletu napadli na kierowcę autobusu.

Mimo próśb o pomoc, policjant nie wyszedł z budynku.

Poszkodowani usłyszeli, że funkcjonariuszy nie ma,

bo pilnują komendanta głównego.



Do szarpaniny z kontrolerem biletów doszło wczoraj wczesnym rankiem w Siemianicach w autobusie Nord Expressu, jadącym ze Smołdzina do Słupska. Podczas kontroli kilku młodych mężczyzn jechało bez biletu, jeden wyważył drzwi i uciekł. Pozostali grozili kierowcy i kontrolerowi pobiciem.

- Kierowca zamknął drzwi i pojechał po pomoc prosto na komendę policji - mówi Piotr Rachwalski, prezes Nord Express. - Niestety, policjant dyżurny nie chciał wyjść. Powiedział, że jest sam. Spojrzał na monitoring i stwierdził, że przecież nic się nie dzieje.

W tym czasie trzech mężczyzn rzuciło się na kierowcę, który czekał na policjantów w autobusie. Wykręcili mu ręce, otworzyli drzwi i uciekli. Radiowóz przyjechał dopiero po dziesięciu minutach, gdy sprawców już nie było.

Uciekli i zemścili się

Autobus z wystraszonym kierowcą wrócił na trasę. Po około godzinie bandyci czekali na niego w Smołdzinie, na pętli w lesie.

- Kilku mężczyzn skopało kierowcę - mówi Rachwalski. - Cudem się wyrwał, wsiadł do autobusu i odjechał.

Prezes Nord Expressu bezskutecznie próbował porozmawiać z komendantem słupskiej policji, jego zastępcą i szefem prewencji.

- Nikogo nie było wtedy w pracy - mówi Rachwalski. - Wszyscy byli na spotkaniu z komendantem głównym policji.

Prezes obawia się, że bezkarność bandytów może prowadzić do kolejnych napaści. Kierowca boi się jeździć.

- Drugą zmianę znów mam dziś na Smołdzinie - mówi pan Tadeusz (nazwisko do wiad. red.). - Gdyby policjanci zareagowali od razu, nie byłoby kłopotu.

Nasz komentarz
Aż trudno uwierzyć w wyjaśnienia policji, że wczorajsza wizyta komendanta głównego nie postawiła na nogi szeregowych policjantów, a jedynie naszego komendanta. Sami policjanci mówili nam coś innego. Obawiam się, że dyżurny naprawdę nie miał kogo wysłać na pomoc kierowcy, i co gorsza, z tego powodu może mieć nieprzyjemności. Wygląda na to, że na wizycie najważniejszego policjanta ucierpieli zwykli ludzie. Obym jednak się mylił. Mam nadzieję, że wczorajsza wpadka to tylko zwykły pech, a nie skutek zaplanowanej akcji ochrony komendanta głównego.
Bandyci zawieszą kursy?

Kierowca i kontroler złożyli wczoraj doniesienie na policji. Ponadto w oficjalnym piśmie do komendanta Nord Express nie wyklucza zawieszenia kursów na niebezpiecznej trasie. Okazuje się, że to kolejny raz, gdy chuligani atakują kierowców jadących do Smołdzina. Pasażerowie zaczynają się bać, szczególnie wtedy, gdy nie widzą żadnej reakcji policjantów.

To nie wina generała

Robert Czerwiński ze słupskiej policji zapewnia, że podczas wczorajszego incydentu policjanci nie zajmowali się wyłącznie ochroną szefa polskiej policji.

- Wizyta komendanta głównego nie miała wpływu na naszą pracę - mówi policjant.
- Nie angażowaliśmy żadnych dodatkowych sił. Jedynym policjantem z garnizonu słupskiego, który uczestniczył w spotkaniu, był insp. Krzysztof Zgłobicki, komendant słupskiej policji.

Policjanci obiecują, że wyjaśnią sprawę. Nie wykluczają też, że dyżurny mógł nie dopełnić obowiązków.



Głos Pomorza

Wiadomość wydrukowana ze strony [link widoczny dla zalogowanych]

SŁUPSK

9 maja 2008 r.

<><><><><><><><><>

<><><><><><><><><>


Mierny , bierny ale wierny ,

czyli kumpel Adama Rapackiego

nowym kierownikiem nieudolnych i niewydolnych .

Wymuszona emerytura komendanta policji


Karolina Łagowska

2007-04-16, ostatnia aktualizacja 2007-04-16 20:49:38.0

Generał Andrzej Matejuk, komendant dolnośląskiej policji,

odchodzi ze stanowiska.

Oficjalna wersja: sam poprosił o emeryturę.

Według naszych informacji mógł być do tego zmuszonyKomendant główny Konrad Kornatowski zapewnia, że Matejuk sam zdecydował o odejściu: - Komendant w ub. tygodniu umówił się ze mną na poniedziałek na rozmowę. W jej trakcie powiedział, że chce odejść na emeryturę z dniem 15 maja. Przychyliłem się do jego prośby i skierowałem wniosek do ministra, bo to on podejmie ostateczną decyzję. W Komendzie Wojewódzkiej nikt nie wierzy w taka wersję. - Emerytura? Dziwne. Jeszcze w ubiegłym tygodniu komendant snuł plany na przyszłość. Myślał o zmianach kadrowych. Nic nie wskazywało, że chce odejść. W piątek wspomniał, że wezwano go do Warszawy. A tam po prostu kazali mu złożyć raport. Sam Matejuk milczy. Policjanci, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że informacje o dymisji komendanta docierały do nich od co najmniej pół roku. Powody, dla których miał stracić stanowisko, podawano różne. Według jednych Matejuka chciano zdymisjonować, żeby dać jego stanowisko komuś innemu; według innych Komenda Główna miała dość wpadek jego podwładnych. Bo nikt w Warszawie już tam nie pamięta, że w 2003 roku dolnośląska policja zwyciężyła w rankingu tygodnika "Wprost". Natomiast ostatnio ma ona złą prasę.

- Fatalna seria zaczęła się w 2005 roku, gdy ujawniono,

że policjanci z Komisariatu Policji Psie Pole Osiedle

urządzali orgie z młodą kobietą.

A jeden z nich robił jej nawet zdjęcia ze służbowym pistoletem.

- Rok później kolejny skandal

- CBŚ złapał jadącego samochodem po pijanemu

komendanta komisariatu Wrocław Grabiszynek.

Do tego w towarzystwie mężczyzny poszukiwanego listem gończym

za udział w aferze korupcyjnej,

której tropy prowadziły do wrocławskiej policji.

- Jeszcze większy skandal wybuchł, gdy okazało się,

że pijany komendant nie został ukarany,

tylko po cichu odesłany na emeryturę

przez komendanta miejskiego Wiesława Pałaszewskiego.

Pałaszewski stracił za to stanowisko.

- W ostatnich tygodniach było jeszcze gorzej.

W pierwszy dzień wiosny policja

bezradnie przyglądała się manifestacji na Rynku,

podczas której aktywiści NOP wykrzykiwali rasistowskie hasła

i nieśli transparenty z zabronionymi prawem hasłami.

Uzbrojeni po zęby policjanci

wypchnęli natomiast z Rynku antyfaszystów,

którzy protestowali przeciwko rasizmowi.

Relacje z tego wydarzenia przytaczały europejskie media.

- Tydzień temu z jednego z wrocławskich szpitali

uciekło dwóch wychowanków poprawczaka dla lekko upośledzonych,

których pilnowało aż sześciu policjantów.

Jednego z uciekinierów funkcjonariusze szukają do dziś.

- Czarę goryczy mogły przelać ujawnione przez

nas wyniki badań opinii publicznej zlecone przez Komendę Główną,

z których wynika, że Dolnoślązacy najgorzej w Polsce

oceniają swoja policję.


Konrad Kornatowski nie wie jeszcze, kto zostanie nowym komendantem wojewódzkim. - Nieważne, skąd będzie człowiek, ważne, żeby Komenda Wojewódzka funkcjonowała prawidłowo, a obywatele czyli się bezpieczni - mówi.Kariera Matejuka Andrzej Matejuk komendantem dolnośląskiej policji był od siedmiu lat. Wcześniej kierował Komendą Miejską, a jeszcze wcześniej Komendą Rejonową na Krzykach.

Karierę zawdzięcza Adamowi Rapackiemu,

poprzedniemu komendantowi dolnośląskiemu.

Kiedy Rapacki odszedł na stanowisko

zastępcy komendanta głównego,

zastąpił go Matejuk.


Gdy do władzy doszedł SLD, ambicję zastąpienia Matejuka miał powiązany z lewica Zdzisław Kogut. Ostatecznie Matejuk przetrwał, a Kogut przez kilka lat był jego zastępcą.

W IV RP Matejuk jako jeden z nielicznych

tak długo utrzymał się na stanowisku.


Wczoraj razem z nim na emeryturę zdecydował się przejść również

komendant wojewódzki w Białymstoku Adam Mularz.

Odwołany został też szef gdańskiej policji .

Karolina Łagowska

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


<><><><><><><><><>
<><><><><><><><><>
<><><><><><><><><>
<<><><><>>><<<><><><<>>

POLICJA - Lokalowe gry generalskie

2008-04-26

Były komendant wojewódzki w Poznaniu, a obecnie wicekomendant główny policji, Henryk Tusiński uzyskał jako funkcjonariusz drugie okazałe mieszkanie na podstawie pisma podpisanego przez wiceministra MSWiA Adama Rapackiego w czasie, gdy był on jeszcze komendantem we Wrocławiu. Dokumenty wskazują na to, że aby załatwić sprawę, nie tylko nagięto przepisy, ale możliwe, że dopuszczono się także fałszerstwa.

Kiedy wystąpiliśmy do dolnośląskiej komendy policji o udostępnienie wszystkich dokumentów związanych z przydzieleniem Tusińskiemu mieszkania we Wrocławiu poinformowano nas, że istnieją wyłącznie dwa. Dysponujemy ich kopiami. Pierwszy nosi datę 3 sierpnia 2000 roku. Jest na nim podpis i pieczątka Adama Rapackiego, który miesiąc później przestał kierować wrocławską komendą. Z treści pisma wynika, że policja uzyskała dziewięć mieszkań dla funkcjonariuszy. Nie ma w nim jednak ani słowa o przydzieleniu lokalu dla Tusińskiego. Drugi dokument to wniosek o przydział z 8 lipca 2001 roku podpisany przez generała. Pismo ma dziwnie napisaną datę – tak jakby korygowano numer roku. Udostępniliśmy je do oceny dwóm specom od grafologii. Wydali na ich temat nieformalne opinie (do przygotowania ekspertyzy konieczny jest oryginał dokumentu oraz materiały porównawcze). Obaj uznali, że doszło do przeróbki daty. Jeden z nich uważa, że pierwotnie wpisany rok mógł zaczynać się od „19" – niewykluczone, że poczatkowo był tam rok 1999 (wtedy generał został wiceszefem dolnośląskiej policji). – To może być też przeróbka 2000 na 2001 – ocenił drugi grafolog.

Na prawdopodobną zmianę daty wskazuje także inna okoliczność. We wniosku Tusińskiego wymieniono, oprócz niego, czterech członków rodziny, wraz z którymi starał się o lokal (nie wiadomo o kogo chodzi – ich personalia na dokumencie zostały zaczernione). Gdyby formularz wypełniany był w lipcu 2001 roku generał nie mógłby wpisać do niego tylu osób. Jedna z córek była bowiem już właścicielką pierwszego otrzymanego z policji mieszkania (Tusiński podarował je jej na początku 2001roku).

Smaczku sprawie dodaje fakt, że według Komendy Głównej Policji, Tusiński otrzymał przydział w dniu 5 lipca 2001. Zatem gdyby data jego wniosku nie była przerabiana, to doszłoby do rażącego naruszenia przepisów – przydziału mieszkania jeszcze przed wystąpieniem o jego uzyskanie.

Na rok 2000 jako okres otrzymania drugiego mieszkania wskazują także wypowiedzi rzeczników komendanta. W 2002 roku w rozmowie z „Gazetą Wrocławską" Beata Tobiasz z dolnośląskiej komendy powiedziała: „Henryk Tusiński, gdy był zastępcą komendanta wojewódzkiego policji we Wrocławiu, otrzymał w 2000 r. mieszkanie służbowe". Takiej samej informacji udzielił poznański rzecznik policji w ubiegłym roku, kiedy zadaliśmy Tusińskiemu pytanie o termin otrzymania mieszkania we Wrocławiu.

Adam Rapacki od listopada 2007 roku jest podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji odpowiedzialnym za nadzór nad policją. Podlega mu zatem Tusiński. Generałów wiele łączy. Obaj pracowali na Dolnym Śląsku, obaj są niedoszłymi emerytami. Wiele także dzieli. O ile Rapacki ma bardzo dobrą opinię u większości policjantów, to o Tusińskim różnie wypowiadają się na swoim forum. – Wynik jest dla niego ważniejszy od podwładnych. Gdybym miał iść w ciemno za którymś z nich, to bez wątpienia za Rapackim – mówi policjant z Niezależnego Forum Policyjnego.

Od wielu miesięcy staraliśmy się o uzyskanie dokumentów z Prokuratury Okręgowej w Opolu oraz Biura Kontroli Komendy Głównej Policji. Urzędy te miały sprawdzić okoliczności uzyskania przez Tusińskiego z policji dwóch mieszkań. Okazuje się, że całkowicie pominęły one przedstawione powyżej kwestie. Zajmowały się głównie ustalaniem, czy Tusiński zgodnie z przepisami otrzymywał dofinansowanie za zamieszkiwanie w hotelu podczas służby w Poznaniu – chociaż akurat do tego miał ustawowe prawo.

– Moim zdaniem posłużono się Rapackim – mówi oficer z KGP, któremu pokazaliśmy dokumenty. – On w bezpośredni sposób nie wyraził zgody na ten przydział dla Tusińskiego i nie sądzę, by to zrobił, gdyby sprawa kiedykolwiek trafiła do niego na biurko. Nazwisko Rapackiego w tej sprawie stało się kołem ratunkowym dla Tusińskiego. Żaden uczciwy glina nie jest chętny, by pogrążyć Adama z uwagi na jego autorytet. Pewnie dlatego ukręcono sprawę w KGP. Szczególnie, że tutaj jest wielu ludzi, z którymi Rapacki wcześniej pracował.

Krzysztof M.Kaźmierczak

Głos Wielkopolski

Zobacz dokumenty :

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]



<<><><><>>><<<><><><<>>


Błazny z KGP ogłaszają po raz kolejny :

CBŚ rozbiło "grupę mokotowską"



mar, ulast 2008-04-27, ostatnia aktualizacja 2008-04-27 12:12:57.0

W niedzielę rano CBŚ rozbiło grupę mokotowską.

300 funkcjonariuszy Biura i policyjnych antyterrorystów

weszło w sumie do 25 mieszkań w Warszawie i jej okolicach.

Według informacji policji przestępcy planowali m.in.

uprowadzenia policjantów i prokuratorów.-

Grupa mokotowska został całkowicie rozbita.


W tej chwili w Warszawie i jej okolicach nie działa żadna znacząca grupa zorganizowana - powiedział rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.Akcja CBŚ została przeprowadzono w niedzielę rano. 300 policjantów z Biura i policyjnych antyterrorystów weszło do 25 mieszkań w Warszawie i jej okolicach. Wpadło m.in. ścisłe kierownictwo gangu - Karol R. pseud. Karol, Norbert D. pseud. Szlugu, Krzysztof P. pseud. Skrzat i Janusz M. pseud Jarek.- Zatrzymani byli kompletnie zaskoczeni. W akcji brali udział antyterroryści, ponieważ wiedzieliśmy, że członkowie gangu mogą być niebezpieczni i mieć przy sobie broń - powiedział Zbigniew Urbański z wydziału prasowego KGP.Jak dodał, przestępcy planowali m.in. uprowadzenia policjantów i prokuratorów prowadzących śledztwa dotyczące działalności gangu. Śledczy otrzymali ochronę.- Zatrzymani członkowie gangu będą odpowiadać za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, handel narkotykami, bronią i rozboje - dodał Urbański.Jeden z najniebezpieczniejszych gangów w Polsce Grupa mokotowska - była przez policję określana jako jedna z najniebezpieczniejszych w Polsce, specjalizowała się w napadach na tiry, handlu bronią i narkotykami (także na skalę międzynarodową), praniu brudnych pieniędzy.Jej rozbicie zaczęło się pod koniec 2005 r. gdy CBŚ zatrzymało 17 jej członków. Wcześniej w 2004 r. "wpadł" szef starego "mokotowa" Andrzejem H., ps. Korek. Został on aresztowany przez gdański sąd pod zarzutem przemytu 325 kg kokainy z Ameryki Południowej do Gdyni w 2003 r.Grupa "Korka" systematycznie zawłaszczała strefy wpływów po "grupie pruszkowskiej", wyrastając na najgroźniejszą w kraju. Gang zajmował się narkobiznesem, a zbrojne ramię grupy czerpało zyski ze ściągania haraczy i uprowadzeń.Nowy "mokotów" powstał właśnie z niedobitków poprzedniej grupy kierowanej przez "Korka" i gangu żoliborskiego. Śledztwo w sprawie grupy prowadzi prokuratura okręgowa w Ostrołęce.

- mar, ulast

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA



Z forum internetowego GW :
po raz który ich "rozbiliście"? Dwunasty?
swan_ganz 27.04.08, 12:24 Odpowiedz
czy ( ...) może to było już piętnaście razy?

A w międzyczasie gdy wy sobie tą grupę "rozbijacie" to oni wracają
do swoich podstawowych zajęć...
Ostatnio spod bloku moich rodziców na warszawskim mokotowie w ciągu
jednej nocy podpierniczyli trzy passaty. Dawno już na tym osiedlu
coś takiego się nie zdażyło bo przestępcy zamiast łazić i kraść
siedzieli w pierdlach. No ale Ćwiąkalski uważa, że oni też mają
swoje prawa obywatelskie i ich powypuszczał...
Znowu zaczyna się ten sam syf który już przerabialiśmy w trzeciej
erpe; władza rozbija grupy przestępcza w mediach a w realu strach
wyjść wieczorem na ulicę.
Ziobro jednak niewątpliwie ma swoje zalety....
--
Swan

** Just say no to drug reps **

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>



UBekistan – europejska enklawa bezprawia !

Trybunał w Strasburgu pyta o aresztowania w Polsce



mar, IAR 2008-01-03, ostatnia aktualizacja 2008-01-03 20:07:53.0

Europejski Trybunał Praw Człowieka zwrócił się do rządu polskiego

z pytaniem czy to prawda, że w Polsce powszechnie jest stosowany

system bezzasadnego przewlekłego aresztowania

wobec osób podejrzanych.

Sprawa bez precedensu, bo jeszcze nigdy Trybunał w Strasburgu

nie kierował pytania dotyczącego całego zagadnienia.

A to znaczy, jak zgodnie mówią prawnicy, że jest naprawdę źle.



Jak mówi Adam Bodnar, koordynator Programu Spraw Precedensowych w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka przetrzymanie ludzi w aresztach, to już w Polsce wręcz recydywa. Z prowadzonych przez Helsińską Fundacje statystyk wynika, że Polska przed Trybunałem w Strasburgu przegrywa około 3-4 tego typu spraw tygodniowo.Za tym idzie konieczność wypłacenia osobom, które wygrały odszkodowań. Straty ponosi skarb państwa. - W konkretnych sprawach nie są one wysokie: około 3-5 tysięcy euro na rzecz jednej osoby, ale problem w tym, że tych spraw jest coraz więcej, co wywołuje wrażenie, ze wszyscy w Polsce podejrzani są bezzasadnie przetrzymywanie w aresztach - tłumaczy Adam Bodnar.

Podaje przykład mężczyzny,

który od 7 lat przebywa w areszcie tymczasowym,

ale jeszcze nie doczekał się wyroku

nawet sądu pierwszej instancji.


Przypadek Jamrożego Trybunał problem stosowania tymczasowego aresztu w Polsce chce więc poznać dogłębnie. Pytanie o sytuację prawną osób aresztowanych skierował do Polski na podstawie skargi, która w listopadzie trafiła do Strasburga od byłego prezesa PZU SA Władysława Jamrożego. Podobnie jak kilkadziesiąt innych osób Jamroży, który od pewnego czasu przebywa już na wolności, skarży się na areszt. Trafił do niego w 2002 roku po zatrzymaniu przez Centralne Biuro Śledcze.


Jak tłumaczy jego adwokat Witold Kabański

Jmaroży przesiedział w areszcie bezzasadnie 2 lata i 3 miesiące.

- Władysław Jamroży jak i 6-ściu pozostałych jego współoskarżonych

miało te same zarzuty prokuratorskie:

ale w areszcie siedział tylko Jamroży,

podczas gdy pozostali cały czas byli na wolności,

jednocześnie pełniąc wysokie stanowiska - mówi adwokat.

Ćwiąkalski: To wstyd


Odpowiedzią na zapytanie Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie stosowania w Polsce aresztu zajmuje się między innymi ministerstwo sprawiedliwości. Jak przyznaje szef resortu sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, już samo pytanie Trybunału w Strasburgu to dla Polski po prostu wstyd i oznaka wyraźnej irytacji Trybunału.

Zgodnie z prawem okres pobytu w tymczasowym areszcie

to 12 miesięcy.

Może on być przedłużony,

ale w skrajnych i wyjątkowych sytuacjach do dwóch lat.


W ramach przygotowania odpowiedzi dla Trybunału w Strasburgu ministerstwo sprawiedliwości na razie zwróciło się do Prokuratur Apelacyjnych z całego kraju z prośbą o przekazanie statystyk dotyczących przebywania w aresztach podejrzanych. Czas na udzielenie odpowiedzi, a w tym zaproponowanie jak chce Europejski Trybunał "strukturalnych" zmian w tym zakresie, mija na przełomie marca i kwietnia.

mar, IAR

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Amerykański rząd krytykuje Polskę

Departament Stanu USA ostro skrytykował Polskę.

Jak ustalił tygodnik "Wprost",

w opublikowanych właśnie dwóch raportach,

Amerykanie piętnują nasz kraj za :


przeludnienie w więzieniach,

nadużywanie siły przez policję,

zbyt długie przetrzymywanie podejrzanych

w aresztach.


Krytykują też dyskryminację kobiet,

mniejszości etnicznych i seksualnych.


Autorzy raportu piszą

o kiepskim funkcjonowaniu

całego wymiaru sprawiedliwości.



Departament Stanu zauważa też pewne ograniczenia wolności słowa

i łamanie praw związkowców i pracowników.

( ... )

(IAR)

Wiadomość wydrukowana ze stron: wiadomosci.wp.pl

2008-03-16

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Ćwiąkalski w obronie zwyrodnialców .

Ćwiąkalski chce mniejszych kar

za ciężkie zabójstwa


cheko, IAR 2008-04-26

Resort sprawiedliwości chce umożliwić sądom

orzekanie łagodniejszych kar za zabójstwa

dokonane ze szczególnym okrucieństwem.

"Dziennik" wyjaśnia, że chodzi o planowane przez resort

wykreślenie z kodeksu karnego przepisu,

który nakazuje skazywać za ten rodzaj przestępstwa

na najwyższy wymiar kary.

Dziś morderca podlega karze pozbawienia wolności

na czas nie krótszy niż 8 lat

lub jednej z dwóch najsurowszych kar:

25 lat pozbawienia wolności albo dożywociu.

Jeśli jednak sprawca dokona mordu ze szczególnym okrucieństwem

lub z motywacji zasługującej na szczególne potępienie,

sąd ma do wyboru już tylko dwie możliwości:

nałożyć karę 25 lat więzienia lub dożywocia.

W ministerialnym projekcie nowelizacji kodeksu karnego

znajduje się propozycja usunięcia tego ograniczenia.

Oburzeni propozycją ministerstwa są politycy PiS

i przedstawiciele Kancelarii Prezydenta.



Minister Lecha Kaczyńskiego, Andrzej Duda podkreśla, że artykuł wprowadzający ograniczenia, został przygotowany przez profesora Andrzeja Zolla, który dziś przygotowuje jego wykreślenie. Profesor Zoll stoi na czele zespołu ekspertów, który przygotował nowelizację. Dziś twierdzi, że uchylany artykuł jest nadmiernie szczegółowy.

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Wiadomość wydrukowana ze strony [link widoczny dla zalogowanych]

Słupsk, 26 lutego 2010, 15:30

Słupskiej policji brakuje na papier toaletowy


(szczegóły sprawy)

Marcin Kamiński, [link widoczny dla zalogowanych]

Papier toaletowy mundurowi przynoszą z domu. Łazienki w komendzie są pozamykane, bo nie ma za co naprawić cieknących kranów. Do tego co czwarty radiowóz jest popsuty.

Co czwarty policyjny radiowóz jest popsuty.
(Fot. archiwum)
Sytuacja w słupskiej policji zaczyna przypominać farsę. Po ubiegłorocznym dzieleniu przysłowiowej kartki na czworo, wymianie żarówek na słabsze i przestawianiu drukarek na tryb oszczędny przyszedł czas na kolejne cięcia. Tegoroczny budżet policji jest wciąż na minusie. W kasie brakuje pół miliarda złotych.

– W służbowych toaletach nie mamy papieru toaletowego, brakuje także tego do drukarek – wylicza mł. asp. Beata Sawicka, przewodnicząca zarządu terenowego NSZZ Policjantów województwa pomorskiego.

– W ten sposób zmusza się funkcjonariuszy, aby kupowali go za swoje, ciężko zarobione pieniądze, a moglibyśmy je przeznaczyć na bilet do kina dla dzieci. Jeśli nam się uda, to załatwiamy papier do drukarek w zaprzyjaźnionych instytucjach. Niedopuszczalna jest przecież sytuacja, że nie zakończymy postępowania z powodu braku kartek, bo dobierze się do nas prokurator. Tak samo jest z toaletami. Zdarzają się przypadki, że lepiej jest je zamknąć, niż naprawić spłuczkę, bo aby ją naprawić, trzeba pisać zapotrzebowanie do komendy wojewódzkiej, a na to pieniędzy nie ma.

Zdaniem mundurowych blado wygląda też sytuacja z radiowozami. Według nich, niektóre z nich czekają w kolejce do naprawy od sierpnia 2009 r. Na 75 słupskich radiowozów, 20 stoi w warsztacie lub czeka w kolejce na znalezienie się tam. – Z informacji, jakie do nas docierają, wiemy że psują się turbiny, skrzynie biegów, wypadają uszczelki. Tak nie powinno być – dodaje Sawicka.

Rzecznik prasowy słupskiej policji Robert Czerwiński twierdzi, że takie awarie nie zdarzają się, a wszelkie naprawy wykonywane są na bieżąco. – Nasze samochody naprawiane są przez autoryzowane stacje obsługi, a przeglądy eksploatacyjne robione są w serwisach policyjnych w Gdańsku. Czas ich wykonania bywa różny od kilku godzin do kilku tygodni – przyznaje.

Kiepską sytuację finansową policji potwierdza Józef Partyka, szef NSZZ Policjantów województwa pomorskiego. – Budżet policji nie został zwiększony, a wręcz pomniejszony o pół miliarda złotych, choć był wyliczany na podstawie naszych potrzeb.

Wstrzymano wszelkie inwestycje, także te związane z nadchodzącym Euro 2012. Do tego funkcjonariusze nadal się zwalniają, a nowych przyjęć do policji nie ma, bo liczy się na to, że dzięki wakatom wytrzymamy tę sytuację. Spodziewam się, że w połowie roku będzie jeszcze gorzej.


>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>






.[/b]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paweł dnia Sob 21:33, 13 Lip 2013, w całości zmieniany 12 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Policja V RP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin