Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna o przestępcach w policyjnych mundurach
Policyjny Serwis Informacyjny
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

''Krakowiak'' i ''Oczko'' skazani na 25 lat więzienia

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Ciekawostki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paweł




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 2:04, 14 Lut 2008    Temat postu: ''Krakowiak'' i ''Oczko'' skazani na 25 lat więzienia

.

''Krakowiak'' i ''Oczko''

skazani na 25 lat więzienia


mar 2008-02-13, ostatnia aktualizacja 2008-02-13 12:58:59.0

"Krakowiak" i "Oczko" skazani na 25 lat więzienia,

"Zdzicho" na dożywocie - to wyrok Sądu Okręgowego w Katowicach

w najgłośniejszej ostatnio sprawie

dotyczącej przestępczości zorganizowanej, ws. tzw.

gangu "Krakowiaka".

Zgodnie z wyrokiem, "Krakowiak" będzie mógł się ubiegać o warunkowe przedterminowe zwolnienie najwcześniej po 20 latach, "Zdzicho" - po 30. Pozostałym 28 oskarżonym sąd wymierzył kary od 3,5 roku w zawieszeniu do 10 lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Wyrok jest nieprawomocny. Sędzia Grażyna Łukaszewicz odczytywała go przez dwie godziny.Janusz T., ps. Krakowiak - szef gangu, Marek M. ps. Oczko - szef mafii szczecińskiej oskarżony o zlecenie ludziom "Krakowiaka" zabójstwa i Zdzisław Ł., ps. Zdzicho, uważany za egzekutora gangu to trzej najważniejsi spośród 31 oskarżonych w największym procesie grupy "Krakowiaka".Proces gangu "Krakowiaka" trwał aż siedem lat, oskarżeni odpowiadali za 57 przestępstw, od części z nich zostali uniewinnieni. Postawiono najcięższe zarzuty, m.in. czterech zabójstw, napadów rabunkowych, pobić, porwań, handlu bronią i narkotykami. Sąd zezwolił na obecność mediów podczas ogłoszenia wyroku, utajnił jednak jego uzasadnienie, m.in. z uwagi na bezpieczeństwo świadków koronnych.Kilka odpryskowych spraw zakończyło się już wyrokami Np. w październiku 2004 r. Sąd Okręgowy w Katowicach wymierzył Januszowi T. i 10 innym oskarżonym kary od 3 do 7 lat więzienia za rozboje i wyłudzenia, dokonane w 1997 roku. Sam "Krakowiak" został skazany na 6 lat więzienia. Przed rokiem katowicki sąd apelacyjny zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia. W połowie listopada 2004 r. katowicki sąd skazał Janusza T. na 13 lat więzienia w sprawie napadów rabunkowych popełnionych w latach 90.Gang "Krakowiaka" był - zdaniem prokuratury - jedną z najgroźniejszych grup przestępczych działających w kraju. Podporządkowali sobie kilka innych gangów. Grupa "Krakowiaka" została rozbita na początku 1999 roku.

mar

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] © Agora SA

<<<<<<><><>>>><<<<<>

Historia "Krakowiaka", który trząsł Śląskiem

Marcin Pietraszewski

2004-07-02, ostatnia aktualizacja 2004-07-06 00:00:00.0

Janusz T., ps. "Krakowiak",

szef śląskiej mafii, miał dużo szczęścia.

W kasynach wygrywał setki tysięcy złotych,

w dziwnych okolicznościach wychodził z aresztu.

Pewności siebie nie stracił nawet wtedy,

gdy do jego domu wtargnęli policyjni komandosi.

- Kochanie, nic się nie martw, zaraz wracam

- powiedział żonie pięć lat temu.

Do dzisiaj jednak nie wrócił


Oficerowie Centralnego Biura Śledczego mówią, że 41-letni Janusz T., ps. "Krakowiak", ma mentalność lokalnego działacza Samoobrony skrzyżowanego z ulicznym bandytą.

- Ogromne poczucie władzy, totalny brak gustu i zero szacunku dla ludzkiego życia - mówi jeden z funkcjonariuszy. Trudno w to uwierzyć, ale to właśnie ten niepozorny, niski mężczyzna z czesanymi na bok, tłustymi włosami był cappo di tutti capi śląskiej mafii. Ubierał się jak tani alfons, ale żył jak filmowy mafioso. Pijał najdroższe alkohole, grywał o najwyższe stawki i niczym Don Corleone z "Ojca chrzestnego" podawał swoim ludziom dłoń do pocałunku. Niepokornych kazał natomiast ciągnąć po lasach za samochodem.

Bez jego wiedzy na południu Polski nie doszło do żadnego większego napadu. Wiedział o szczegółach przemytu narkotyków, broni i kobiet. Z każdej z tych transakcji miał czerpać zyski. Tyle że kiedy trafił do aresztu, zadłużona żona musiała wynająć obcym ich dom. Ktoś otworzył tam agencję towarzyską.

Kasa jest do wydawania

18 stycznia 1999 roku o świcie w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach zebrało się ponad 200 agentów CBŚ i komandosów. Każdy w kamizelce kuloodpornej i kevlarowym hełmie. Uzbrojeni po zęby. - Panowie, zwijamy "Krakowiaka". Może być naprawdę ostro - usłyszeli na odprawie.

Nikt im nie musiał mówić, o jaką stawkę grają. Wiedzieli, że pochodzący z Nowej Huty Janusz T. to pierwsza liga polskiego świata przestępczego. Na Śląsku pojawił się na początku lat 90. i od razu założył własny gang. Miejscowi przestępcy garnęli się do niego, bo mówiono o nim, że ma szerokie plecy. Bardzo szybko rozeszło się bowiem, że ukrywał w Krakowie ściganego przez policję Nikodema S., ps. "Nikoś", ojca chrzestnego polskiej mafii samochodowej.

- "Krakowiak" werbował do swojej grupy tylko karanych i sprawdzonych bandytów. Jeżeli robił jakiś wyjątek, to tylko dlatego, że ktoś się mu musiał przysłużyć. I to naprawdę czymś wyjątkowym - mówi prokurator Leszek Goławski, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach.

Tak było ze Zdzisławem Ł., ps. "Zdzicho", ochroniarzem z kasyna hotelu Katowice. Ten niepozorny, niski instruktor z dziecięcej szkoły karate uważany jest obecnie za najgroźniejszego polskiego płatnego zabójcę. Janusz T. poznał go w kasynie i polubił, bo spodobało mu się oddanie ochroniarza. "Zdzichowi" imponowała natomiast władza i pieniądze. Z czasem został zbrojmistrzem gangu, a po jakimś czasie szefem kontrwywiadu. Stosując brutalne metody, sprawdzał, czy któryś z "żołnierzy" nie jest policyjnym agentem. Miał też zastrzelić co najmniej trzy osoby.

- "Zdzicho" był tak wyrafinowany, że kiedy jechał na planowaną egzekucję do Szczecina, powiedział konkubinie, że wyjeżdża do Szwecji porozglądać się za pracą - mówi osoba znająca sprawę.

"Krakowiak" kochał hazard. Prawie wszystkie zarobione pieniądze przepuszczał w kasynie. Kiedy wygrywał, wszyscy goście pili na jego rachunek, a hostessy wracały do domów z biustonoszami wypchanymi zmiętymi setkami.

- Zdarzało się jednak, że w ciągu nocy potrafił przepuścić 200 tys. zł, a potem nie miał kasy na taksówkę. Podchodził wtedy do pierwszego lepszego z brzegu gościa i kazał się odwozić do domu. Nie było takiego, który by mu odmówił - wspomina jeden z byłych pracowników kasyna w hotelu Katowice.

Mafijny boss do znudzenia powtarzał swoim ludziom, że kasa jest po to, żeby ją wydawać. - Jednak zawsze trzeba mieć zaskórniaki na prawnika - podkreślał. W 1997 roku agenci CBŚ zatrzymali go w hotelu Katowice, a prokuratura przedstawiła zarzuty handlu kradzionymi samochodami. Za kratami siedział jednak tylko dwa tygodnie. Do dzisiaj nie wyjaśniono, jakim cudem sąd uchylił mu wtedy areszt.

- Jestem nietykalny i mam najlepszego adwokata w mieście - powtarzał potem z dumą "Krakowiak". W czasie powitalnej imprezy kazał swoim ludziom zastrzelić prowadzącego przeciwko niemu śledztwo prokuratora i wysokiego rangą oficera CBŚ. Na szczęście nikt się na to nie odważył.

Zocha, dzwoń po adwokata

18 stycznia 1999 roku otaczający dom Janusza T. policjanci byli więc przygotowani na najgorsze. O świcie na niewielkiej ulicy Baczyńskiego w Będzinie zaroiło się od nieoznakowanych wozów policyjnych, z których wysypali się uzbrojeni po zęby komandosi. Gangster nie chciał im jednak otworzyć drzwi. Policjanci weszli więc do środka z futryną, a stojący na schodach "Krakowiak" próbował się zasłonić pięcioletnim synem.

- Zocha, dzwoń po adwokata. Ja zaraz wracam - mówił do żony tuż po obezwładnieniu. Nie wiedział jednak, że w tym samym czasie policjanci rozbijają trzon jego gangu. W ręce agentów CBŚ wpadli m.in.: Zdzisław Ł., ps. "Zdzicho", Sławomir C., ps. "Żyd", skarbnik grupy Dariusz J., osobisty kierowca i ochroniarz "Krakowiaka" oraz piętnastu innych bandytów. Wszyscy zostali aresztowani.

- To była prawdziwa śmietanka. Jak w mafijnych filmach klasy "C" umacniali swoje więzi, trzymając sobie dzieci do chrztu czy też świadkując na ślubach - mówi jeden z oficerów policji.

W czasie przesłuchania Janusz T. był niezwykle spokojny, nawet pewny siebie. Wierzył, że w ciągu kilku dni adwokat znowu wyciągnie go na wolność.

- Jestem bezrobotnym ślusarzem spawaczem, mam piątkę dzieci, dom i bmw 528. Utrzymuję się z oszczędności i nic na mnie nie macie - wyrecytował prokuratorom z szyderczym uśmiechem.

Mina mu zrzedła, kiedy usłyszał, że jest podejrzany o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym, handel narkotykami i bronią, zabójstwa, porwania, napady, kradzieże i pobicia. W sumie ponad 50 zarzutów. Rozpoczęło się największe mafijne śledztwo w historii śląskiego wymiaru sprawiedliwości.

Kastor się spowiada

Przez osiem lat działalności gangu do więzienia trafiło wielu "żołnierzy" Janusza T. Jak przystało na zatwardziałych kryminalistów, żaden z nich nie poszedł jednak na współpracę z policją. Wiedzieli, że boss z "funduszu socjalnego" opłaci im adwokata i zadba o utrzymanie rodziny. Okazało się jednak, że cios przyszedł z najmniej spodziewanej strony. Zmowę milczenia przerwał Wiesław Cz., ps. "Kastor", najbliższy przyjaciel bossa i zarazem jego prawa ręka. Pod koniec 1998 roku został zatrzymany przez policję. Po kilkunastu latach spędzonych w więzieniach stwierdził, że ma już tego dość. Przeczytał w gazecie, że w życie weszła ustawa o świadku koronnym. Zdecydował, że przejdzie na drugą stronę. Prosząc o spotkanie z antymafijnymi prokuratorami z Katowic, "Kastor" spalił za sobą wszystkie mosty.

- To była najdłuższa spowiedź, jaką w życiu słyszałem. Przez kilka tygodni z detalami opowiadał o nam o dziesiątkach napadów, strzelanin i kilkunastu morderstwach. Nie mógł tego wszystkiego wymyślić, bo takie przestępstwa faktycznie popełniono, a sprawców nigdy nie wykryto - wspomina jeden z prokuratorów.

Dzięki tym zeznaniom ludziom "Krakowiaka" zarzucono zamordowanie małżeństwa właścicieli kantoru w Sosnowcu, zastrzelenie właścicieli kantoru w Stalowej Woli i Przemyślu, zabicie trenera kadry narodowej kick bokserów i wykonanie wyroku na szefie mafii białoruskiej w Polsce. Decyzja w sprawie tej ostatniej egzekucji zapadła w kawiarni hotelu Warszawa. Janusz T., pałaszując napoleonkę zgodził się, że jego ludzie "odpalą ruska" za 100 tys. zł. Po zabójstwie skasował lwią część tej kasy. - Jego "żołnierze" bez szemrania godzili się na taki podział. Wmówił im, że tak jest sprawiedliwie - mówi jeden z oficerów policji.

"Kastor" został pierwszym śląskim świadkiem koronnym. Objęto go policyjną ochroną, zmieniono mu nazwisko, a po procesie gangu czeka go operacja plastyczna. Tak, żeby żaden z byłych kompanów, którzy wydali na niego wyrok śmierci, nie mógł go już nigdy rozpoznać. Z czasem statusem świadków koronnych objęto także trzech innych członków gangu. Dwóch następnych bandytów w zamian za obietnicę nadzwyczajnego złagodzenia kary przyznało się do winy i także poszło na współpracę z CBŚ. Dzięki temu wyszli z aresztu i odpowiadają przed sądem z wolnej stopy.

Janusz T. długo nie mógł się pogodzić z tym, że jego ludzie spękali. Najbardziej bolało go to, że zdradził go najbliższy przyjaciel. W czasie pierwszej konfrontacji z "Kastorem" był bardzo przybity.

- Wiesiu, a ja ci trzymałem dziecko do chrztu. Bądźże człowiekiem - prosił smutnym głosem "Krakowiak", który od samego początku uparcie powtarzał, że padł ofiarą spisku. Nie przyznawał się do winy i twierdził, że przedstawi dowody absurdalności zarzutów. Nigdy ich jednak nie ujawnił.

- Pewnego razu oznajmił, że zacznie mówić, jak skończy się sranie po krzakach. Nikt z nas do dzisiaj nie wie, o co mu chodziło - wspomina osoba znająca kulisy śledztwa.

Wysoki Pani Sądzie!

20 lutego 2001 roku w Katowicach rozpoczął się proces Janusza T. i 35 członków jego gangu. Jeszcze nigdy w Polsce nie sądzono tak dużej grupy przestępców. Na potrzeby tego procesu za ponad 2 mln zł zbudowano superstrzeżoną salę rozpraw na terenie koszar policyjnych oddziałów prewencji. W oknach zamontowano mleczne, kuloodporne szyby, na ścianach zawieszono kamery, a przy wszystkich wejściach były wykrywacze metali. Gangsterzy usiedli za pancerną szybą, a z adwokatami kontaktują się wyłącznie za pomocą domofonów.

Pierwsza rozprawa zakończyła się skandalem. Skuty kajdanami "Krakowiak" niespodziewanie przyznał, że jest "człowiekiem z miasta i wszystkich wyśle do piachu". Chwilę później zaczął jednak śpiewać "Kawiarenki" i ślinić się jak niemowlę. "Żołnierze" patrzyli na bossa ze zdumieniem. Nie wierzyli, że to ten sam człowiek, którego się tak panicznie bali. Zawstydzony Zdzisław Ł., ps. "Zdzicho", który dla T. miał zastrzelić trzy osoby, ukrył twarz w dłoniach. Z aresztu do sądu zaczęły nadchodzić listy, że Janusz T. pije wodę z muszli klozetowej i w ataku szału rozbił umywalkę.

- Janusz T. trafi na badania do szpitala psychiatrycznego - zdecydowała sędzia Grażyna Łukaszewicz, przewodnicząca składu orzekającego. Proces przerwano.

Półroczna terapia w szpitalu przyniosła "Krakowiakowi" ukojenie. Uspokoił się na tyle, że ponownie mógł zasiąść na ławie oskarżonych. Zmieniła się też jego linia obrony. Zaczął oskarżać prokuratorów, że najpierw bili go w czasie przesłuchań, a potem obiecywali nowe życie w Finlandii. W zamian miał jednak wsypać kompanów. Potem skarżył się na strażników więziennych, którzy nie gasili mu światła. Wyjawił też, że przez ścianę celi ktoś mu szepcze informacje na temat planowanych zmian w rządzie. Salę rozpraw traktował jak swoją własność. Wstawał, kiedy chciał, i obrzucał świadków kalumniami. A do sądu zwracał się per "Wysoki Pani Sądzie". Spokorniał dopiero wtedy, gdy sędzia Łukaszewicz kilkakrotnie wyrzuciła go za drzwi.

Proces śląskiej mafii toczy się już ponad trzy lata. Odbyło się ponad 100 rozpraw, przesłuchano też większość świadków. Jednak aresztowani pięć lat temu gangsterzy prawdopodobnie nieprędko doczekają się wyroku. Okazało się bowiem, że zasiadająca w składzie orzekającym ławniczka poważnie zachorowała i nie ma jej kto zastąpić. Ławnicy rezerwowi już dawno bowiem zrezygnowali z udziału w procesie.

- Istnieje zagrożenie, że ta sprawa rozpocznie się od nowa - przyznaje sędzia Teresa Truchlińska-Binasik, rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Katowicach. W najlepszym wypadku proces trzeba będzie powtórzyć od połowy. Warunkiem jest jednak nakłonienie jednego z rezerwowych ławników do ponownego udziału w sprawie.

Te komplikacje nie zmienią sytuacji Janusza T. i jego najbliższych współpracowników podejrzanych o zabójstwa. - W tym kraju nie ma sądu, który uchyliłby im areszt. Ludzie mogą spać spokojnie - mówi jeden z policjantów.



Marcin Pietraszewski

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - [link widoczny dla zalogowanych] &copy; Agora SA


.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum o przestępcach w policyjnych mundurach Strona Główna -> Ciekawostki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin